[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strzępem materiału. Przeczucia miała jak najgorsze, bo wyglądało na to, że winy
nieboszczyka przypisano komuś żywemu, możliwe, że istotnie niewinnemu. Wolała
zrezygnować nawet z przewidywań, co z tego wyniknie.
Pan Rogaliński zaproponował, żeby może pojechać wreszcie po te kradzione
rzeczy, bo inaczej, niepewny, czy odzyskają wszystkie, nie będzie mógł spać w nocy.
Państwo Chabrowiczowie wyrazili gorącą chęć uczestniczenia w ceremonii. Zanim
Janeczka i Pawełek zdążyli zdradzić się z najwyższą odrazą do wizytowania
złodziejskiej meliny, wyszło na jaw, iż uroczystość rozpoznawania własności
Andrzeja Aopatki odbędzie się w komendzie policji. Do komendy policji mogli jechać
bez przeszkód, niczym im to nie groziło. Mało było prawdopodobne, iż siedzi tam
poukrywana po zakamarkach i dysząca zemstą cała rodzina złodziei.
W komendzie policji, dość ponurej i mrocznej, w pokoju na piętrze, leżał na stole
cały stos różnych rzeczy. Pierwsze, co ujrzał i wskazał z okrzykiem pan Krzak, to
były buty pana Andrzeja. Nie pozwolono mu ich wziąć do ręki. Impreza przebiegała
w ten sposób, że wszyscy goście, pan Krzak z panem Rogalińskim i państwo
Chabrowiczowie z dziećmi i psem, siedzieli pod ścianą, pan Hakim zaś z dwoma
jeszcze policjantami j z notesem w ręku przekładał przedmioty na stole. Pan Krzak
spod ściany udzielał informacji, w jakim miejscu należy szukać liczby 44.
Odnaleziono całe mienie pana Aopatki, a oprócz tego podróżną lodówkę pana Zwijka,
o której ukradzeniu on sam jeszcze nie wiedział. Trzymał ją w bagażniku w
samochodzie i przez ostatnie trzy dni nie była mu potrzebna. O innych przedmiotach
nie można było, niestety, powiedzieć nic pewnego, poginęły bowiem jeszcze przed
akcją wydrapywania znaków rozpoznawczych.
Kiedy schodzili w dół po zakończeniu całej zabawy, biegnący na czele Chaber
zatrzymał się nagle. Obejrzał się na swoich państwa i cichutko, króciutko warknął.
Nikt; poza Janeczka i Pawełkiem, nie zwrócił na to uwagi. Pan Krzak i pan
Rogaliński znosili właśnie po schodach odzyskane mienie pana Aopatki, a pan Roman
im pomagał. Janeczka i Pawełek błyskawicznie przycisnęli się do ściany,
przepuszczając ich przed siebie, i wymienili niespokojne spojrzenia.
Co jest? szepnął Pawełek.
Piesku, kto& ? wyszeptała w napięciu Janeczka. Minęła ich pani Krystyna,
schodząca ostatnia.
U podnóża schodów grzecznie zatrzymał ją policjant. Trzech innych wyprowadziło
z bocznych drzwi jakiegoś człowieka.
W pierwszym momencie Janeczce i Pawełkowi wydało się, że ma na głowie
turban, zaraz jednak rozpoznali, że nie jest to turban, tylko opatrunek. Rękę miał na
temblaku i kulał nieco na jedną nogę. Wyprowadzono go na zewnątrz i ulokowano w
samochodzie, który natychmiast odjechał.
Dzieci, chodzcie! zawołała pani Krystyna. Na co czekacie?
Janeczka i Pawełek poruszyli się i oderwali od ściany z dość dużym trudem. Tylko
Chaber, spełniwszy obowiązek, swobodnie i z całkowitym spokojem wybiegł na
ulicę. Jego państwo jeszcze przez dłuższą chwilę nie mogli odzyskać równowagi.
Jedziemy wszyscy do Andrzeja, chcecie? zaproponował pan Roman.
Spróbujemy jakoś zabezpieczyć to rozwalone okno. Chodzcie, wsiadajcie!
Dopiero w połowie drogi Pawełek zdołał ochłonąć.
Pierwszy raz w życiu zobaczyłem aresztowanego nieboszczyka!
wymamrotał półgębkiem, wciąż jeszcze nieco oszołomiony. To co tam się stało w
nocy, kogo zabili?!
Widziałeś przecież właśnie jego odszepnęła żywo Janeczka. Nie zabili go
całkiem, chwała Bogu! Spadła nam z głowy ta jego żona i dzieci.
Miałaś rację, że to nie był trup! Temu psu można wierzyć z zamkniętymi
oczami! A głowę bym dał& ! Coś takiego& ! Rany, to już go nie mam na sumieniu!
I już wiadomo, po co im była potrzebna ta kieszeń& Słuchaj, możliwe, że
człowieka z Mahdii też mamy z głowy! Nie zdążyliśmy o nim nic powiedzieć, ale on
tam był, w tym kamieniołomie i możliwe, że go zaraz potem też złapali!
A przecież tam leżał rozpamiętywał Pawełek, nie mogąc tak od razu
oderwać się od swojej zmory. I błysnęło, murowane, że to był nóż!
No więc dali mu po łbie, a potem dziabnęli go w rękę i w nogę. Zwyczajny
wycisk. Grunt, że żyje, jestem z tego bardzo zadowolona, bo powiem ci, że się nawet
trochę bałam, że będzie nas straszył po nocach.
Zwariowałaś?
Nie, ale tu jest jakiś dziwny kraj. Tu się może przytrafić wszystko. Rozwaliłbyś
taki kamieniołom w Polsce?
Coś ty& ?
No właśnie. Sam widzisz. Tu jest wszystko jakoś całkiem inaczej&
No, owszem. Fakt. Ale w straszenie po nocach to ja nie wierzę. Czekaj, co ty
mówiłaś? %7łe tego z Mahdii też złapali? O, niech ja kichnę, ty wiesz, że to możliwe?!
Bomba! Znaczy, przed nami rajskie życie& !
* * *
Sęczykowskich zaprosiliśmy na piknik powiedziała pani Krystyna w
niedzielę, która w tym kraju była wtorkiem. Trzeba się zastanowić, jak i gdzie ten
piknik zrobimy. Co proponujesz?
Pan Chabrowicz omal nie zakrztusił się herbatą.
Nie zaskakuj mnie tak poprosił. Nic nie wiem o pikniku, czekaj, niech się
zastanowię. A nie możemy ich przyjąć jakoś całkiem zwyczajnie?
Wykluczone. U nich jest mnóstwo atrakcji, a my tu nie mamy im nic do
pokazania. Trzeba koniecznie zrobić coś oryginalnego i uważam, że piknik jest
doskonały. Tylko gdzie?
Piknik robi się na ogół na świeżym powietrzu. Na łące albo w lesie. Aąki tu nie
ma ani jednej, a do najbliższego lasu mamy około stu dwudziestu kilometrów&
Nic podobnego przerwała Janeczka. Najbliższy las jest bardzo niedaleko,
zaraz za tamtą górą.
Za jaką górą? Janeczka pokazała palcem.
A o, za tamtą. Najpierw jest wieś, a potem wielka łąka i dużo lasu. Nie bardzo
gęsty, ale mógłby się nadać. Tylko zdaje się, że tam nie ma żadnego dojazdu.
A łąka mogłaby się wam nie spodobać, bo trochę za dużo kościotrupów na niej
leży& dodał Pawełek.
No nie, kościotrupy wykluczone&
Koło zródełka też jest łąka przypomniała znów Janeczka.
I las uzupełnił Pawełek. Też nie bardzo gęsty i może trochę niepodobny
do lasu. Ale za to stromy.
Byłoby zupełnym idiotyzmem oddalać się o cztery kilometry od wygodnego
domu po to, żeby spędzić parę godzin w potwornie uciążliwych warunkach
stwierdził pan Roman. Nie da się wykluczyć skorpionów i gorąco nie do
zniesienia. Czy nie można by jakoś sensowniej&
Piknik można zrobić tu przerwał Pawełek, wskazując okno.
Gdzie?
No tu, za domem. Mamy cały wielki plac.
W tych ostach?!
No i cóż takiego, osty można usunąć&
W jaki sposób? Tego się nie da ściąć!
Podpalić zaproponowała Janeczka. Pani Krystyna aż się wzdrygnęła.
I zrobić piknik na pogorzelisku? Oryginalne by to było z pewnością, ale wątpię,
czy przyjemne..,
Czekaj! ożywił się nagle pan Roman. To nie jest takie głupie. Tu nie,
ostom nie damy rady, ale tam trochę dalej. Z drugiej strony przejścia, no, na tyłach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]