[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyłączyła silnik i wysunęła się z auta. Prowadzące
do frontowych drzwi schody wydawały się strasz
nie wysokie. Biorąc głęboki oddech, jak to po wie-
lekroć robiła za kulisami przed jete, weszła na górę.
Teraz zapukaj. Podnieś tylko rękę, zaciśnij ją
i zapukaj, wydawała sobie kolejne polecenia.
Wszystko to zajęło jej co najmniej minutę. Czekała,
wstrzymując oddech. %7ładnej odpowiedzi. Zdobyła
się na odwagę i zapukała mocniej. I znowu czekała.
Nie wytrzymując dłużej napięcia, położyła rękę
na gałce i przekręciła ją. Aż odskoczyła, kiedy
drzwi się otworzyły, jakby bez jej udziału. Zamki
i zasuwy w jej manhattańskim mieszkaniu były
bardziej swojskie.
Pokój dzienny zdawał się zajmować cały par
ter. Tylna ściana była ze szkła i ukazywała zapie
rającą dech panoramę Pacyfiku. Na krótką chwilę
Ruth zapomniała o zdenerwowaniu. Widziała in
ne budynki zaprojektowane przez wuja, ale ten
był arcydziełem.
Drewnianą podłogę zdobiło kilka krwistoczer
wonych dywanów. Wystarczająco wymownym
dziełem sztuki był sam ocean. Z niewielkiej ilości
dekoracyjnych przedmiotów jeden wzięła cło ręki
- cudownej roboty mosiężny pojemnik z pokrywką
246 TANIEC MARZEC
na zawiasach i z rączką, służący do opróżniania
popielniczek i zbierania okruszków. Zachwyciła się
nim.
Wznosiła się tu również konstrukcja z półkami,
przed którymi stały w rzędzie szklane naczynia
o najróżniejszych barwach i kształtach. Na przepa
stnej, pokrytej grubą materią sofie leżało mnóstwo
poduszek. W głębi pokoju stał fortepian z połysku
jÄ…cego mahoniu, z podniesionym wierzchem. Pode
szła bliżej i wzięła do ręki kartkę papieru.
Była upstrzona nutami i opatrzona na marginesie
starannie wykaligrafowanymi uwagami Nicka. Pis
mo rosyjskie było dla niej nieczytelne, ale zaczęła
jednym palcem wystukiwać melodię na fortepianie.
Jego nowy balet? Wsłuchiwała się uważnie
w nieznajomą sobie muzykę. Uśmiechnęła się i od
łożyła kartkę na miejsce. Jest zdumiewający, doszła
do wniosku. Nie znała nikogo tak pracowitego jak
Davidov.
Ale gdzie on jest?
Znowu wodziła wzrokiem po pokoju. Czy to
możliwe, żeby wrócił do Nowego Jorku? Nie, prze
cież nie zostawiłby otwartych drzwi i nut nowego
baletu na fortepianie! Rzuciła okiem na zegarek
i nagle sobie uświadomiła: przecież go nie przesta
wiła na tutejszy czas!
G Boże, pomyślała, błyskawicznie przeliczając
godziny. Jest bardzo wcześnie! Pewnie jeszcze śpi.
Podeszła powoli do schodów i zerknęła na górę.
TANIEC MARZEC 247
Nie mogę tam pójść. Zacisnęła wargi. Nie zawołam
go przecież. Otworzyła usta i natychmiast je za
mknęła, wydając pomruk zakłopotania. I co mu po
wiem? Hop, hop, Nick, czy nie czas wstawać? Pod
niosła palce do ust, tłumiąc nerwowy chichot.
Nabierając dużo powietrza w płuca, z ręką na
poręczy, zaczęła wchodzić na górę.
Nick otworzył przeszklone podwójne drzwi pro
wadzące do pokoju dziennego od strony plaży. Od
dychał ciężko. Dres miał mokre plamy od dekoltu
aż po ściągacz na dole. Wysiłek przyniósł oczeki
wany rezultat. Zrzucił z siebie trochę ciężaru, a tak
że myślał trzezwiej. Pójdzie na górę, wezmie prysz
nic, a potem popracuje nad nowym baletem. Plan
jazdy na wschodnie wybrzeże i ściągnięcia jej tutaj,
do siebie, był pomysłem szalonego człowieka.
Przystanął w połowie drogi. Poraził go zapach
dziko rosnących kwiatów. Dobry Boże! Gzy już
nigdy siÄ™ od niej nie uwolni?
Jakim prawem ściga go na każdym kroku? Do
diabła, pomyślał z wściekłością. Mam tego dość!
Podszedł do telefonu i wystukał nowojorski nu
mer Ruth. Nie wiedzÄ…c nawet, co chce jej powie
dzieć, czekał, nieprzytomny z wściekłości, że nie
odbiera. Rzucając kolejne przekleństwo, odłożył
słuchawkę. Gdzie ją, do diabła, wyniosło? Na lek
cję? Nie. Lindsay. Oczywiście, gdzie indziej mo
głaby się udać?
248 TANIEC MARZEC
Ponownie podniósł słuchawkę, wcisnął cztery
numery, kiedy jakiś dzwięk przyciągnął jego uwa
gę. Krzywiąc się, rzucił okiem na schody. Z nie
mniej skrzywioną twarzą schodziła z nich Ruth.
Natychmiast spotkali siÄ™ wzrokiem.
- A jednak jesteś- powiedziała z nadzieją, że te
słowa nie zabrzmiały zbyt głupio. - Szukałam cię.
- Tak?
Chociaż tej odpowiedzi daleko było do uprzej
mości, Ruth zeszła z pozostałych stopni.
- Tak. Drzwi były otwarte. Chyba nie masz mi
za złe, że weszłam do środka.
- Nie.
Ze zdenerwowania nie mogła znalezć sobie miej
sca. Całą siłę woli skoncentrowała na uśmiechu.
- Zauważyłam, że pracujesz nad nowym bale
tem.
- Tak, zacząłem - odparł, wyraznie artykułując
słowa i nie spuszczając z niej wzroku.
Nie mogąc znieść takiego kontaktu, Ruth odwró
ciła się.
- Zliczne miejsce. Teraz rozumiem, dlaczego
urywasz się tutaj, ilekroć nadarzy się okazja. Za
wsze lubiłam ocean. Kiedyś mieszkaliśmy nad Pa
cyfikiem w Japonii.
Zaczęła chodzić po pokoju. Nick w milcze
niu spoglądał na jej plecy, gdy stanęła zapatrzona
w morze.
TANIEC MARZEC 249
Starał się rozluznić napięte mięśnie. Nie słyszał
ani jednego jej słowa.
- Przyjechałaś, żeby podziwiać widok?
- Przyjechałam, żeby się z tobą zobaczyć - od
parła. - Mam ci coś do powiedzenia.
- Doskonale. - Kiwnął głową. - Więc mów.
Ton jego głosu i nieświadomy, gwałtowny ruch
głową usztywniły ją.
- Właśnie zamierzam. Usiądz.
Choć zabrzmiało to prawie jak rozkaz, po chwili
wahania podszedł do sofy.
- SiedzÄ™.
- Czy dlatego jesteś nieznośny, że postawiłeś to
sobie za punkt honoru, czy może to twój wrodzony
talent?
Nick odczekał chwilę, po czym usiadł wygodnie
i oparł się na poduszkach.
- Przejechałaś trzy tysiące mil, żeby mnie o to
zapytać?
- Nie tylko po to - warknęła. - Nie chcę być
przez ciebie tłamszona, ani prywatnie, ani zawodo
wo. Najpierw porozmawiamy o tańcu.
- ProszÄ™ ciÄ™ bardzo.
- Jestem dobrą tancerką i niezależnie od tego,
czy będziesz mi partnerować, czy nie, nadal będą
dobrą tancerką. Kiedy jesteśmy w zespole, możesz
mi kazać tańczyć do utraty tchu, a ja wykonam
każde twoje polecenie. Jesteś dyrektorem.
- Jestem tego świadomy.
2 5 0 TANIEC MARZEC
- Ale na tym twoje dyrygowanie się kończy.
Cokolwiek robię w życiu prywatnym, robię to
z własnego wyboru i ponoszę za to odpowiedzial
ność. Jeżeli postanowię mieć tuzin kochanków albo
żyć jak pustelnik, nie twoja sprawa.
- Tak sądzisz? - Jego chłodnym słowom
i ostentacyjnie nonszalanckiej pozie towarzyszyły
złe błyski w oczach.
- Za dobrze cię znam. - Zrobiła krok w jego
stronę. - Dopóki jestem wolna, dopóki sama decy
duję, z kim się wiążę, nikt nie ma prawa wywierać
na mnie presji i dyktować mi, co mam robić i jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]