[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zostanie w tej kwestii zawodowcem.
Usłyszał następny jęk, a potem przekleństwo. Me
gan nigdy nie przeklinała. W tych sprawach nie po
zwalała sobie na najmniejsze uchybienie.
Tracę przeczesał palcami włosy. Gdzież, u diabła,
może się podziewać Simon?
Od dwóch tygodni Simon nie spuszczał Megan
z oka, a teraz nagle nie można go było nigdzie zna
lezć. Trace zadzwonił do matki, ale przypomniał so
bie, że jest w San Francisco z Stephenem, więc mógł
tylko zostawić jej wiadomość na sekretarce. Spróbo
wał skontaktować się z Paige, ale nie odbierała telefo
nu. Miał wrażenie, że nagle cała rodzina została we-
ssana przez czarnÄ… dziurÄ™.
Spojrzał na zegarek. Sześć minut.
Cholera! Cholera! Cholera!
-Trace!
Odwrócił się i zobaczył nadbiegających koryta
rzem Paige i Simona.
- Gdzie ona jest? - rzucił zadyszany Simon.
- W sali numer pięć.
Simon biegiem minÄ…Å‚ Paige i zniknÄ…Å‚ za drzwiami
piÄ…tki.
- Gdzie byłaś? - zapytał Trace Paige.
- Spotkałam Simona przy stoisku z biżuterią. Chciał
kupić Megan naszyjnik i prosił mnie o pomoc. Do-
piero przed chwilą zorientowaliśmy się, że nasze tele
fony nie działają. - Paige schwyciła Trace'a za ramię.
- Powiedz, jak ona siÄ™ czuje?
- W porządku. - Przed nimi pojawiła się Becca.
Paige zamrugała.
- Becca?
- To długa historia. - Wyjaśnianie obecności Becki
w szpitalu było w tej chwili ostatnią rzeczą, na jaką
Tracę miał ochotę. - Pogadamy pózniej.
- Trzymam cię za słowo. - Paige przenosiła wzrok
z Becki na Trace'a i z powrotem. - Jak siÄ™ czuje Me
gan?
- Zwietnie. - Becca uśmiechnęła się. - Przyszłaś
w samą porę, żeby powitać na świecie swoją siostrze-
niczkÄ™.
Oczy Paige rozszerzyły się zdumieniem. Obróciła
się na pięcie i pobiegła do sali. Trace poczuł, że krew
odpływa mu z głowy. Schwycił Beccę za ramię.
- Serio?
Skinęła głową.
- Serio.
- Przecież dopiero co przyjechaliśmy. - Trace po
trząsnął głową w zdumieniu. - To chyba powinno
trwać dłużej, przynajmniej tak mówiła moja matka.
Kilka godzin czy nawet dni.
- Widocznie Megan brała bóle porodowe za bóle
krzyża - powiedziała Becca. - A kiedy odeszły wody,
reszta poszła bardzo szybko.
- Ale - Trace gwałtownie wciągnął powietrze -
wciąż nie mogę w to uwierzyć.
Rozległ się krzyk dziecka. Trace wlepił wzrok w za
mknięte drzwi, potem przeniósł go na Beccę.
- Czy to... - Przełknął z trudem. - Czy to... ?
Becca roześmiała się.
- Gratulacje, Trace. Zostałeś wujkiem.
ROZDZIAA ÓSMY
Była prawie dziesiąta, kiedy Becca wjechała na
podjazd rezydencji Ashtonów. Nie wypiła ani kropli,
a jednak czuła się przyjemnie odurzona i kręciło jej
się w głowie.
Narodziny Amber Rose Pearce ważącej siedem
funtów i sześć uncji i długiej na dwadzieścia jeden
cali wywołały spore zamieszanie w szpitalu. Przyszła
dwa tygodnie przed czasem, ale kiedy już zdecydo
wała, że chce się urodzić, wykonała to z szybkością
rakiety. Była śliczną dziewczynką o różowych policz
kach, ogromnych niebieskich oczach i jedwabistych
blond włoskach. A do tego z charakterkiem, pomy
ślała Becca, wspominając maleńkie zaciśnięte piąstki
i głośny płacz.
Właściwie powinna się czuć skrępowana udziałem
w tak intymnym wydarzeniu rodzinnym. Nie widzia
ła Megan ani Paige od pięciu lat, a ponieważ zerwanie
zaręczyn z Trace'em nastąpiło zupełnie niespodziewa
nie, mogła przypuszczać, że jego siostry nie darzą jej
specjalnÄ… sympatiÄ….
Jednak nawet gdyby tak było, żadna z nich nie dała
niczego po sobie poznać. Wydawały się raczej zado
wolone z jej obecności i zaciekawione, chociaż, oczy
wiście, o nic nie pytały. Poza tym zdecydowanie zajęte
były czymś innym. Zwłaszcza Megan.
- Uśmiechasz się.
- Słucham? - Becca zatrzymała samochód przed
mieszkaniem Trace'a i spojrzała na niego. - Ach, tak,
to wszystko było raczej niezwykłe.
- Prawda? - On też się uśmiechnął. - Kiedy minęły
te pierwsze, straszne chwile.
- Szkoda, że nie widziałeś swojej miny, kiedy Simon
podał ci małą - powiedziała ze śmiechem. - Mogło się
wydawać, że trzymasz w ramionach tykającą bombę.
-Bomba przeraziłaby mnie mniej - przyznał. -
Wciąż jeszcze nie mogę uwierzyć, że ona jest tak ma
leńka.
- Ja też jestem wdzięczna Megan, że pozwoliła mi
ją potrzymać.
Becca nigdy wcześniej nie przeżyła czegoś podob
nego. Zapach nowo narodzonego maleństwa, skó
ra miękka jak płatek róży, słodkie gaworzenie. Kiedy
trzymała malutką Amber w objęciach, topniało w niej
serce i zapragnęła mieć własne dziecko.
A kiedy na twarzy Trace'a piastującego maleńką sio-
strzeniczkę zobaczyła zdumienie i zachwyt, zrozumia
ła, że pragnie trzymać w objęciach jego, a właściwie ich
dziecko.
- Chodz. - Trace sięgnął do wyłącznika świateł,
a potem wyciÄ…gnÄ…Å‚ kluczyk ze stacyjki. - Chyba znaj
dę jakieś bąbelki, żeby to uczcić.
- Trace, nie...
Ale on nie słuchał. Obszedł wóz dookoła, otworzył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]