[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Boga . Nie wiem dlaczego, ale mnie się to wydaje niesłychanie wsteczne...
Nie sądzę, by moi aborygeńscy przyjaciele byli jakimiś nadludzmi i nie
dopatruję się magii w ich podejściu do leczenia chorób i skaleczeń. Szczerze wierzę,
że wszystko, co robią, można naukowo wyjaśnić. Chodzi po prostu o to, że my
wierzymy, iż konieczna jest znajomość wyższej techniki, by móc skutecznie leczyć,
tymczasem przykład Prawdziwych Ludzi wskazuje, że można to robić inaczej i
wszelka technika jest zbędna.
Ludzkość wciąż błądzi, szukając wyjścia z impasu; na samym tylko kontynencie
australijskim mamy dwa, diametralnie różne wzorce. Jeden to najbardziej
nowoczesna i wymyślna technika medyczna. Drugi to pradawne praktyki, za
pomocą których od niepamiętnych czasów ratowano ludzkie życie i zdrowie. Może
zwolennicy obu metod któregoś dnia się połączą. A gdy ten ogromny krąg wiedzy
się zamknie, jakaż to będzie wspaniała okazja do świętowania na całym świecie!
Totemy
W ciągu dnia wiatr zmienił kierunek, nabrał mocy i bezlitośnie miotał w nas
piaskiem. Nasze ślady znikały z powierzchni ziemi w momencie, gdy się pojawiały.
Kiedy usiłowałam przebić się wzrokiem przez mgły czerwonego kurzu, miałam
wrażenie, że patrzę przez zalane krwią soczewki. W końcu udało nam się znalezć
schronienie za skalną ścianą. Usiedliśmy tam ciasno, jeden obok drugiego i
opatuliliśmy się skórami. A ja, zwróciwszy się do siedzących naprzeciw, spytałam:
Jaki jest właściwie wasz stosunek do zwierząt? Czy są one tylko waszymi
totemami, symbolami łączącymi was z przeszłością?
Nie! usłyszałam w odpowiedzi. Stanowimy jedność. Jesteśmy silni ich
słabością.
Powiedzieli, że brązowy sokół, który wciąż nam towarzyszył, krążąc nad
głowami, przypomina ludziom, iż nie należy wierzyć jedynie w to, co się widzi tuż
przed sobą. Wystarczy się unieść i poszybować wyżej, a otworzą się przed nami
znacznie szersze horyzonty.
Dowiedziałam się też, że odmieńcy, którzy umierają na pustyni z pragnienia,
tak się denerwują i martwią, że nigdzie nie widzą wody, iż tak naprawdę umierają
bardziej z irytacji niż z niedostatku płynów.
Plemię Ludzi Prawdziwych jest zdania, że ludzkość nie rozumie ewolucji, nie
pojmuje, że wszystko, co żyje na świecie, jest jedną wielką rodziną, a wszechświat
wciąż się rozwija. I jest to niekończący się proces. Ludzie za bardzo są pochłonięci
codziennymi sprawami, by móc ogarnąć cały byt.
Opowiadali o kangurach cichych i na ogół łagodnych stworzeniach, mających
od sześćdziesięciu centymetrów do ponad dwóch metrów wysokości i sierść koloru
57
ziemi w odcieniach od srebrzystoszarych do miedzianoczerwonych. Małe
kangurzątko rodzi się nie większe od ziarna bobu i tyleż waży, ale gdy jest z
gatunku czerwonych, dorasta, jak powiedziałam, do ponad dwumetrowej
wysokości. Nie chcę się nad tym rozwodzić, bo moi aborygeńscy przyjaciele
uważają, że my, odmieńcy, przykładamy za wiele wagi do koloru skóry i kształtów
ciała.
Kangur służy ludziom jako przykład stworzenia, które nigdy się nie cofa. To jest
dla tego zwierzęcia niemożliwe. Zawsze idzie do przodu, nawet gdy zatacza koła.
Ma ogon długi, gruby i mocny jak pień drzewa i może się na nim oprzeć, gdyż
doskonale wytrzymuje on ciężar ciała. Wielu tubylców wybiera sobie kangura za
totem. Czują się z nim duchowo spokrewnieni, pragną się na nim wzorować i uczyć
od niego wewnętrznej równowagi.
Podobała mi się rada moich przyjaciół, żebym spojrzała wstecz na swoje życie i
zastanowiła się nad popełnionymi błędami. No cóż, stwierdziłam, nie zawsze
dokonywałam właściwych wyborów, ale zważywszy, w jakim okresie życia to się
działo, doszłam do wniosku, że nic lepszego nie mogłam wtedy zrobić. Na dłuższą
metę moje postępowanie okazało się słuszne. Czas pokazał, że miałam rację.
Wąż często bywa totemem. Daje nam dobry przykład choćby dlatego, że często
zrzuca z siebie skórę. Niewiele osiągnęlibyśmy w życiu, gdyby to, w co wierzyliśmy
będąc dziećmi, pozostawało naszym ideałem w wieku dojrzałym. Trzeba pozbywać
się starych idei, przyzwyczajeń, opinii, a czasem nawet bliskich osób. Niełatwo jest
pozwolić komuś odejść. Podjęcie takiej decyzji bywa nieraz bardzo trudne, choć
nieodzowne. Wąż nie staje się ani lepszy, ani gorszy na skutek tego, że zrzuca starą
powłokę: czyni to po prostu z konieczności. Musi zrobić miejsce nowej. Pozbycie się
starego bagażu sprawia, że od razu czuje się i wygląda młodziej, choć oczywiście nie
staje się młodszy. Moi przyjaciele mówili o tym ze śmiechem, bo im się wydaje
śmieszne i bezsensowne, że my ciągle liczymy swoje lata. Wąż jest mistrzem, jeśli
chodzi o wdzięk i siłę. Dobrze jest mieć obie te cechy, choć w nadmiarze bywają
nieraz destruktywne. W przyrodzie jest wiele jadowitych węży. Ich jad zabija ludzi i
bardzo dobrze się do tego nadaje. Ale może też być pożyteczny jako lekarstwo i
środek wspomagający, gdy ktoś nadepnie na mrowisko lub opadną go pszczoły albo
osy. Wąż jest samotnikiem. Ludzie Prawdziwi szanują jego potrzebę samotności,
gdyż sami także ją nieraz odczuwają.
Emu to duży, silny ptak, który nie lata. %7ływi się głównie owocami.
Przemieszczając się po buszu czy pustyni, wydala ich pestki, przyczyniając się do
zwiększonego samosiewu krzewów i drzew owocowych. W rezultacie wzbogaca
pokarm roślinny mieszkańców buszu. Emu znosi wielkie zielonoczarne jaja;
symbolizuje płodność.
Delfin jest bardzo drogi sercu Ludzi Prawdziwych, mimo że nie mają już teraz
zbyt wielkiego dostępu do morza. Był pierwszym stworzeniem, z którym mogli się
porozumieć drogą telepatyczną. Uosabiał szczęśliwe i swobodne życie. Od tego
mistrza zabaw uczyli się, że zbędne jest współzawodnictwo, niepotrzebni są
przegrani i zwycięzcy, a wspólna zabawa ma być przyjemnością dla wszystkich jej
uczestników.
58
Od pająka też możemy się wiele nauczyć. Pająk ostrzega, że nie należy być
chciwym. Pokazuje, że rzecz użyteczna może być jednocześnie piękna, stanowić
dzieło sztuki. Upomina, by zbyt łatwo nie popadać w zachwyt nad samym sobą.
Rozmawialiśmy także o mrówkach, królikach, jaszczurkach, a nawet o dzikim
australijskim koniu brumbie. Gdy wspomniałam o pewnych gatunkach zwierząt,
które wyginęły, dziwili się, że odmieńcy nie rozumieją kryjącego się w tym
niebezpieczeństwa. Przecież ilekroć ginie jakiś gatunek zwierząt, przybliżamy się do
wyginięcia ludzkiego rodzaju.
W końcu burza piaskowa ustała i wyszliśmy z ukrycia. Po jakimś czasie
powiedzieli mi, że zastanawiali się nad tym, z jakim zwierzęciem ja jestem najbliżej
spokrewniona. Ale choć wiedzą, jak to zwierzę wygląda, nie umieją go nazwać. Na
moje podobieństwo do tego zwierzęcia wpadli, obserwując cień, jaki rzucam, mój
sposób bycia i kroki, jakie stawiam. Od czasu gdy zaczęły mi puchnąć opuszki
palców, mój chód się zmienił. Postanowili narysować to zwierzę na piasku. Słońce
jasno świeciło, więc zabrali się żwawo do pracy, używając do tego palców rąk i nóg.
Najpierw ukazał się zarys głowy; ktoś dodał jeszcze dwoje małych okrągłych uszu.
Popatrzyli na mój nos i przenieśli jego kształt na piasek. Nasza Duchowa Opiekunka
narysowała oczy, mówiąc, że to zwierzę ma taki sam kolor oczu jak mój. Potem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]