[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do podłogi, jednak wyglądając przez okno, widziało się przechylony horyzont i można się było
poczuć nieswojo, dopóki się do tego nie przywykło.
Obecnie ten styl miał urok retro; dotyczyło to głównie urządzeń domowych, których projekt
podkreślał funkcje: umywalki i toalety zaopatrzono w błyszczące rury i kurki, tworzące
skomplikowane konstrukcje nad kranami; panele serwisowe miały metalowe ćwieki, przyciski i
błyskające światełka, a nie proste ideogramy; roboty domowe z założenia wyglądały jak sprzęt
mechaniczny - ich ramiona i nogi napędzane były przekładniami, hydraulicznymi tłokami i małymi
elektrycznymi silnikami - a poruszając się, grzechotały i posykiwały, jakby zasilane parą; ich mowa
była sztuczna, a myśleniu towarzyszyło migotanie lampek. Maijstralowi nie odpowiadał pomysł
uroczych robotów; dość wcześnie sobie uświadomił, że jeśli dłużej tu zostanie, będzie musiał użyć
ciężkiego klucza do wszystkich mechanicznych urządzeń, bo to szczękanie i furkotanie
doprowadzało go do szału.
Wstał od śniadania, przeciągnął się, ziewnął.
- W ciągu dnia skontaktujemy się z panną Jensen i hrabiną - powiedział. Poklepał się po
kieszeni, w której trzymał licznik gotówki. - Ich wzajemna licytacja to dla nas korzyść.
Zauważył, że Gregor, wbrew swym zwyczajom, nie okazywał radości na myśl o
pieniądzach. Może półżywy okład wyczerpał już swój zasób środków przeciwbólowych, pomyślał i
wtedy przypomniała mu się wyimaginowana troska Gregora o Los Konstelacji.
- Nie rozpaczaj - powiedział. - Jestem pewien, że wynik będzie po twojej myśli.
Gregor natychmiast się rozpogodził. Robot grzechotał sztućcami w systematycznym,
zaprogramowanym rytmie. Co sekunda.
- Odpocznę sobie trochę - ciągnął Maijstral. - Obudz mnie o pierwszej, jeśli jeszcze będę
spał. Przygotuj mi drugie śniadanie.
Roman wstał od stołu.
- Proszę pana, jedno słówko.
- Oczywiście, Romanie. Chodz ze mną.
Naczynia kuchenne znów zagrzechotały. Maijstral zacisnął zęby.
Poprowadził Romana do pokoi mieszkalnych. Położył pistolet na nocnym stoliku,
marynarkę powiesił na krześle. Spojrzał na Romana - ten jedno ucho nastawił w kierunku drzwi,
jakby obawiał się, że ktoś podsłuchuje.
- Romanie, jeśli chcesz, zamknij drzwi.
Służący zastrzygł uszami, ale nadal wyciągał je w stronę drzwi.
- Nie ma potrzeby, proszę pana - odparł cicho. Maijstral usiadł na łóżku i zaczął
odwiązywać mankiety. Podszedł Roman i automatycznie zrobił to za niego. - Czy mógłbym spytać,
jakie ma pan plany, co do ostatecznych losów Cesarskiego Artefaktu?
- Oczywiście zamierzam to sprzedać. - Maijstral nawet na niego nie spojrzał. - Jak
najszybciej. Trzymając go, narażam się na kłopoty.
Sierść uniosła się na ciele Romana pod ubraniem, kilka kępek wyszło nad kołnierz. W
milczeniu włożył mankiety Maijstrala do szuflady.
- Możemy śmiało powiedzieć, że honor został uratowany dzięki wyzwoleniu panny Jensen -
stwierdził Roman.
Maijstral rzucił koszulę na marynarkę i obrócił swe ramię w panewce, krzywiąc się z
lekkiego bólu. Musiał je sobie nadwerężyć podczas nocnej eskapady.
- Słusznie - odparł natychmiast. - Dziękuję ci za tę uwagę i za wsparcie.
- Szkoda byłoby karać linię cesarską po to, by dać nauczkę niektórym z jej zwolenników -
stwierdził Roman. Przypuszczam jednak, że Cesarstwo dysponuje większymi środkami niż panna
Jensen z przyjaciółmi.
- Możliwe. - Maijstral zastanowił się chwilę. - Musimy jednak ostrożnie wyważyć nasze
żądania. W jakimś momencie taniej będzie nas zlikwidować.
- Zaryzykowaliby coś takiego?
- Hrabina Anastazja tak; Baron Sinn prawdopodobnie nie.
- Jednak nie chciałbym, by dynastia została zniszczona w wyniku czyjegoś działania na
Peleng.
Maijstral spojrzał na Romana. Uśmiechnął się.
- W takim razie, Romanie, my musimy o to zadbać.
- Jak sobie pan życzy, proszę pana.
- To wszystko?
- Tak, proszę pana. Dziękuję.
- Wychodząc, zamknij drzwi, proszę.
Roman wyszedł. Maijstral energicznym zamachem nóg usadowił się na łóżku. Myśli kłębiły
mu się w głowie, senność minęła. Zawsze wiedział, że Roman jest tradycjonalistą - o ile Roman w
ogóle uważał, że to stosowne, gdy ma się jakieś poglądy, prawdopodobnie żałował, że istnieje
Konstelacja, i z sentymentem traktował Cesarstwo, w którym nigdy nie mieszkał. Gregor
przeciwnie: nienawidził wszelkiej arystokracji i Cesarstwu życzył śmierci. Maijstral był władny
służyć jednemu z tych celów, ale nie obu.
Problem polegał na tym, że Maijstral w wielu sprawach liczył na swych pomocników.
Gregor chciał pieniędzy i porad w zakresie etykiety, więc będzie zadowolony, dopóki będzie
otrzymywał obie zapłaty. Roman był lojalny w stosunku do rodziny Maijstrala - Maijstral wiedział,
że nie zrobi on niczego potajemnie, nie zdradzi, nie zawiedzie zaufania. Ale przecież przyszłość
Maijstrala zależała nie od zwykłej współpracy, ale od współpracy gorliwej. Zadania były zbyt
ważne - serca musiały być całkowicie oddane sprawie, inaczej łatwo popełnić błąd. Przeoczony
alarm, narzędzie zostawione na parapecie, pułapka nie zlikwidowana i kto potrafi udowodnić, że
to zwykła pomyłka lub nieświadomy sabotaż, którego idea mogła się nieoczekiwanie pojawić w
zaniepokojonym umyśle?
Musiał dbać o zadowolenie obu swych pachołków, by nadal izolowali go od zagrożeń ze
strony Rozkwitu Ludzkości i hałastry Anastazji.
Maijstral wtulił się w poduszki i zamknął oczy. Musiał to sobie przemyśleć.
ROZDZIAA 10
Nichole, wyciągnięta wygodnie na kanapie, przyglądała się swoim stopom. Ale zrobiły się
brzydkie! - pomyślała.
W pracy wiele godzin musiała spędzać na nogach; pięć lat temu przemodelowała je, ale już
się zdeformowały i czas na kolejny zabieg. Na tydzień, dziesięć dni, musi odsunąć się od ludzi, by
po operacji przyzwyczaić się do nowego kształtu, nim będzie mogła pojawić się publicznie.
W każdym paznokciu widziała swój maleńki obraz. Na dzień dobry pomachała swemu
odbiciu i w odpowiedzi poruszyła palcami nóg. Dzwonek do drzwi.
- Drugie śniadanie, madame.
- Wnieś, do pokoju.
Stół-robot wleciał do środka w polu anty grawitacyjnym, opuścił nogi, rozstawił się.
Pozostałe przedmioty dostosowały się do nowego umeblowania pokoju. Do stołu podjechało
krzesło i odchyliło się zapraszająco.
- Zniadanie, madame. - Rozległy się dzwięki koncertu Emanuela Bacha na dęte instrumenty
drewniane.
- Dziękuję ci, pokoju. - Nichole usiadła. Z półmisków uniosły się pokrywki, buchnęła para.
Na Peleng drugie śniadanie było znacznie obfitsze od pierwszego. Nie wiedziała, czy Maijstral
nadal chce podtrzymywać pozory, że przebywa z nią, ale Nichole zamówiła tylko jedno śniadanie -
nie mogłaby siedzieć przed podwójnym zestawem. Nie skorzystała z propozycji stołu i sama nalała
sobie kawy.
Drugi dzwonek.
- Drake Maijstral, madame.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]