[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pomyślnych wiatrów! - rzuciła Nina, odprowadzając go do wyjścia.
Nagle rozległo się stukanie kołatki i w drzwiach ukazała się postać
kobiety.
- No proszę, zdążysz jeszcze poznać naszego dobrego przyjaciela z
Hemsedal, nim nas opuści - zwrócił się Hans Reinert do gościa.
Gdy kobieta podniosła wzrok, Ole zamarł, spojrzawszy wprost w parę
znajomych brązowych oczu. Twarz mu stężała, szybko jednak się opanował
i z chłodną uprzejmością podał kobiecie dłoń.
A więc to jest ta kontrahentka Niny z Niemiec, pomyślał.
Powinienem był się domyślić takiej możliwości, gdy wspominała mi o
Lubece.
- Dobry wieczór. Słyszałem o pani. Ole ujął wąską dłoń i uścisnął lekko.
- Co za zbieg okoliczności - uśmiechnęła się niepewnie kobieta. - Tyle
czasu upłynęło od naszych wspólnych przejażdżek po lasku bukowym, tyle
się od tamtej pory wydarzyło - zabrzmiał z goryczą jej głos. - Mam
nadzieję, że dobrze ci się wiedzie.
Popatrzyła na Olego, potem na Ninę, a na jej ustach pojawił się ironiczny
uśmiech.
- A więc państwo się znają? - wtrącił Hans. - To zabawne.
Ole wytrzymał spojrzenie kobiety, po czym uśmiechnął się z przymusem.
- Tak, tak, czasy się zmieniają, to pewne. Widzę, że wszystko u ciebie
dobrze? - Ole czuł się w obowiązku zapytać, choć tak naprawdę było mu to
całkiem obojętne.
- Dziękuję, dobrze. A u ciebie? Zamierzasz przejąć posiadłość?
Ole wyczuł zaskoczenie członków rodziny Reinertów na wzmiankę o
Sorholm, starał się więc śmiechem zbyć to pytanie.
- O, czas pokaże, na ile słuszne jest, by jakiś górski troll z Norwegii
zarządzał łąkami i lasami w Danii. - Następnie spojrzał przepraszająco i
RS
58
oznajmił: - Powóz czeka, muszę już iść. Raz jeszcze dziękuję za miły
wieczór. Być może zobaczymy się kiedyś znowu.
Odwrócił się i stawiając długie kroki, wyszedł, zostawiając w holu Ninę,
państwa Reinertów i Sophie.
Morska podróż upłynęła tym razem spokojnie, wszyscy więc w dobrych
humorach wsiedli do powozów w Kopenhadze. Ten ostatni etap podróży
Hannah uważała za najprzyjemniejszy. Z rozkoszą chłonęła wielkomiejski
ruch i zgiełk. Poza tym było znacznie cieplej niż w Norwegii, a z drzew nie
opadły jeszcze liście. Rozbrzmiewające wokół słowa w ojczystym języku
Hannah mile pieściły jej uszy. Poczuła się swojsko i nagle wszystko wydało
jej się proste.
Może to uczucie wywołały domy niższe odrobinę niż w Norwegii, może
bruk ułożony nieco inaczej, nie tak wysokie krawężniki? A może ludzie i
ich pogodne usposobienie tak ją nastroiło? Hannah dostrzegała wyrazną
różnicę w zachowaniu Duńczyków i Norwegów. Ci pierwsi byli bardziej
otwarci i rozmowni. Szczególnie w porównaniu z mieszkańcami wsi w
Hemsedal, ale także mieszkańców Christianii i Kopenhagi różnił inny
sposób bycia. Może była niesprawiedliwa wobec Norwegów, myśląc w taki
sposób, ale tym razem czuła silniej niż zwykle swe związki z Danią, gdy
postawiła stopę na duńskiej ziemi.
- Gotowi? - zapytała, uśmiechając się promiennie, i spojrzała na Olego,
który siedział w drugim powozie.
- To do zobaczenia w Sorholm! - Ole podniósł rękę i pokiwał siostrze,
lecz dziewczynka nie uśmiechnęła się i nie odwzajemniła pozdrowienia. Na
jej twarzy odmalował się zawód.
- Chcę jechać z Olem - marudziła.
- Jeszcze się najezdzisz, gdy tylko dotrzemy na miejsce - pocieszył ją
Flemming. - Ale teraz Ole jest umówiony z bankierem. Jeśli będziemy
jechać powoli, być może dogonią nas po drodze.
Birgit nie dała się zbytnio udobruchać.
- Pamiętasz to drzewo z dziuplą? - zapytał Ole. - Zaraz po przyjezdzie do
Sorholm wybierzemy się tam razem i sprawdzimy, czy nie ma tam skarbów.
Słowa brata odniosły pożądany skutek.
- Tylko my? - zapytała Birgit rozpromieniona.
- Tak, tylko my dwoje. Przecież nie możemy zdradzić innym naszej
kryjówki!
Ole uśmiechnął się i pokiwał siostrze na pożegnanie.
Bankier, który pod nieobecność właścicielki majątku sprawował nadzór
nad księgami rachunkowymi we dworze, postanowił przeznaczyć parę dni
RS
59
na pobyt w Sorholm. Ole ucieszył się, że spokojnie przejrzą księgi, a przy
okazji może porozmawiają także o propozycji złożonej Olemu wcześniej
przez bankiera. Ole wiele rozmyślał o ewentualnej spółce i czuł się nieco
rozdarty. Miał ochotę robić w życiu tyle różnych rzeczy. Trudno by mu było
zrezygnować z gospodarowania w Rudningen, na ojcowiznie, w miejscu,
gdzie się urodził i wychował, ale korciło go także, by zająć się
rachunkowością i bankowością w Kopenhadze. W rodzinnej wsi gospodarze
często zwracali się do niego o pomoc przy wyliczaniu dochodów i
rozchodów w gospodarstwie, przy sprzedaży i kupnie nieruchomości; radzili
się także w sprawach spadkowych. Sprawiało mu to wiele satysfakcji,
marzyło mu się jednak, by poświęcić więcej czasu na zarządzanie
posiadłością w Sorholm.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]