[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ona po\ałowała, \e nie wło\yła szortów i bluzki.
- Matt, teraz będziemy jedli. Słyszałeś?
- Pewnie. Będziemy jedli. Ale chyba nie sądziłaś, \e nie zauwa\ę tego stroju? - Zrobił
krok w jej stronę.
- Zostań tam, gdzie jesteś - zawołała. Wybiegła z kuchni, pobiegła do swojego pokoju
i prędko się przebrała.
Kiedy wróciła, Matt szykował jedzenie. Postawił na stole talerze i szklanki z wodą.
- Tamto czarne bardziej mi się podobało - powiedział.
- Nie wątpię. - Uśmiechnęła się. Nie dokończyli jeszcze jedzenia, kiedy sobie
uświadomiła, \e Matt wpatrywał się w nią płonącymi oczami. Natychmiast straciła apetyt.
Odło\yła sztućce, a on podszedł do niej i chwycił ją w ramiona.
- Wydaje mi się, \e kochaliśmy się wczoraj, a nie przed godziną - powiedział, całując
ją.
Odpowiedziała gwałtownym pocałunkiem. Zniadanie odeszło w niepamięć.
Minęły trzy dni. Le\eli na le\aku i odpoczywali po upojnych chwilach.
- Trudno będzie wrócić do rzeczywistości - powiedziała leniwie.
- Jeśli chcesz, mo\emy tu zostać dłu\ej. Ale w Argentynie na pewno ci się spodoba.
Ranczo jest niesamowite. Mo\emy zostać tutaj albo tam, jak wolisz.
- Nie musisz wrócić?
- Powiedziałem ci, \e kupujemy tamto ranczo. Część roku będę spędzał w Argentynie,
a część w Kalifornii.
- A co z ranczem w Teksasie?
- Jest tam doskonały zarządca. Ale zwykle wpadam tam co kilka miesięcy, \eby
sprawić tacie przyjemność. Chciałby, \ebym sam prowadził ranczo, przynajmniej do jego
śmierci, dlatego muszę tam wpadać co jakiś czas.
- Co znaczy, przynajmniej do jego śmierci? - spytała zdumiona.
- Po śmierci taty prawdopodobnie wydzier\awię ranczo i wyprowadzę się do
Argentyny. Uwielbiam tamto ranczo... Kraj jest piękny. Będę przyje\d\ał do domu na
posiedzenia rady nadzorczej Ransome Energy, ale nie muszę tam mieszkać.
- Nie powiedziałeś mi tego wcześniej - powiedziała surowo.
- Wydaje mi się, \e wspominałem ci o ranczu. Poza tym tata jeszcze po\yje. Zapewne
dopóki dziecko nie urośnie, więc to i tak nie ma znaczenia.
- To ma wielkie znaczenie. Nigdy nie wiesz, co przyniesie jutro. Mówiłeś o kupnie
rancza w Argentynie, ale nie powiedziałeś, \e zamierzasz się tam przenieść na stałe.
- Przecie\ to \aden problem.
- To jest powa\ny problem - rzuciła gniewnie. - Powinieneś był mi powiedzieć.
- Lata miną, zanim to się stanie. Posłuchaj, tata \yje. Gdybym teraz pozbył się rancza
w Teksasie, zraniłbym go. Dlatego póki on \yje, nie zrobię tego. Powinien \yć jeszcze długo.
Martwisz się czymś, co nie istnieje.
- Twój ojciec miał ju\ jeden atak serca. Nie mo\esz być pewien, \e następny nigdy się
nie zdarzy. Wakacje tu czy tam mogą być cudowne. Ale \yć tam na stałe... Nie ma mowy.
- śycie tam jest tak samo dobre jak w Teksasie - powiedział lodowatym tonem.
- Nieprawda. - Pokręciła głową. - Chcę \yć i studiować w Stanach.
- Dobrze, Olivio. Porozmawiamy o tym innym razem.
- Jakoś mnie to nie przekonuje. - Z trudem tłumiła gniew.
- Kończę właśnie remont domu w Argentynie. I chocia\ tata \yje, zamierzam spędzać
tam przynajmniej dwa miesiące w roku. Chcę, \eby moje dziecko było tam ze mną. Robię tak
co roku i tata dobrze o tym wie.
- To bardzo kłopotliwe. Nie będę mogła tak przerywać studiów, a potem pracy.
- Posłuchaj. Jesteśmy mał\eństwem. W ogóle nie musisz iść na studia. A ju\ na pewno
nie musisz pracować.
Wstała.
- Powinieneś był mi powiedzieć. Nie pozwolę ci zabierać mojego dziecka do
Argentyny na całe miesiące. I nie zrezygnuję ze studiów tylko dlatego, \e ty ze wszystkich
trzech najbardziej lubisz właśnie tamto ranczo.
- To co, u diabła, zamierzasz zrobić? Spiorunowała go wzrokiem.
- Muszę się zastanowić, Matt. Ale teraz wyje\d\am stąd. Kipiała wściekłością. Jak
mógł zataić przed nią tak powa\ne plany? Pakowała się gorączkowo. Wściekle wrzucała do
torby swoje rzeczy. W pewnym momencie zauwa\yła, \e Matt stoi w drzwiach i przygląda się
jej.
- Czy mo\esz przygotować dla mnie samolot? - spytała zimno. - Nie zostanę tu ani
chwili dłu\ej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]