[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sprawdziłem godzinę. Wpół do szóstej. Zawsze łowił po
drugiej stronie fiordu. Musiałem zatem wypożyczyć łódkę, co
zresztą nie sprawiało trudności. Pospieszyłem do przystani.
Kiedy odbijałem od brzegu, mgła spowiła niższe partie
fiordu, a mżawka zapowiadała nieprzyjemną noc. Wynająłem
solidny ponton z mocnym silnikiem, płynąłem więc szybko.
Minąłem kolejno cztery majestatyczne góry lodowe, które
niczym okręty bojowe mieniły się całą gamą kolorów od ośle
piającej bieli przez niebieski, aż do zielonego. Nagle w wodzie
zakodowało się i na powierzchnię wyskoczył wieloryb. Obra
cając się błysnął jasnym ogonem i brzuchem, i zniknął pod
wodÄ….
To było piękne i ekscytujące: ten stary wyga, wynurzający
się z morza i deszcz siekący po twarzy. Ale w sumie mało co do
mnie docierało. Musiałem z Arnim wyjaśnić całą sprawę. Dopie
ro teraz zrozumiałem, jakie to ważne.
Dryfował z wędką na dorsza na starej łodzi wielorybniczej.
Chroniły go nieprzemakalny płaszcz i rybacki kapelusz, osłania
jący kark. Spod siedzenia wystawała strzelba.
Rzuciłem linę, a gdy przyciągnął mnie, usiadłem obok
niego.
Trudno cię znalezć. Właśnie widziałem się z Millerem,
przekazuje ci, że już od jutra możesz latać.
Zwietnie powiedział wesoło i podał mi termos.
Poczęstuj się gorącą kawą.
Wrócił do wędkowania zarzucając blaszaną przynętę
w kształcie łyżeczki. Pokiwałem głową
Jesteś niepoprawny. To zupełnie niepotrzebne. Wystar
czy goły haczyk. Dorsze żerują przy dnie.
Obojętnym tonem spytałem:
Arnie, co zrobiłeś ze szmaragdami?
122
Szmaragdy? miał twarz niewiniątka. O czym ty
mówisz, do diaska?
O kamieniach, które znalazłeś w rozbitym heronie na
lodowej czapie. Przecież opowiedziała ci o nich Sara Kelso.
Zanim zaprzeczysz dodam, że znalazłem ślady samolotu z pło
zami i plamę oleju w pobliżu wraku.
Czy jako jedyny na świecie posiadam samolot z płozami?
Jesteś jedyną osobą tutaj, która daje w prezencie nie
oszlifowane szmaragdy warte czterdzieści tysięcy koron. Bar
dzo lekkomyślnie wciągnąłeś się w to wszystko.
Twarz mu stężała.
Nie wtrÄ…caj siÄ™ w moje sprawy, dobrze, Joe?
Zignorowałem go i mówiłem dalej:
Kiedy wpadliśmy na Sarę owej nocy przed jej pokojem,
pewnie wyczuła, że podbiła cię z kretesem, że zgłupiałeś komplet
nie, więc zrobisz dla niej wszystko. Natychmiast postanowiła wy
korzystać dę przeciwko Voglowi. Mogłeś polecieć tam, wziąć
szmaragdy i wrócić z opowieścią, że nie da się wylądować.
Większość to były tylko moje domysły, oparte na kilku
faktach, ale z jego twarzy wynikało, że trafiłem w dziesiątkę.
Ciągnąłem więc dalej:
Nawet mnie powstrzymywałeś od lotu. Twierdziłeś, ze
lądowanie na zamarzniętym jeziorze jest niemożliwe. Zapewne
planowaliście ulotnić się razem. Tymczasem wcale nie uległeś jej
czarowi na tyle, jak to sobie wyobrażała. Co więcej, wpadłeś na
lepszy pomysł. Prawdopodobnie opowiedziałeś jej bajkę, że nie
zdołałeś wylądować, co brzmiało wiarygodnie. Ale nie uwierzyła
ci, przedeż palnąłeś, że wylatujesz rankiem tego samego dnia, gdy
my zmierzaliśmy do Sandvig. Udałała się więc na pole startowe
i rozbiła ci dężarówką aermacchi, żebyś nie wystartował.
Dotąd słuchał w milczeniu, wreszde przemówił:
Catalina przypłynęła z Sondre wczoraj po południu.
Mogłem zabrać się w powrotny rejs, a potem przesiąść na od
rzutowiec do Kanady lub Europy.
Zaprzeczyłem.
Ale nie z taką ilością szmaragdów. Za dużo ryzykował
byś przy odprawie celnej, szczególnie że są warte tego całego
kramu. Nie, ty potrzebujesz samolotu, ponieważ daje ci swobo-
123
dę ruchów. Możesz ukryć kamienie na pokładzie i odlecieć
w dowolnym kierunku. Dlatego zostałeś, zresztą nie miałeś spe
cjalnych powodów do zmartwień. Sara nie była pewna, że ją
wywiodłeś w pole, a z drugiej strony nic nie mogła powiedzieć
Voglowi. Przy odrobinie szczęścia zniknąłbyś dzisiaj, lecz teraz
już za pózno. %7łądni twojej krwi siedzą ci na karku, Vogel też
widział ślady, więc wie, że ktoś tam lądował i z pewnością
potrafi dodać dwa do dwóch.
Już nie zaprzeczał.
Sam sobie poradzę stwierdził ponuro.
Zaniepokoiłem się jak ojciec upartego dziecka, które nie
słucha rozsądnych rad.
Arnie, na miłość boską, to zawodowcy. Całe życie roz
prawiali siÄ™ z takimi naiwniakami jak ty.
Przypuszczam, że ze strachu i urazy tak gwałtownie zarea
gował. A może po prostu nigdy mnie nie lubił.
Do diabła, za kogo się uważasz? Eunuch, który rzyga już
na widok barmana. Myślisz, że potrzebuję twoich rad? Twier
dzisz, że pomożesz mi? Nawet sobie nie radzisz sam z sobą
wyciągnął spod siedzenia strzelbę i podniósł do góry. Niech
przyjdą, bardzo proszę. Niech no tylko pokażą się.
Cała ta scena była śmieszna, nieomal groteskowa, a ja sie
działem bezradny. Mogłem go wprawdzie wydać przed Simon-
senem, ale on też niewiele zdziałałby bez przekonywających
dowodów, których brakowało. Poza tym wolałem nie angażo
wać się, bo wyniknęłoby zbyt wiele komplikacji. Może musiał
bym zeznawać, a to była ostatnia rzecz, jakiej potrzebowałem.
Nagle poczułem szarpnięcie. Ryba połknęła haczyk i po
chwili wyciÄ…gnÄ…Å‚em sporego dorsza. Arnie odruchowo przycis
nÄ…Å‚ go kolbÄ….
Przynajmniej załatwiłem ci kolację powiedziałem.
Na twoim miejscu ruszyłbym stąd. Mgła może jeszcze dać się
we znaki, zanim ustÄ…pi.
Nie odpowiedział. Po prostu siedział pobladły, w czarnym
kapeluszu ze strzelbą przy piersi, a w oczach czaił mu się strach.
I tak go zostawiłem, co było najgorszym wyjściem. Wsiadłem do
łódki i szybko zniknąłem w gęstniejącej mgle.
124
Do przystani dobiłem bez problemów, mimo że mgła spo
wiła wszystko wilgotnym szarym całunem. Zacumowałem pon
ton i wspiąłem się po schodkach na molo. Szedłem w absolutnej
ciszy, przerwanej tylko donośną syreną płynącego ostrożnie
trawlera.
Otter stał na polu startowym, a ponieważ wcześniej nie
zatankowałem, od razu zabrałem się do roboty. Przynosiłem po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]