[ Pobierz całość w formacie PDF ]
widać było, że są pokryte żółtym kamieniem i upstrzone tu i
ówdzie czarnymi plamami. Jako że nigdy nie wątpiłam w to, iż
każda matka uczy swoje dzieci higieny, zastanawia-
łam się, jaki stopień amnezji osiągnął w stosunku do swojego
dzieciństwa. Bardzo lubił, jak mu się brandz-lowało dupę.
Znajdując się na czworakach, wystawiał szeroki, raczej biały zad,
podczas gdy jego twarz przybierała poważny wygląd
oczekiwania. Wówczas padałam przy nim w rozkroku na kolana,
lewą rękę lekko opierałam na jego grzbiecie lub biodrze, prawą
zaś śliniłam i zaczynałam masować go w okolicy odbytu, a
następnie wkładałam tam palce, najpierw dwa, potem trzy i
cztery. (Gdyby ktoś widział tylko moje zgarbione plecy i
frenetyczne ruchy ramienia, mógłby pomyśleć, że to gospodyni,
która usiłuje uratować warzący się sos, albo majsterkowicz
szlifujący deskę). Jego pojękiwania cechowały się taką samą
nosową tonacją jak śmiech. Słuchanie ich służyło mi za miarę
skuteczności wysiłku i wprowadzało mnie samą w stan tak
wielkiego podniecenia, że niechętnie przerywałam, nawet kiedy
bolała mnie już ręka. Następnie dochodziło do zmiany
ustawienia, zgodnie z logiką akrobatów nakazującą zamieniać się
miejscami podczas wykonywania poszczególnych figur. Palce
zastępowałam językiem, po czym wślizgiwałam się pod mojego
kochanka i razem tworzyliśmy pozycję, którą się zwykło
nazywać 69, potem zaś nie pozostawało mi już nic innego, jak
tylko samej stanąć na czworakach. Zawsze zastanawiałam się
wówczas, skąd się bierze tak wysoki poziom doznawanej
rozkoszy. Niewiele osób dociera do końca, chociaż takie wy-
prawy wzmagają bez wątpienia dziecięcy pociąg do kloaki.
Kloaka to miejsce ukryte, nie dlatego, że nie chcielibyśmy być
tam oglądani, bo uwłaczałoby to
naszej godności. Podobnie jak zwierzęta wydzielające duszący
smród, aby odstraszyć drapieżnika - człowiek otacza się tu tą
samą ochronną opończą, szuka schronienia jak w gniezdzie tym
pewniejszym, że po części uwitym z własnych ekskrementów.
Moi znajomi uważali jednak, że mężczyzna, o którym mowa,
wyglądał bardziej niechlujnie, niż to się na ogół zdarza w przy-
padku nieprzywiązującego wagi do pozorów intelektualisty. Nie
zniechęcałam ani do pytań, ani do komentarzy. W moich
reakcjach czaiło się kontrolowane wyzwanie: A właśnie że tak,
po porannym prysznicu, w czystych majteczkach wyglądam
świeżutko, a przecież tarzam się w gównie". Czy też, w razie
potrzeby: Tarzam się w gównie tak samo, jak się do ciebie
przytulam".
Nie trzeba być psychologiem, ażeby w takim zachowaniu
zauważyć skłonność do samoupodlenia, zabarwioną
perwersyjnym zamiarem wciągnięcia w tę grę partnera. Wszakże
nie poprzestawałam tylko na tym; byłam przekonana, że cieszę
się fantastyczną wprost wolnością. Pieprzyć się, nie zważając na
jakąkolwiek odrazę, to nie tylko pochlebiać samej sobie, ale
również - na skutek odwrócenia ról - wznieść się ponad
uprzedzenia. Są tacy, którzy lekceważą zakazy równie potężne
jak cudzołóstwo. Ja zadowoliłam się tym, żeby nie musieć
wybierać sobie partnerów, niezależnie od ich liczby (biorąc pod
uwagę warunki, w jakich uprawiałam seks, nawet gdyby w tej
liczbie" znalazł się mój ojciec, tobym go pewnie nie rozpoznała) i
niezależnie od płci oraz cech fizycznych i moralnych (podobnie
jak nie starałam się unikać osoby, która się nie myła, oraz całkiem
świadomie spotykałam się
z mężczyznami bezwolnymi i imbecylami). Wciąż zresztą mam
nadzieję, że - zgodnie z obietnicą Erica -któregoś pięknego dnia
znajdę się pod tresowanym psem, co nigdy się nie zdarzyło,
chociaż do dzisiaj nie wiem, czy okazja przeszła nam koło nosa,
czy też mój przyjaciel uznał, że nie powinno to wykraczać poza
sferę wyobrazni. Wcześniej na stronach tej książki podjęłam
refleksję na temat przestrzeni. Teraz mówię o zwierzęciu i
nurzaniu się w ludzkiej zwierzęcości. W jaki sposób najlepiej
ująć skrótowo kontrast doświadczenia, polegającego na
przemieszaniu się rozkoszy, która sprawia, że człowiek przestaje
nad sobą panować, ze splugawieniem powodującym, że stajemy
się mali? A może tak: w samolocie, na niektórych trasach, lubię
prowadzić przez okienko długie obserwacje pustynnego
krajobrazu. Podczas dalekich rejsów zamknięci w kabinie ludzie
łatwo stają się ospali i, w warunkach bliskiego sąsiedztwa,
zaczynamy w końcu dzielić z nimi odór spoconej pachy czy nóg.
Ogarniające mnie wówczas oczarowanie - w przypadku gdy dane
mi jest równocześnie obejmować spojrzeniem kawałek Syberii
czy pustyni Gobi - jest tym większe, im bardziej doskwiera mi nie
tyle może zapięty pas bezpieczeństwa, ile ta nazbyt parna łaznia,
w której się
znajduję.
W biurze
Zarówno potrzeba zespolenia tego, co w moim ciele znajduje się
na zewnątrz, z tym, co jest w środku, jak
i - nie posuwając się do skrajnej analności - zdolność czerpania
zadowolenia ze splugawienia - cechy charakterystyczne dla
mojej osobowości seksualnej - zdradzają przejawy niejakiej
regresji. Dodałabym również do tego zwyczaj odbywania
stosunku płciowego w bardzo wielu miejscach znanej mi
przestrzeni. Dwoje ludzi może okazać sobie pożądanie i
eksperymentować, próbując nowych pozycji nawet na trasie od
wyjścia z windy do drzwi mieszkania, w wannie czy na kuchen-
nym stole. Miejsca, w których ludzie pracują, są najbardziej
podniecające. To tutaj przestrzeń intymna łączy się z publiczną.
Jeden z przyjaciół, którego odwiedzałam w jego biurze - o
oknach wychodzących na ulicę Rennes - chętnie dawał sobie
obciągać, stojąc przed przeszkloną ścianą, opadającą w dół aż do
ziemi. Bez wątpienia odczuwaną przeze mnie rozkosz wzmagało
frenetyczne tempo życia dzielnicy, której odgłosy dochodziły
moich uszu, kiedy tak klęczałam z twarzą odwróconą do szyby.
W mieście, w przypadku braku odległego horyzontu, lubię mieć
na co patrzeć przez okno czy z balkonu, przyjmując jednocześnie
w sekretnym zakamarku ogarniętą tęsknotą lagę. W domu płynę
nieobecnym spojrzeniem ponad dziedzińcem w kierunku okien
sąsiadów. Z okien biura, które zajmowałam przy bulwarze
Saint-Germain, oglądałam masywną fasadę budynku
ministerstwa spraw zagranicznych. Napomknęłam już o paru
takich miejscach, mówiąc o niedającej się z niczym innym
porównać obawie przed spojrzeniami mimowolnych świadków.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]