[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kto mówi?
- Ktoś, kto chce ci udzielić dobrej rady.
- Jakiej rady?
- Jak będziesz dalej wtykał nos w nie swoje sprawy i następował
rodzinie na pięty, gorzko tego pożałujesz. I ty, i ta twoja lalunia. Dziś
dostałeś tylko małe ostrzeżenie. Następnym razem spotka was coś
znacznie gorszego.
ROZDZIAA DZIESITY
Maddie postanowiła zostać w biurze do pózna, żeby dopiąć na
ostatni guzik przygotowania do wielkiego dorocznego pikniku, który miał
się odbyć w najbliższy weekend. Ponadto nie miała ochoty wracać sama
do swego wielkiego, pustego mieszkania.
Ostatnie dwa tygodnie nieznośnie się jej dłużyły, a to przez ośli upór
Dylana, który po pamiętnym wypadku", z którego cudem wyszli cało, i
telefonie z pogróżkami uznał, że nie pozwoli jej bawić się dłużej w
prywatnego detektywa.
- Nie chcę sprowadzić na ciebie nieszczęścia - oświadczył. - Od
dziś działam na własną rękę.
- Ale ja i tak jestem w to wplątana - oponowała.
- I wystarczy.
Przy czym nie tylko wyłączył ją z udziału w ich prywatnym
śledztwie, ale całkowicie przestał się z nią widywać. Wszelkie próby
odwiedzenia go od tej decyzji natrafiały na zdecydowany opór. Na
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
początku wpadała do niego do domu, lecz Dylan odmawiał rozmowy i
bez pardonu wyrzucał ją za drzwi. Nie odpowiadał nawet na jej telefony,
albo rzucał słuchawkę.
Uważał oczywiście, że robi to wszystko dla jej bezpieczeństwa. Ona
wszelako, zamiast być mu wdzięczna za troskliwość, czuła się
nieszczęśliwa i porzucona. Brakowało jej Dylana jak powietrza.
Nie ma się co oszukiwać! Thelma ma rację, jesteś zakochana! No,
może jeszcze nie zakochana, ale na najlepszej drodze do tego, żeby się
zakochać. Ale co w takim razie się z nią stanie, jeżeli Dylan nie odwza-
jemni jej uczucia? Czy potrafi o nim zapomnieć? Nie, będzie zdruzgotana.
Musi więc zdobyć jego miłość. Ale jak ma tego dokonać, jak ma go
przekonać, że nie jest mu obojętna, skoro się nie widują?
Jedyna nadzieja w tym, że policja wykryje zabójcę sędziego.
Niestety, śledztwo najwyrazniej utknęło w martwym punkcie. A Hart
powiedział Maddie, iż Dylan nadal sam poszukuje mordercy, nie
zważając na ostrzeżenie ze strony mafijnej rodziny". %7łeby chociaż
pozwolił jej w tym uczestniczyć! Czy nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo
jest mu potrzebna?
Maddie głośno ziewnęła. Od długiego czasu zle sypiała, a do tego
była przepracowana. Chyba czas wracać do domu. O Dylanie równie
dobrze może rozmyślać w domu, jak w biurze.
Nagle zza drzwi, z pokoju sekretarki dobiegł ją dziwny hałas, jakby
przesuwanego krzesła. Było wpół do jedenastej wieczorem. Oprócz niej w
budynku nie było nikogo. Nawet restauracje już zamknięto.
Szmer kroków. A może się przesłyszała? Znów cisza. Może tylko
sobie wyobraziła, że coś słyszy?
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
W nocy klubu strzegło dwóch ochroniarzy. Jeden pilnował wejścia,
a drugi siedział w recepcji na dole, obserwując ekran telewizora
monitorującego klubowe korytarze. Lepiej dla świętego spokoju
zadzwonić i poprosić, by sprawdzili, czy na górze nie dzieje się coś
podejrzanego.
Podniosła słuchawkę i nacisnęła numer recepcji. Cisza. Dziwne.
Ponowiła próbę. Znowu nic. Nacisnęła dziewiątkę łączącą z miastem, lecz
w telefonie nadal panowała martwa cisza. Tylko nie panikuj! Podejdz
szybko do drzwi i przekręć klucz w zamku! Potem zadzwonisz do miasta
z komórkowego telefonu.
Zerwała się na nogi i z bijącym sercem ruszyła ku uchylonym
drzwiom. Zdążyła je zatrzasnąć i już miała przekręcić klucz, kiedy
potężna siła otworzyła drzwi, zza których wyłoniła się wielka czarna łapa,
a za nią przerażająca twarz w czarnej pończosze. Napastnik
błyskawicznym ruchem chwycił ją, obrócił plecami do siebie i
unieruchomił jedną ręką, drugą zaś zamknął jej usta, zanim zdołała
krzyknąć. Poczuła na szyi gorący oddech.
- Powiedz Bridgesowi, żeby wsiadł w najbliższy samolot do Dallas
i więcej tu nie wracał. Bo jak nie, to złożymy ci następną wizytę. Ale
wtedy nie skończy się na ostrzeżeniu. Poderżnę ci gardło.
Dylan jechał do klubu, nie zdejmując nogi z gazu. Parę minut temu
grozny, stłumiony głos w słuchawce powiedział mu, że jego przyjaciółka,
czeka na niego w klubie z ważną wiadomością. Telefon zadzwonił, kiedy
Dylan jadł w restauracji pózną kolację.
- Coście jej zrobili? - zapytał.
- Sam się przekonaj! - zaśmiał się tamten. Zadzwonił do niej do
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
biura, ale telefon milczał. Strach podnosił mu włosy na głowie, a usta
szeptały gorączkową modlitwę. Boże, nie dopuść do tego, żeby ją
skrzywdzili! Słodka, niewinna Maddie wplątana w brudne, ohydne
sprawy! Z jego winy. Kolejny raz przynosi jej nieszczęście.
Wyskoczywszy z samochodu przed klubem, pchnął wejściowe
drzwi. Zamknięte. Zaczął się dobijać. Po chwili za szybą pojawił się
ochroniarz.
- Proszę mnie wpuścić. Maddie... pani Delarue jest w
niebezpieczeństwie! Ktoś wdarł się do jej gabinetu. Na litość boską,
otwieraj!
Curt Dodd otworzył drzwi. Dylan wpadł do holu. Biegnąc w
kierunku windy, zawołał do ochroniarza:
- Po drodze wezwałem policję. Poczekaj na nich, a ja jadę
zobaczyć, co z nią!
- Niech pan poczeka, nie ma pan broni! - zawołał za nim Dodd,
lecz Dylan był już w windzie.
Szybciej, szybciej! Dlaczego nie pobiegł schodami? Wreszcie winda
zatrzymała się. Dylan pognał przed siebie korytarzem. Drzwi do gabinetu
Maddie stały otworem, a z wnętrza dobywało się przyćmione światło i
czyjś stłumiony głos.
Dylanowi krew zawrzała w żyłach na myśl o tym, co może dziać się
za drzwiami. Nagle z cywilizowanego człowieka przemienił się w
dzikiego samca, gotowego bronić swej partnerki do upadłego. Cichym
krokiem czającego się zwierzęcia przeszedł przez pokój sekretarki i
zajrzał przez uchylone drzwi do gabinetu.
W mrocznym pokoju, w którym paliła się tylko jedna lampa
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
osłonięta ciemnym abażurem, ujrzał napastnika w czarnej pończosze na
głowie, który jedną ręką trzymał Maddie przed sobą w żelaznym uścisku,
a drugą brutalnie ją obmacywał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]