[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1 opanowawszy drżenie nóg, zbliżył się na palcach do dyżurnego.
Szanowanie... pstryknął w daszek czapki.
Dyżurny uniósł wzrok znad rozłożonych papierów.
Czego chcesz? zapytał oschle.
Ja, za pozwoleniem, do pana sierżanta Nogajskiego, tego, co jest rejono
wym. ..
Milicjant przyjrzał mu się nieufnie.
W jakiej sprawie?
W ważnej, panie poruczniku.
Dyżurny nie mógł powstrzymać uśmiechu cisnącego się na usta.
Ja plutonowy, a nie porucznik sprostował.
To nie szkodzi, następny awans i będzie gwiazdka, panie plutonowy
skwitował chłopiec.
Tym razem dyżurny roześmiał się głośno i już łaskawszym okiem spojrzał na
Paragona.
O obywatela sierżanta ci chodzi, o Nogajskiego?
Tak jest, panie plutonowy!
Dyżurny uniósł słuchawkę i nakręcił numer na tarczy.
Jak się nazywasz? zapytał, czekając na połączenie.
Marian Tkaczyk, ale niech pan powie, że tu czeka Paragon, tak będzie
lepiej.
60
Gdy dyżurny odłożył słuchawkę, zwrócił się do Maniusia:
Poczekaj chwilę, zaraz tu będzie.
Nie mówiłem? wtrącił chłopiec z dumą. Paragona tu znają...
Są rozmaite chwile, ale ta trwała chyba z pół godziny. Maniusiowi zdawało się,
że to najdłuższa chwila w jego życiu. Ogarniało go zwątpienie. Czy warto czekać
na Baryłę? Przecież i tak nic nie wskóra. Lepiej ulotnić się z komisariatu i powie-
dzieć Perełce, że nie chcieli z nim rozmawiać. A może jednak poczekać? Nic mu
tutaj nie grozi. Przecież to nie on wywracał w Stokrotce" stoliki, tłukł szkło i wy-
wołał tak zwane zakłócenie spokoju publicznego. A jednak Baryle mogą się przy-
pomnieć rozmaite dawne sprawki, jak na przykład wybicie szyby w sklepie WSS
na Oboznej albo wywrócenie straganu z owocami przy kinie W-Z". To wpraw-
dzie było dawno, na wiosnę, i do tej pory mali chuligani przysporzyli niejednego
nowego kłopotu przedstawicielowi ludowej władzy, ale lepiej nie pokazywać się
rejonowemu na oczy.
Tak rozmyślając, Maniuś popadł w nastrój nerwowego podniecenia i wzma-
gającej się niepewności. Z tego nastroju wyrwała go potężna postać sierżanta wta-
czającego się z hukiem i z sapaniem przez oszklone drzwi. Maniuś poderwał się,
stanął na baczność i zdarł czapkę z głowy.
Obywatelu sierżancie zaczął chrząkając dla dodania sobie odwagi. Ja
tu w imieniu zespołu, czyli Syrenki". Mamy zaszczyt zaprosić szanownego pana
obywatela na mecz, który odbędzie się w niedzielę o godzinie piątej na naszym
boisku. Skąd mu nagle wpadł ten pomysł, skąd wziął się mecz, o którym na
wet wróble na Lesznie nie ćwierkały, tego nie wiedział. Widocznie pomysły rodzą
się w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Tym razem sprawił on na przed
stawicielu władzy dość duże wrażenie, obywatel sierżant Nogajski sam niegdyś
grywał w piłkę nożną, a obecnie był zapalonym kibicem warszawskiej Gwardii".
Ech, wy drapichrusty jedne huknął sierżant, łypiąc zabawnie małymi,
niebieskimi oczkami znowu jakąś większą awanturę wywołacie. Ja już znam
się na waszych meczach. Po tym wstępie, nie zwiastującym nic dobrego, dodał
jednak z zaciekawieniem: A z kim gracie w niedzielę?
Z Huraganem", panie sierżancie. Mecz rewanżowy. Ostatnio zremisowa-
liśmy z nimi 2:2.
Sierżant spoglądając na plutonowego, który przysłuchiwał się rozmowie, zro-
zumiał, że jego powaga została narażona na szwank. Poprawił więc pas, przybrał
urzędową minę i znowu huknął:
To po toś mnie tu ściągał i głowę zawracał?
Maniuś uśmiechnął się chytrze.
Znam dobrze zamiłowania pana sierżanta, więc chciałem legalnie zawia
domić. Mecz będzie na sto dwa. Sensacja pierwszej klasy...
No to przyjdę, jeżeli będę miał czas przerwał mu rejonowy.
61
Maniuś przygasł nagle i tak posmutniał, że sierżant zdziwił się, patrząc na
niego.
No tak wybełkotał chłopiec ale nie wiadomo, czy ten mecz się odbę
dzie.
Dlaczego nie wiadomo?
To wszystko od szanownego obywatela pana sierżanta zależy.
Ode mnie? milicjant wybałuszył oczy.
Legalnie od pana sierżanta, bo nam pan sierżant osłabił drużynę.
W tej chwili sierżant Nogajski pojął całą grę Paragona. Przypomniał sobie
czterech chłopców, którzy siedzieli teraz zamknięci za awanturę w Stokrotce".
Złapał Maniusia za ramię i potrząsnął nim jak grzechotką.
Nie wypuszczę ich, gagatku, zanim tu rodzina nie przyjdzie. Nie mam lito
ści dla chuliganów.
To najlepsi gracze wtrącił nieśmiało Maniuś.
To łobuzy, awanturnicy! grzmiał przedstawiciel władzy. Nie chcę
0 nich słyszeć!
Maniuś pociągnął głośno nosem, skrzywił się, jakby za chwilę miał zapłakać.
To znaczy, że w niedzielę meczu nie będzie.
Nie będzie! sierżant walnął pięścią w balustradę.
To znaczy, że panu sierżantowi nie zależy...
Nie zależy! rozległo się drugie walnięcie.
To znaczy, że z piłką nożną na Woli zupełna klapa.
Rejonowy miał na języku słowa zupełna klapa", ale połknął je z powrotem
1 pełen zdziwienia zapytał:
Dlaczego klapa?
Bo władza ludowa nie dba o rozwój sportu.
Widząc, że rejonowy mięknie, zagrał pokrzywdzonego.
Klapa na całej linii. Drużyna się rozleci. Chłopcy zamiast grać w piłkę będą
włóczyć się po ulicach. Imprez sportowych nie będzie. W ogóle katastrofa. Panie
sierżancie... Ostatni raz... Niech ich pan wypuści. Za Zahorskiego i Puchalskie-
go ręczę własnym honorem. Jak pan nie wierzy, to niech się pan zapyta Wacka
Stefanka, tego z Polonii", on się nami opiekuje.
Nazwisko najlepszego gracza Polonii" wywarło na rejonowym wrażenie. Po
chwili namysłu rzekł:
Tych dwóch zwolnię, ale dam znać o nich do komitetu blokowego, a po
tamtych niech się zgłoszą rodzice.
Nasi są niewinni, oni nie zaczynali! zawołał Paragon nie mogąc opano
wać radości. Gdyby mógł, rzuciłby się przedstawicielowi władzy na szyję.
Stojący na rogu Perełka stracił już nadzieję ujrzenia Paragona. Był pewny, że
i jego zatrzymali w komisariacie. Już zamierzał odejść do domu, gdy w bramie
62
zobaczył trzech chłopców. Oniemiał na chwilę z radości, potem pędem rzucił się
na spotkanie.
No jak, udało się?
Maniuś przymrużył oko.
Legalnie, bracie. Jak Paragon coś powie, to mur.
Perełka spojrzał na dwóch pozostałych, na których widać było oznaki ostat-
nich przejść. Byli bladzi, zdenerwowani. Tadek Puchalski miał po walce ze
Skum-brią podbite oko, Mandżaro zaś zadrapane czoło. Tylko oczy błyszczały im
radośnie. Cieszyli się, że zajście w Stokrotce" skończyło się tak szczęśliwie.
Perełka podszedł do Mandżaro, z całej siły klepnął go w ramię.
Człowieku, ale mieliście szczęście! A mówiłem ci, że Paragon to morowy
kolega.
Mandżaro uśmiechnął się jakoś niemrawo. Nie odparł ani słowa, tylko ujął
rękę Paragona i uścisnął ją niezgrabnie.
Tak więc sprawa połączenia Syrenki" z Huraganem" zakończyła się niefor-
tunnie.
Wbrew teoriom pana Aopotka i pragnieniom Mandżaro większość członków
Syrenki" cieszyła się z tego rozwiązania. Sami damy sobie radę" myśleli.
Połączenie z Huraganem" nie wróżyło nic dobrego, mogło jedynie przysporzyć
kłopotów i waśni.
We wtorek rano, na naradzie całej drużyny, wybrano delegację, która miała
pojechać na Marszałkowską do redakcji %7łycia Warszawy". W skład delegacji
weszli: Mandżaro, Paragon i Krzyś Słonecki. Tadek Puchalski znowu obraził się,
że jego znakomitego znawcę piłki nożnej pominięto, chłopcy jednak wytłu-
maczyli mu, że wszyscy do redakcji nie mogą pojechać.
Za piętnaście piąta byli już przed wejściem do gmachu %7łycia Warszawy". Na
dole zatrzymał ich portier.
Wy dokąd? zapytał patrząc podejrzliwie na wytarte spodnie Maniusia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]