[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaspokojenia jego kaprysów.
Zaledwie zamknął drzwi, gdy zatrzęsły się pod gwałtownymi ciosami. Conan wzruszył
ramionami. Oto kres drogi. Z pomieszczenia nie było wyjścia. Powietrze i dziwne przyćmione
światło najwidoczniej dochodziło przez szczeliny kopuły. Zupełnie spokojny, sprawdził
wyszczerbione ostrze swej szabli. Zrobił, co mógł; jeśli kolos wyłamie drzwi, Conan znów
rzuci się na niego z bezu\yteczną bronią w ręku nie dlatego, by spodziewał się sukcesu,
lecz poniewa\ w jego naturze le\ała walka do końca. Na razie nie miał nic do roboty. Jego
spokój nie był wymuszony czy udawany. W spojrzeniu, jakim obrzucił swą urodziwą
towarzyszkę, był tak niekłamany zachwyt, jakby miał przed sobą sto lat \ycia.
Kiedy zamknął drzwi, rzucił ją bezceremonialnie na podłogę podniosła się na nogi,
machinalnie przygładzając falujące loki i skąpy przyodziewek. Conan obrzucił ją spojrzeniem
pełnym aprobaty, zatrzymując je dłu\ej na gęstych, złocistych włosach, pełnych piersiach i
zarysie wspaniałych bioder.
Z jego gardła wyrwał się cichy krzyk, gdy drzwi zatrzęsły się i rygiel pękł ze zgrzytem.
Conan nie obejrzał się. Wiedział, \e drzwi wytrzymają jeszcze przez chwilę.
Powiedziano mi, \e uciekłaś rzekł. Yuetshański rybak doniósł mi, \e tu się
ukrywasz. Jak masz na imię?
Oktawia szepnęła odruchowo i zaraz wybuchnęła potokiem słów, chwyciwszy
kurczowo Conana za rękę. O Mitro! Czy to koszmarny sen? Ci ludzie& ciemnoskórzy&
jeden z nich chwycił mnie w puszczy i przywiódł tutaj. Zanieśli mnie do tego& tego stwora.
Powiedział mi& powiedział& Czy ja oszalałam? Czy to sen?
Conan zerknął na drzwi, które wygięły się jak pod ciosem tarana.
Nie rzekł. To nie sen. Zawiasy ustępują. Dziwne, \e ten demon musi wyłamywać
drzwi jak zwykły człowiek jednak mimo wszystko sama jego siła jest piekielna.
Strona 40
Howard Robert E - Conan obie\yświat
Czy nie mo\esz go zabić? jęknęła. Jesteś silny.
Conan był zbyt uczciwy, by karmić ją kłamstwami.
Gdyby zwykły śmiertelnik mógł go zabić, byłby ju\ martwy odparł.
Wyszczerbiłem szablę na jego brzuchu.
Jej oczy pociemniały.
Więc musisz umrzeć i ja te\& o, Mitro! krzyknęła nagle w najwy\szym przera\eniu
i Conan chwycił ją za rękę, obawiając się, \e zechce sobie coś zrobić.
Powiedział, co chce ze mną zrobić! dyszała cię\ko. Zabij mnie! Zabij! Zanim
tutaj wejdzie!
Conan spojrzał na nią i potrząsnął głową.
Zrobię, co będę mógł powiedział. To nie będzie wiele, ale da ci szansę
wydostania się z komnaty. Biegnij do brzegu. Mam tam łódz przycumowaną przy schodach.
Je\eli wydostaniesz się z pałacu, mo\e uda ci się uciec. Wszyscy mieszkańcy miasta śpią.
Ukryła twarz w dłoniach. Conan podniósł swą szablę, podszedł do dudniących pod
uderzeniami drzwi i stanął przy nich. Patrząc na niego trudno było uwierzyć, \e czekał na
nieuniknioną, w swoim przekonaniu, śmierć. Mo\e oczy jarzyły mu się bardziej ni\ zwykle i
silniej ścisnął broń w muskularnej dłoni to wszystko.
Zawiasy ustąpiły pod straszliwymi ciosami giganta i drzwi zakołysały się gwałtownie,
przytrzymywane tylko przez rygle. Te solidne, stalowe sztaby równie\ gięły się i łamały,
jakby były z miękkiej miedzi. Conan spoglądał na to z niemal beznamiętnym
zainteresowaniem, podziwiając nieludzką siłę potwora. Nagle, bez ostrze\enia, dudnienie
ustało. Po drugiej stronie drzwi wyczulony słuch barbarzyńcy pochwycił dziwne dzwięki:
trzepot skrzydeł i skrzeczący głos, przypominający skowyt wiatru o północy. Pózniej nastała
cisza, lecz nieco inna ni\ poprzednio. Conan wiedział, \e władca Dagonii odszedł.
Cymeryjczyk zerknął przez szparę powstałą między drzwiami a framugą. Podest był pusty.
Conan odciągnął zwichrowane rygle i ostro\nie odstawił na bok wyłamane drzwi. Khosatrala
nie było na schodach, tylko gdzieś w dole usłyszał trzask zamykanych drzwi. Nie wiedział,
czy gigant knuł jakiś nowy podstęp, czy te\ wezwał go gdzieś tajemniczy głos, ale nie tracił
czasu na rozwa\ania. Krzyknął na Oktawię i ton jego głosu sprawił, \e dziewczyna skoczyła
na nogi i stanęła u jego boku.
Co się stało? szepnęła.
Nie traćmy czasu na rozmowy! syknął. Chodzmy!
Conan odmienił się całkowicie; z błyskiem w oczach rzekł głosem nie znającym
sprzeciwu:
Pójdziemy po nó\! Magiczne ostrze Yuetshów. Zostawił je w krypcie!
W dzikim pośpiechu pociągnął dziewczynę za sobą.
Po drodze przypomniał sobie tajemną kryptę przylegającą do sali tronowej i oblał się
potem. Jedyna droga do grobowca wiodła obok miedzianego tronu stworzenia, które na nim
spoczywało. Jednak nie wahał się ani chwili. Szybko zeszli po schodach, przeszli przez
komnatę, zbiegli po następnych schodach i stanęli pod drzwiami wielkiej, mrocznej sali.
Nigdzie nie dostrzegli śladu kolosa. Zatrzymując się przed spi\owymi podwojami Conan ujął
Oktawie za ramiona i potrząsnął nią mocno.
Słuchaj! warknął. Wejdę do komnaty i zamknę drzwi za sobą. Stój tu i czekaj;
jeśli usłyszysz kroki Khosatrala, zawołaj mnie. Je\eli usłyszysz mój krzyk, biegnij, jakby cię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]