[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miłością - ciągnęła w przystępie wywołanej szampanem szczerości. - Patrzyłam w ciebie jak
w obrazek.
- Uśmiechnęła się. - Wydawałeś mi się taki silny, taki niezniszczalny. Chodziłeś
zamyślony, jakbyś nie dostrzegał świata zewnętrznego...
- Zamyślony, powiadasz? - Okrył ją szalem.
- Poważny, skupiony. Zwłaszcza przed wyścigiem. Strasznie mnie to fascynowało. No
i twoje ręce...
- Moje ręce? - zdziwił się, wyjmując z kieszeni zapalniczkę.
- Tak. Piękniejszych w życiu nie widziałam. Szczupłe, silne, o długich palcach. Często
myślałam, że powinieneś być muzykiem albo malarzem. A czasami wyobrażałam sobie, że
tak jest, że mieszkasz wśród sztalug na poddaszu, a ja się tobą opiekuję. - Owinęła się ciaśniej
szalem. - Bardzo chciałam się kimś opiekować. Szkoda, że nie miałam psa. - Pochłonięta
wspomnieniami, nawet nie zauważyła, że Lance nie roześmiał się razem z nią. - Byłam
okropnie zazdrosna o te wszystkie dziewczyny, które kręciły się koło ciebie. Co jedna to
piękniejsza. Najładniejsza nazywała się Tracy McNeil. Pewnie jej nawet nie pamiętasz.
- Zupełnie nie. - Zaciągnął się papierosem.
- Miała cudowne włosy w kolorze pszenicy. Idealnie proste. Długie do pupy. A ja
nienawidziłam swoich rudych loków, nigdy nie mogłam nad nimi zapanować. I wiesz co?
Zwięcie wierzyłam, że całowałeś się z Tracy tylko z powodu jej złocistych włosów. To
niesamowite, że ja, która wyrastałam w męskim świecie, mogłam być aż tak naiwna. -
Wciągnęła w nozdrza powietrze. - W każdym razie przez cały rok wzdychałam za tobą.
Wyobrażam sobie, że musiałam dawać ci się niezle we znaki, ale traktowałeś mnie z wyrozu-
miałością. - Ziewnęła; powoli robiła się śpiąca. - Kiedy skończyłam szesnaście lat, poczułam
się dorosła. Chciałam, żebyś widział we mnie kobietę, a nie dziecko. Szukałam okazji, żeby
jak najczęściej być blisko ciebie. Zauważyłeś?
- Owszem. - Wypuścił z ust kłęby dymu, które natychmiast porwał wiatr. -
Zauważyłem.
Foxy pokręciła ze śmiechem głową.
- Kurczę! A mnie się wydawało, że jestem taka dyskretna. No cóż.... Zawsze byłeś dla
mnie miły, dlatego kiedy w końcu straciłeś cierpliwość, bardzo to przeżyłam. Pamiętasz
tamten wieczór? To było w La Mans, dzień przed dwudziestoczterogodzinnym wyścigiem -
ciągnęła, nie czekając na odpowiedz. - Nie mogłam spać, więc wybrałam się na tor. Kiedy
zobaczyłam, jak idziesz w stronę boksów, uznałam, że to zrządzenie losu. - Zaczęła bawić się
stokrotką we włosach. - Poszłam za tobą. Ręce miałam mokre ze zdenerwowania. Chciałam,
żebyś po raz pierwszy w życiu spojrzał na mnie jak na kobietę.
Starałam się być beztroska, pamiętasz? Cześć, Lance. Co robisz? Też nie możesz
spać? Miałeś na sobie czarny sweter; do twarzy ci było w czerni. Od kilku tygodni trzymałeś
mnie na dystans, byłeś taki chłodny i nieprzystępny, co w moich oczach czyniło cię jeszcze
bardziej pociągającym. - Uśmiechając się czule, pogłaskała go po twarzy. - Biedny Lance.
Musiałeś się czuć niezręcznie, kiedy się tak za tobą uganiałam.
- Niezręcznie? To mało powiedziane. - Wrzucił żarzącego się papierosa do wody.
- Chciałam być dorosła, światowa - ciągnęła, nie słysząc irytacji w jego głosie. - Ale
nie wiedziałam, co zrobić, żebyś się mną zainteresował. %7łebyś mnie pocałował. Usiłowałam
sobie przypomnieć jakieś sztuczki stosowane przez aktorki w filmach. Podniosłeś pokrywę
silnika, zacząłeś coś sprawdzać. Pewnie modliłeś się, żebym ci dała święty spokój. Paliło się
jedno małe światełko, w powietrzu unosił się zapach oleju i benzyny. Cała sceneria wydawała
mi się szalenie romantyczna. - Uśmiechnęła się szeroko. - W każdym razie stałam za tobą,
nerwowo zastanawiając się nad tym, jak się zachować. Po chwili zaciekawiło mnie, co
przykręcasz. Usiłowałam zajrzeć ci przez ramię, ty się wyprostowałeś, no i zderzyliśmy się.
Przytrzymałeś mnie, żebym nie upadła. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Patrzyłeś na mnie
takim dziwnym wzrokiem. Pomyślałam sobie: zaraz mnie pocałuje. Chwyci w objęcia i
pocałuje.
Byliśmy jak Clark Gabie i Vivien Leigh, a ten śmierdzący smarami boks był naszą
Tarą. Ale nie pocałowałeś. Zacząłeś się wydzierać, krzyczeć, że ciągle pętam ci się pod
nogami, że jestem głupim, rozpuszczonym bachorem. To mnie najbardziej zabolało, ten
[ Pobierz całość w formacie PDF ]