[ Pobierz całość w formacie PDF ]
razem w środku bloku poświęconego uciekającym z domu dzieciom.
- Halo, jesteś na antenie - Monika powitała dzwoniącego.
- Cześć, Moniko. To znowu ja. - Ten głos rozpoznałaby wszędzie, chociaż włożyła dużo
starań, aby o nim zapomnieć.
- Jak się masz? - zapytała, starając się zebrać myśli.
- Zwietnie. ZakosiÅ‚em dziÅ› po poÅ‚udniu piÄ™knÄ… bransoletÄ™·
- Pisali o tym w wieczornych gazetach. Musisz mi powiedzieć coś, o czym jeszcze nie
wiem! Bo skąd mam wiedzieć, że jesteś naszym kieszonkowcem?
Zapadła cisza i Monika bała się, że się rozłączył. Odetchnęła dopiero, kiedy się odezwał, ale
nie trwało to długo.
- Prowadzisz złośliwą grę, Moniko. Ale ja również. To ja na ciebie wpadłem tego dnia.
Pamiętasz? Parę tygodni temu? Na ulicy Waszyngtona? Naprawdę nie chciałem, weszłaś mi
pod nogi. Ale rozumiesz, policjanci deptali mi po piętach i nie miałem czasu się rozglądać. Ale
ciebie rozpoznałem. A czy ty mnie rozpoznałaś?
Poczuła ciarki na plecach. To była informacja, której nie mogła tak łatwo zbyć.
- To byłeś ty? - spytała. Nikt spoza policji nie wiedział o tym zdarzeniu. %7ładne media o tym
nie informowały. Zyskał wiarygodność dzięki prawdziwości tego wyznania. Ale czy był
kieszonkowcem nie zostało jeszcze udowodnione.
- Tak, to byłem ja - przyznał z dumą, ale po chwili jego głos zrobił się złośliwy. - I na
twoim miejscu nie informowałbym o tym policji. Jestem twoim wielbicielem od samego
początku, kiedy prowadzisz ten program. Więc niech to lepiej pozostanie między nami.
- Jesteś na antenie ... - zaczęła, ale odłożył słuchawkę. Roztrzęsiona spojrzała na
Sammy'ego, odetchnęła głęboko i wzięła się w garść. - Wszystkim tym, którzy właśnie słyszeli
tę rozmowę, przypominam, że nasz rozmówca może być zwykłym kawalarzem. Zdarzenie, o
którym opowiadał. ..
Po powierzchownym wyjaśnieniu, które, jak sądziła, należało się słuchaczom, udało jej się
wrócić do dyskusji nad właściwym tematem programu. Dopiero kiedy program się skończył,
poczuła, że cała dygoce.
Sammy otworzył drzwi studia i zajrzał do środka, zaniepokojony bladością Moniki.
- Czy wszystko w porzÄ…dku?
- Tak ... - odpowiedziała cicho, nie ruszyła się
z miejsca i zmusiła się, by zaczerpnąć dużo powietrza. - To był dla mnie wstrząs. Wiedział o
moim wypadku!
- Zdaje się, że zna ciebie dość dobrze. Powiedział, że od razu cię rozpoznał. Jak to możliwe,
jeśli tylko słucha twoich audycji?
Sama się nad tym zastanawiała. Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, Sammy. NaprawdÄ™ nie wiem.
- Może powinniÅ›my zawiadomić policjÄ™·
- Nie! - potrząsnęła głową. - Jeszcze nic teraz!
- Na co chcesz czekać? To, co mówił pod koniec, brzmiało dość nieprzyjemnie. Nieważne,
czy jest kieszonkowcem; czy nie, nie podoba mi siÄ™ to.
Monika przyłożyła palce do skroni i zacisnęła powieki.
- Jeśli jest kieszonkowcem, to nie jest grozny. Przynajmniej taki był do tej pory. A jeśli nie
jest kieszonkowcem, to prawdopodobnie nie ma odwagi, by zrobić cokolwiek.· MiaÅ‚
mnóstwo czasu od tego wypadku na ulicy Waszyngtona do dziś. Gdyby się obawiał, że
powiem coś policji, zająłby się mną wcześniej.
W tym momencie sekretarka zawołała Sammy'ego do telefonu. Wrócił dosłownie po
minucie.
- To znów Donovan. Co mam mu powiedzieć? Monika wstała i zaczęła zbierać swoje
60
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
rzeczy.
- Powiedz mu, że się nie zgadzam.
- Wydaje mi się, że powinnaś... .
- Nie! Powiedz mu to, Sam ... ProszÄ™ ciÄ™.
Producent wpatrywał się w nią zdezorientowany.
- Mógłbym cię nie posłuchać.
Spojrzała na niego z niewzruszoną miną.
- Mógłbyś. Zdaje mi się, że decyzja należy do ciebie. - Nagle postanowiła, że nie będzie
czekać na jego decyzję, zarzuciła torbę na ramię, wzięła teczkę i wyszła, udając spokój.
Czuła wielkie napięcie. Czuła się zagubiona. Nareszcie udało jej się to powiedzieć. Nie w tak
generalnym sensie, o jakim mówił Michael tamtej nocy, ale biorąc pod uwagę tę specyficzną
sytuację, w jakiej się znalazła... Tak jakby czekała, że coś się wydarzy. Szła do domu, ale
czuła bezcelowość tego powrotu. Miała wolny weekend, jednak nie cieszyła się z tego, że
będzie odpoczywać ... sama. Miała pewne plany, przyjęcie w sobotę wieczorem i przejażdżkę
statkiem w niedzielę. Była to okazja do spotkania dwu różnych grup znajomych. Bez spec-
jalnego znaczenia, po prostu parÄ™ godzin spÄ™dzonych w towarzystwie.· TydzieÅ„, miesiÄ…c, a
nawet rok temu wystarczyÅ‚oby jej to. MiaÅ‚a przecież swojÄ… ulubionÄ… pracÄ™· Teraz jednak
zapragnęła czegoś więcej.
Przeszła przez ulicę i skierowała się do parku. Zastanawiała się, cóż takiego uczynił ten
kieszonkowiec - bądz ktokolwiek inny, kim był ów
dzwoniący człowiek - że zaczęła analizować swoje życie. Być może nic. Być może bardzo
wiele. Dlaczego tak się tym przejmowała? A może po prostu sprawiał, że myślała o
Michaelu?
Bardzo wyraznie wracała pamięcią do owego dnia, kiedy Michael ukląkł przy niej, odgarnął
jej włosy z twarzy, mówił do niej delikatnie, aby ją uspokoić. Pamiętała, jak obmywał jej
zadrapania, przekładał kartki ze zdjęciami przestępców, pocałował ją. Cholera! Mruknęła
przekleństwo w ciemność, a nogi niosły ją w głąb parku. Dlaczego wciąż miała Michaela przed
oczami? Dlaczego pozostał z nią dłużej niż obraz jakiegokolwiek innego mężczyzny? Co było
w nim nadzwyczajnego? Niestety, nie' znalazła odpowiedzi na te pytania.
Nagle uniosła głowę i zaczęła nasłuchiwać. Czy tylko jej się zdaje, czy słyszy za sobą czyjeś
kroki? Ależ tak, z pewnością! Ponownie obejrzała się i przyspieszyła. Michael straszył ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]