[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dopiero teraz zauważyła, że hrabia nie ruszył się z miejsca.
Obserwował ją trzymając kieliszek w ręku.
- Chciałabym stąd wyjść, milordzie.
- A jeśli się na to nie zgodzę?
- Myślę, że trudno byłoby panu mnie zatrzymać.
- Tak pani sądzi?
- Tak. Byłabym bardzo rozczarowana.
- Rozczarowana? - zapytał.
- Kiedy rozmawiałam z panem, sądziłam, że jest pan nie
tylko inteligentnym mężczyzną, ale też dżentelmenem.
Sprawiłby mi więc pan wielki zawód.
- To brzmi słusznie i tego właśnie mogłem się spodziewać
- rzekł. - Lecz ponieważ nie chce pani, żebyśmy spotkali się
kiedykolwiek, jakie znaczenie może mieć pani zdanie o mnie?
Szukając odpowiedzi, pomyślała, że znów prowadzą
słowną szermierkę. Ponieważ nie znalazła właściwych słów,
sięgnęła po pelerynę i narzuciła ją na ramiona.
- Chciałabym stąd wyjść, milordzie - oświadczyła. - Czy
też zamierza mnie pan zatrzymać siłą?
- Nie, nie zamierzam tego uczynić - rzekł hrabia -
Chciałbym, gdy skończy pani pracę, która tak bardzo pani
odpowiada, omówić moją propozycję z pani matką.
Talia wydała okrzyk zgrozy i z oczami płonącymi
gniewem zbliżyła się do stołu.
- To jest szantaż, do jakiego nie posunąłby się żaden
uczciwy człowiek.
Stała obok niego, a z jej ust padały gniewne słowa, lecz
hrabia tylko się zaśmiał.
- Wygląda pani uroczo, kiedy się złości - rzekł. - Trudno
wprost oprzeć się pani oczom rzucającym błyskawice.
- Czemu zatem pan mi grozi?
- Nigdy nie zniżyłbym się do czegoś takiego.
- To czemu pan mnie straszy? - zapytała. - Wie pan, jak
bardzo jestem przeczulona, gdy chodzi o dobro mamy.
- Podobnie jak ja, gdy chodzi o panią.
- Trudno w to uwierzyć, sądząc po pańskim zachowaniu.
- A jak ja się zachowuję? - zapytał hrabia. - Nie licząc
sytuacji, kiedy przed chwilą rozzłościłem panią. - Talia nie
odpowiedziała, więc mówił dalej: - Zaoferowałem pani coś, co
moim zdaniem było lepsze od ustawicznej walki o utrzymanie
siebie, matki, a jak przypuszczam, także służącej. Pani tę
propozycję odrzuciła) Zatem muszę wymyślić coś innego, z
czym mogłaby się pani zgodzić.
Widząc, że Talia spogląda nań niepewnym wzrokiem nie
pojmując nagłej zmiany w jego zachowaniu, mówił dalej:
- Może mógłbym zaproponować kurację dla pani matki
lub najlepszych w Londynie lekarzy.
- Sposoby, jakich pan używa, są nieuczciwe! - krzyknęła,
- W miłości i na wojnie wszelkie chwyty są dozwolone"
- zacytował.
- Miłość! - zawołała oburzona. - Po raz pierwszy użył pan
słowa miłość. Lecz jak ma się to słowo do pańskiej
propozycji?
- A wiec o to pani chodzi?
- To zrozumiałe, że pragnę miłości - odrzekła Talia. -
Lecz jest to uczucie, do jakiego pan nie jest zdolny, więc nie
mamy o czym mówić.
- Ależ ze mnie głupiec - rzekł hrabia. - Uśmiechnął się, a
potem dodał: - Jak mogłem zapomnieć, że kobiety pragną być
adorowane.
- Jest to ostatnia rzecz, na której mi zależy - rzekła ostro. -
Jeśli przez adorację rozumie pan sposób, w jaki stara się pan
mnie przekonać do zaakceptowania rzeczy, które odrzuciłam
bez wahania.
- Lecz gdyby się stały pani własnością, być może innym
okiem spojrzałaby pani na nie - rzekł hrabia z przekąsem.
- Już starożytni Grecy ostrzegali przed przyjmowaniem
podarków - powiedziała. - Cokolwiek mi pan zechce teraz
ofiarować, będę świadoma kryjących się za tym motywów.
- Muszę zatem rozpocząć całą kampanię od początku.
Talia roześmiała się.
- Zdobycie moich względów nazywa pan kampanią!
Przypuszczam, że zamierza pan wygrać za wszelką cenę.
Dobrze więc, milordzie. Spotka pan przeciwnika, którego nie
uda się panu zastraszyć ani zaskoczyć niecnymi metodami.
- Jest pani bardzo pewna siebie.
- A pan nie jest wcale taki straszny, jak myślałam. Hrabia
uniósł brwi.
- Z czego to pani wnosi?
- Ponieważ nieświadomie uspokoił mnie pan i upewnił, że
jednak jest pan dżentelmenem i nie skrzywdzi mojej matki.
Hrabia milczał, więc Talia postąpiła jeszcze krok w jego
stronę.
- Czy nie mam racji? - zapytała.
Był to niezbity dowód, więc po chwili hrabia rzekł:
- Ustępuję tylko w tej jednej sprawie.
Ujrzał wyraz ulgi w jej oczach i to go ujęło. Wzruszyła go
odwaga, z jaką walczyła w obronie matki. Odstawił kieliszek i
wstał.
- Odwiozę panią do domu.
- Dziękuję - odrzekła.
Kiedy schodzili na dół, zdawało jej się, jakby cudem
uniknęła grożącego jej niebezpieczeństwa. Dzwięki muzyki i
gwar głosów były teraz wyrazniejsze. Powóz hrabiego czekał
przed budynkiem i wchodząc do środka, uświadomiła sobie,
że zdobyła doświadczenie, które może jej się przydać przy
pisaniu książki. Opis gabinetu mógł wypaść niezwykle
interesująco. Kiedy konie ruszyły, hrabia powiedział:
- Proszę podać mi rękę!
Wyciągnęła do niego rękę, a on ujął ją w obie dłonie.
Poczuła ciepło jego palców i ogarnęło ją dziwne uczucie,
jakiego nigdy dotąd nie znała.
- Może mi pani wierzyć albo i nie - rzekł. - Choć wieczór
ten nie potoczył się tak, jak tego oczekiwałem, jestem pani
wdzięczny za spędzone razem chwile i chciałbym, żebyśmy
się jeszcze spotkali.
- To rzecz niezmiernie trudna, milordzie - odrzekła. - A
poza tym nie powinniśmy tego robić.
- Ale jest to moje pragnienie - rzekł. - Myślę, Talio, że
gdyby pani dziś wieczór zaczęła czytać interesującą książkę,
byłaby pani bardzo rozczarowana, gdyby nie dano pani jej
dokończyć.
Trzeba przyznać, że mówił rozsądnie, jednak nie
opuszczała jej obawa. Musiała liczyć się z tym, że był bardzo
atrakcyjnym mężczyzną, na co dotychczas nie zwracała
uwagi. Dopiero kiedy wziął ją za rękę i znalazł się tak blisko,
poczuła, jak bardzo groznym był przeciwnikiem.
- Ponieważ bardzo miło się z panem rozmawia, jeśli
oczywiście nie stara się pan mnie szantażować - rzekła
nieśmiało - chciałabym jeszcze się z panem zobaczyć. Wiem
jednak, że nie byłoby to właściwe, więc niech mnie pan o to
nie prosi! Znacznie ułatwiłoby moją sytuację, gdyby pan
zniknął z mojego życia.
- Jest to absolutnie niezgodne z moimi zamiarami - rzekł
hrabia. - Proszę mi wierzyć, że jest pani osobą tak
fascynującą, że będę liczył godziny do następnego spotkania z
panią.
Zauważył, że Talia zwróciła głowę w jego stronę. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]