[ Pobierz całość w formacie PDF ]
netu.
- To jest firma budowlana, o której ci wspominałem. - Zach wręczył jakiś folder
Cole'owi. - Nie pracowaliśmy jeszcze z nimi, ale specjalizują się w hotelach. Budowali w
całym kraju i w Meksyku. Widziałem ich budynki i nie słyszałem ani jednej negatywnej
uwagi.
R
L
T
- Dzięki. Jedziesz do domu?
Zach spojrzał na zegarek.
- Chyba tak. O trzeciej jestem umówiony z Sashą.
- Z Sashą? - Kayla spojrzała zaskoczona na Tamerę. - Pierwszy raz słyszę.
- Właśnie ją poznałem.
- I nie mam nic więcej do dodania - dokończyła Kayla.
Zach zaśmiał się i cmoknął siostrę w policzek.
- Miło cię widzieć, Tamero. Wpędziłaś braciszka w jakąś dziwną zadumę. Chyba
nabiera dystansu do życia.
Zach wyszedł, pogwizdując.
- Też muszę się pożegnać. - Kayla wzięła ze stołu torebkę. - Umówiłam się ze zna-
jomymi na pózny lunch.
Tamera jeszcze raz uścisnęła Kaylę.
- Mam nadzieję, że uda się nam spotkać.
- Byłoby miło.
- Cole. - Kayla odwróciła się w progu. - Zadzwoń do mnie, jak skończycie. Opo-
wiesz mi, co wymyśliliście.
Cole w milczeniu skinął głową. Rzeczywiście, chyba nie był w najlepszym humo-
rze. Sam jest sobie winien.
Wczoraj fatalnie się zachował. Brakowało tylko, by na szafce zostawił jej pienią-
dze.
Tamera dostrzegła rozrzucone na stole plany. Zaciekawiona podeszła bliżej.
- Cieszę się, że rozsądek zwyciężył.
Zignorowała uwagę Cole'a. Nie miała ochoty zaczynać od sprzeczki. To by nicze-
go nie ułatwiło. Poza tym nie chciała dawać Cole'owi satysfakcji. Zasłużył na to, by po-
cierpieć...
Zerknęła na projekt. Interesowało ją jedno miejsce.
- Wprowadziłeś zmiany w planie recepcji - zauważyła, wskazując palcem punkt na
nowym rysunku.
R
L
T
Cole zbliżył się do niej. Miał na sobie śnieżnobiałą koszulę i ciemne dżinsy. Czy
ten facet musi zawsze wyglądać tak seksownie?
- Siedziałem nad tym z Zachem wczoraj w nocy i dziś rano.
- Wczoraj w nocy?
Cole skinął głową.
- Spotkaliśmy się tutaj i pracowaliśmy do drugiej, a potem od dziewiątej rano.
Przespałem się w biurowym apartamencie.
Każdy miałby skwaszoną minę po nieprzespanej nocy, ale Cole nie wyglądał na
zmęczonego, tylko raczej na... zasmuconego. Czyżby żałował tego, co się wczoraj stało?
Nawet jeśli tak, Tamera nie spodziewała się, że coś jej powie. On nigdy nie przyzna się
do błędu ani do słabości.
Cholerne poczucie honoru. Cole był pod tym względem zupełnie taki sam jak jej
ojciec.
Z powrotem skupiła uwagę na rysunku.
- Dokładnie tak to sobie wyobrażałam.
Cole sięgnął po segregator, zamknął go i umieścił między dziesiątkami takich sa-
mych na sięgającym od podłogi do sufitu regale.
- Zachowi podoba się ten pomysł? - spytała Tamera.
Chciała zrozumieć, dlaczego Cole sprawia wrażenie sfrustrowanego.
Oparł ręce na biodrach i wzruszył ramionami.
- Jego zdaniem obydwa rozwiÄ…zania sÄ… dobre.
- Czemu więc usunąłeś tę ścianę?
- Po prostu usunąłem. - Wybrał inny z leżących na stole rysunków i położył go na
tym, który Tamera oglądała. - Musimy pomyśleć nad szczegółami sal balowych.
Dobrze, koniec tematu.
Tamera jednak nie przestała się zastanawiać, czy Cole zmienił projekt, bo dręczyło
go poczucie winy, że ją wykorzystał? To byłoby idiotyczne, ale żaden inny pomysł nie
przychodził jej do głowy. Może jednak nie jest takim palantem, na jakiego wygląda. A
może po prostu chce zdobyć jej przychylność tylko po to, by ponownie zwabić ją do łóż-
ka?
R
L
T
ROZDZIAA ÓSMY
- Nie rozumiem, dlaczego to zebranie odbywa się bez Tamery - zauważyła Kayla,
siadając na czarnej skórzanej kanapie w apartamencie Cole'a w biurze.
Cole nalał sobie whisky.
- Bo doszło między nami do nieporozumienia.
W drzwiach pojawił się Zach.
- Do diabła, co to za pilna sprawa? Przed wyjściem muszę wykonać masę telefo-
nów do firmy budowlanej.
- Usiądz. - Cole wskazał puste miejsce obok siostry.
Zach zatrzymał się w połowie drogi.
- O nie! Nabroiłeś?
Cole usiadł na stołku barowym, opierając łokieć na barze, i zakręcił szklanką z
whisky.
- Nie. PotrzebujÄ™ waszej rady.
- Dlaczego nie ma z nami Tamery? - powtórzyła Kayla, unosząc brwi i zakładając
nogÄ™ na nogÄ™.
- Usiądz, Zach. - Cole zmusił wzrokiem brata do przycupnięcia na brzegu sofy
obok Kayli. - Walter Stevens jest umierajÄ…cy. Obecnie przebywa w hospicjum.
- Biedna Tamera. - Kayla przysłoniła dłonią usta, a jej oczy zaszkliły się od łez. -
Jak ona siÄ™ trzyma?
- Możesz się domyślić - odparł Cole. - Jest uparta, nie chce od nikogo pomocy.
Mówi, że sama sobie ze wszystkim poradzi.
Zach i Kayla spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- O co chodzi? - spytał Cole.
- Zupełnie jak ty - odparła Kayla. - Ona nie okaże słabości. Kto jak kto, ale ty po-
winieneś to docenić, Cole.
Docenić? Ta kobieta swoim uporem doprowadza go do szału.
R
L
T
- Zbaczamy z tematu - zauważył. - Walter umiera, a los jego firmy zależy od Ta-
mery i od tego, czy jej umiejętności zarządzania dorównują umiejętnościom jej ojca i
dziadka.
Zach wzruszył ramionami.
- No dobra, i co teraz?
- Możemy złożyć jej ofertę. - Cole postawił szklankę na barze i wstał. - Tamera jest
teraz przygnębiona, a po śmierci Waltera będzie w jeszcze gorszym stanie. Moglibyśmy
zaproponować jej połączenie sił.
Kayla i Zach ponownie wymienili spojrzenia.
- Tamera dała ci do zrozumienia, że nie poradzi sobie z prowadzeniem firmy? - za-
pytała Kayla.
- Nie.
- To dlaczego uważasz, że to dobry pomysł? - wtrącił Zach.
Cole podszedł do okna i popatrzył na zatokę.
- Bo nasza firma skorzystałaby na tej fuzji. Pomyślcie tylko, ile moglibyśmy osią-
gnąć wspólnymi siłami!
- I to nie ma nic wspólnego z tym, co jest między wami? - powątpiewał Zach.
Cole spojrzał na głupkowato uśmiechającego się brata.
- Nie, to wyłącznie interesy.
Znów skupił uwagę na krystalicznie czystej wodzie i wysokich palmach na brzegu.
- To zły pomysł - uznała Kayla. - To podłe atakować ją w takim stanie, zwłaszcza
że chcesz zadać jej cios, kiedy znajdzie się na dnie.
Cole włożył ręce do kieszeni, odwrócił się i oparł się o ciepłą szybę.
- To nie atak, Kaylo, tylko dobra dla obu stron fuzja.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]