[ Pobierz całość w formacie PDF ]
%7łeglarz od razu zdał sobie sprawę, iż to jakiś rytuał.
Zabójczy rytuał: Skand i Dymiarz strażnik położyli na tych dłoniach rewolwery.
Diakon uśmiechnął się tak szeroko, że mało policzki mu nie pękły. Stanął między
%7łeglarzem i kobietą. Podniósł ręce. Lufą jednego rewolweru dotknął skroni %7łeglarza,
drugiego - Helen.
- Ale wolałbym raczej, żeby mi ktoś powiedział - rzekł niedbale. - Zniszczenie takiej
niezwykłej jednostki sprawiłoby mi wielką przykrość. Wpakowałeś kupę roboty w tę balię, no
nie, ryboludku?
%7łeglarz milczał. Krążek zimnej stali mocniej wbił się w jego skroń.
- Oto zasady tej gry - powiedział zachwycony samym sobą Diakon. - Kto pierwszy
powie mi, gdzie jest dzieciak - żyje. Drugi... no, prawdę mówiąc, nie ma drugiego miejsca w
tej grze.
Nie zwracając uwagi na broń kobieta odwróciła głowę i wbite pełne niewiary
spojrzenie w %7łeglarza. Odpowiedział jej tym samym. Nie ufał jej ani trochę więcej niż ona
jemu...
- Osobiście w tym wypadku o wiele bardziej wolałbym poczęstować cię spermą diabła
- szepnął jej uwodzicielsko Diakon.
Miażdżące spojrzenie, jakim Helen obdarzyła zbira, prawie rozbawiło %7łeglarza. Lecz
Diakona ono bynajmniej nie rozweseliło.
- Ale wydaje mi się, że nie powiesz mi, co nie? - zapytał, jakby Helen sprawiła mu
zawód.
Wzruszył ramionami i łypnął jednym okiem na %7łeglarza. Pchnął go lufą w skroń.
- No, już, rybulko - powiedział. - Co powiesz?
%7łeglarz nie odzywał się.
Skand szarpnął go za włosy. Odsłonił skrzela.
- Nawet nie jesteście jednego gatunku! - wrzasnął Diakon. - Chociaż ty nie należysz
do żadnego.
%7łeglarz nadal milczał.
- To tylko balast. Jak wszystkie kobiety. - Diakon pochylił się. Z ust cuchnęło mu
straszliwie dymnymi patykami. - Powiedz tylko słowo i zniknie z twojego życia.
Jakiekolwiek by ono było.
Helen wtrąciła się szybko:
- Jeśli mu powiesz, zabije nas oboje.
Uderzył ją grzbietem dłoni tak, że przeleciała kilka kroków po pokładzie. Cios
rozszedł się echem jak wystrzał z rewolweru.
- Nie uprzedzajmy biegu wypadków - powiedział łagodnie Diakon. Znowu pochylił
się nad %7łeglarzem i szepnął: - Jak mi nie powiesz... to przysięgam na Posejdona, że spalę
twoją łódz.
Ten cuchnący oddech powinien wyprowadzić %7łeglarza z równowagi. Ale on poczuł
całkowity spokój. Jakby otulił go wygodny koc. Ohydny jednooki wódz Dymiarzy ukazał mu
sprawę w całej ostrości - w Wodnym Zwiecie byli ludzie zasługujący na coś gorszego niż
poderżnięcie gardła; ale byli też inni, za których warto oddać życie.
Mijając wzrokiem lufę rewolweru Diakona zatrzymał wzrok na Helen. Początkowo
odpowiedziała mu twardym spojrzeniem. Ale widocznie rozpoznała zmianę w jego postawie,
bo w jej oczach odbiło się rosnące uspokojenie.
W tym wspólnym milczeniu %7łeglarza i kobietę złączyła więz, która chociaż nie
nazwana słowami, wcale nie była przez to słabsza.
Być może Diakon też to wyczuł, a może tylko zdał sobie sprawę, że nie wyciągnie
odpowiedzi od żadnego z nich. W każdym razie cofnął lufy od skroni. Ale to nie był koniec
przesłuchania.
Diakon zadał %7łeglarzowi cios w szczękę. Uderzony poleciał w tył i wpadł z rozpędu
na maszt. Osunął się w dół i siadł na tyłku.
- Niech to szlag - powiedział Diakon.
%7łeglarz, siedząc, przesunął rękę za maszt. Udawał, że jest bardziej ogłuszony, niż było
w rzeczywistości. Wkrótce znalazł przedmiot swoich poszukiwań. Pętlę ręcznego uchwytu
linowego...
Nie wypuszczając rewolwerów z dłoni, Diakon zwrócił się do blond zastępcy:
- Odśwież moją pamięć. Co się dzieje, gdy żadne nie gada?
Wydawało się, że Skand znalazł się w kropce. Wreszcie wzruszył ramionami i
powiedział:
- Pierwszy raz się to zdarza. Pętla poszerzała się...
Sfrustrowany Diakon rozejrzał się po pokładzie. Błyski w jego oczach zdradzały
ożywiony namysł.
- W porządku - powiedział i uniósł jeden rewolwer. - Jak nie chcą nam powiedzieć,
gdzie jest dzieciak, oto co zrobimy. Zabijemy oboje...
I wystrzelił dwukrotnie w powietrze. %7łeglarz skrzywił się. Wiedział, co to za sobą
pociągnie. Dziecko wyskoczyło gwałtownie z luku dziobowego, krzycząc:
- Nie, nie!
Jego rozpacz zamieniła się w radość, gdy ujrzało %7łeglarza i Helen nadal żywych, ale
natychmiast przeszła znowu w żałość.
- O, dziecięca naiwności! - powiedział Diakon. - Ale całym sercem uwielbiam te
niewinne bąki. Przynieście ją tu.
Strażnik złapał dziecko jak przedmiot. Bezceremonialnie rzucił je przed Diakonem.
Wódz Dymiarzy pochylił się, zsunął tunikę odsłaniając tatuaż. Zarechotał z radości.
Podniósł dziecko trzymając je pod pachami i pokazał plecy z rysunkiem Dymiarzom.
- Bierzecie i jedzcie! - krzyknął. - Tak kończy się kazanko na dzień dzisiejszy...
I Dymiarze zaczęli wiwatować, a Diakon stał triumfalnie na pokładzie.
Inny pirat wyłonił się z kabiny na głównym pokładzie.
- Patrzcie! - zawołał.
%7łeglarz poszerzał pętlę uchwytu linowego. Serce w nim zamarło; facet miał jego
National Geographic .
Ale nie miał ich długo. Złapał je Diakon i zaczął przeglądać z szeroko
wytrzeszczonymi oczami, opadniętą szczęką, jakby zaraz miała z niej zacząć kapać ślina.
- Patrzcie na tę ziemię - powiedział zduszonym głosem przeglądając zdjęcie za
zdjęciem. - Nawet nie mogę zacząć... wspaniałe! Tylko popatrzcie na to kwadratowe ujęcie!
Strażnik podszedł do %7łeglarza i szarpnięciem poderwał go na nogi, ale ten nie
wypuszczał pętli, którą trzymał za plecami. Dymiarz miał oko na więznia, ale nie pracowało
ono uczciwie; uwaga strażnika skupiała się na Diakonie. Wódz chłonął magnetyzujące zdjęcia
z Czasów Lądu.
Wreszcie Diakon z ociąganiem zwrócił się ku Enoli. Ale cenne czasopisma ściskał
mocno w dłoni.
- Zdejmie jej tunikę i połóżcie małą, żebyśmy mogli lepiej przyjrzeć się tym znakom...
Kolejni Dymiarze weszli na pokład trimaranu i wypełnili rozkazy. Skand i następny
pirat dołączyli do Diakona. Patrzyli na plecy Enoli, jakby były posiłkiem, w którym mieli
uczestniczyć.
-Czy to ma dla ciebie jakiś sens? - spytał Diakon wskazując znaki Skandowi.
-Nie.
-Ja też nie potrafię tego odczytać... Zrobimy to na Deez . - Wskazał na Enolę
rulonem czasopism. - Mamy to, po co przyszliśmy.
Skand zerknął na %7łeglarza i Helen.
-Co z nimi?
-Załatw ich.
-A łódz?
-Spal.
Skand zmarszczył czoło.
-To łódz jak marzenie, Diakon.
-Jest skażona. Nieczysta. Rybia. Poza tym obiecałem, że to zrobię, a ja zawsze
dotrzymuję obietnic. Już, do roboty!
Jednym płynnym ruchem %7łeglarz zarzucił pętlę na szyję strażnika i kopnął dzwignię.
Przeciwwaga spadła w dół...
...i Dymiarz wyskoczył w górę masztu, który stał mu się szubienicą.
%7łeglarz złapał Helen za rękę, pociągnął za sobą. Pobiegli ku rufie. Skoczyli przez
burtę. Kule Skanda wpierw przeszyły powietrze - żywioł, który właśnie opuścili uciekinierzy,
a potem pogrążyły się w wodę - inny żywioł, w którym się głęboko zanurzyli.
ROZDZIAA DWUDZIESTY PIERWSZY
Prowadził ją, mocno ściskając za przegub, i płynęła za %7łeglarzem, aż nagle wynurzyli
się w otworze studni czerpalnej w głównym kadłubie. Helen nie miała pojęcia o jej istnieniu.
%7łeglarz unosił się na wodzie. Czekał cierpliwie, aż Helen nasyci płuca powietrzem.
Serce biło jej mocno.
-Enola tam jest - szepnęła.
-Wiem. Nic na to teraz nie poradzimy. - Spojrzał na nią lodowato. - Musimy zejść
głęboko.
-Głęboko?
-Bardzo głęboko. I zostać głęboko. Poczuła zawrót głowy.
-Jak? Nie potrafię oddychać pod wodą jak ty... Pogładził ją po twarzy. Ten gest był
zaskakujący, czuły.
-Będę oddychał za nas oboje.
Napastnicy musieli usłyszeć ich rozmowę, bo nagle wystrzeliwane na oślep kule
[ Pobierz całość w formacie PDF ]