[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sam się wpuściłem. Trochę powęszyłem w domu, a potem, kiedy pani trollowa zaczęła szczę-
kać garnkami i talerzami, przyszedłem tutaj.
- Aha. - Miałem wrażenie, że błyskotliwość moich wypowiedzi tej nocy pozostawiała co nie-
co do życzenia. A może raczej tego ranka? Słabe, mdłe światło dnia przesączało się już przez
okna.
- Zajrzałem do kuchni. Ludzie, co wy jecie. Jak ja się poświęcam!
Nie pytałem. Kucharka uwielbia sycące, wiejskie żarcie: ciężkie jak diabli, mięso, gęste sosy i
placki. Mnóstwo tłuszczu. Ale to, co jadłem na mój pierwszy posiłek, chyba by mu nawet
smakowało.
Powiedział, ze zamierza tu zostać. Poszedł nawet jeszcze dalej.
- Uznałem, że przydałby ci się jakiś pomocny duch, żeby zrównoważyć ich upiory.
- Hę? - Wciąż jeszcze nie zdążyłem wrócić do siebie.
- Będę tu straszył. Kręcił się po nocy, gdy nikt nie patrzy, robił rzeczy, które ty byś robił,
gdybyś nie był zajęty ich uspokajaniem.
To miało sens. Miałem listę stu i jednej rzeczy, które chciałem zrobić, takich jak szukanie
tajnych przejść i zakradanie się do pokoi, żeby powęszyć. Brakowało mi na to czasu, i pewnie
dalej będzie go brakować, bo wciąż ktoś mi wisi u spodni.
- Dzięki, Morley. Będę ci wdzięczny.
- Jeszcze nie musisz, jeszcze nie. Ale zbliżamy się do wyrównania rachunku.
Miał na myśli parę brzydkich kawałów, które mi kiedyś wykręcił. Najgorszym było wniesie-
nie trumny z wampirem w środku do domu człowieka, którego nie lubił. Nie ostrzegł mnie z
jednego rozsądnego powodu: gdybym wiedział, tobym mu nie pomógł. Niczego się nie do-
myślałem, dopóki wampir nie wyskoczył.
A wtedy byłem z lekka zaskoczony.
Od tego czasu często rewanżował mi się drobnymi usługami.
- Opowiedz mi wszystko, żebym nie musiał wymyślać koła od nowa.
Najpierw wyjąłem chusteczkę.
- Ten katar zaczyna wyglądać nieładnie. Czuję, jak głowa zamienia mi się w przysłowiowy
kłąb waty.
- Kwestia diety - odparł. - Jeśli jesz to co trzeba, nigdy nie? dostajesz kataru. Spójrz na mnie.
Nigdy w życiu nie kichnąłem.
- Pewnie. - Elfy nie miewają kataru. Opowiedziałem mu wszystko, tak jakbym zeznawał Tru-
poszowi. Jednocześnie miałem go na oku, obserwując reakcje. Kiedy już mi się wkręci do
pomocy, zawsze znajdzie jakąś okazję, żeby skorzystać. Znałem go na tyle, że mogłem się
zorientować, kiedy na coś się rzuca.
Najlepszym sposobem byłoby wynajęcie gangu i splądrowanie domu. Trudniej byłoby póz-
niej uciekać przed podnieconą i żądną krwi klasą wyższą. Ale to by go chyba raczej nie po-
wstrzymało. Samego generała Stantnora chyba raczej nie potrzebują, ale jako klasa nie tole-
rowaliby takiego precedensu. Każdy strażnik burzy, lord ognia, czarownik, nekromanta, i co
tam jeszcze, wszyscy uznaliby za stosowne rzucić się na winowajcę i bardzo, ale to bardzo
przykładnie go ukarać.
- A więc mamy tu trzy oddzielne wątki - podsumował Morley. - Kradzież. Być może morder-
stwo. I jedna masówka. Kradzież mamy nakręconą i idzie własnym torem, możemy o niej za-
pomnieć. Generał... trzeba coś zrobić, żebym mógł go obejrzeć ja i lekarz. Jeśli chodzi o dru-
giego mordercę, nic się nie wymyśli. Trzeba rozmawiać z ludzmi i eliminować podejrzanych.
- Nie ucz ojca dzieci robić, Morley. To moje zadanie.
- Wiem, wiem, nie skacz tak. Ja tylko głośno myślę.
- Zgadzasz się, że Dellwood i Peters wydają się mało prawdopodobni?
- Jasne. Wszyscy są tacy. Stary jest przykuty do łóżka, a nawet jeśli, trudno byłoby mu przy-
pisać jakiś motyw.
Generała w ogóle nie brałem pod uwagę.
- Ten typ Kaid jest za stary na to tempo i nie dość silny, żeby rzucać pozostałymi chłopakami.
- Może. Cechą charakterystyczną mordercy jest podstęp. Stary człowiek potrafi być podstęp-
ny.
- Zgoda. Potem jest niejaki Wayne, który chce się ożenić z majątkiem. I kto nam zostaje, jeśli
wszyscy inni są uczciwi?
- Chain. - Antypatyczny, kłótliwy, tłusty Chain, którego nie cierpiałem od pierwszego wej-
rzenia.
-I córunia. I może ktoś z zewnątrz. Nie wspominając o tym, który odszedł, ale nie zniknął, bo
ktoś go zamordował.
- Czekaj, czekaj. Czekaj! Co ty mówisz?
- Masz czterech ludzi, którzy odjechali w siną dal, tak? Przypuszczalne zdolności nekromanty
Snake'a Bradona przywołały trzech. A gdzie czwarty? I który to? Jakie były zapisy w testa-
mencie, które ich dotyczyły?
Nie pamiętałem. Jeden chyba został wykluczony. Ale jeśli ktoś mógł dostać działkę, nawet
jeśli go nie było w pobliżu, a wszyscy myśleli, że odszedł albo nie żyje, to ma teraz doskonałe
pole do działania. Narobi świństw, a potem jakby nigdy nic zjawi się na czytanie testamentu.
- Ten, który dopadł Hawkesa, zawrócił w stronę domu.
- Zgubiłeś ślad. Też prawda.
- A jeśli to ktoś, kogo nie było w domu, mógł nie wiedzieć o tym, że generał spalił testament.
- No widzisz? Może działać dalej.
Znowu prawda.
- Ktoś chciał poczęstować mnie toporem.
- Jeszcze i to. Ale może to mieć związek z innymi twoimi kłopotami.
- Morley, jeśli będę próbował to rozwiązać, zwariuję. Nawet nie chcę o tym myśleć.
Obdarzył mnie spojrzeniem, które wydawało się prawie złośliwe.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]