[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że nietoksyczna. Nie widzą więc problemu.
Nate przyjrzał się oczom Allie.
- Wypiłaś tę kawę, czy nie?
- Nie. Również z tego powodu matki upierają się, że robimy z igły widły.
- yrenice w obu oczach masz tej samej wielkości.
- Oj, Nate. Mówię ci przecież, że nie wypiłam ani łyka. yrenice reagują na za-
trucie, ale...
- Tak, tak... - Nate nie otrząsnął się jeszcze ze stanu paniki, którą odczuł na
myśl, że Allie mogło się stać coś złego. - Zszedłem tu do ciebie, żeby ci powie-
dzieć, że kupiłem na kolację kurze udka. Chciałem, żebyś je obejrzała, ale lepiej
odpocznij. Polez trochę z nogami do góry i przyjdz, powiedzmy, za pół godziny.
Coś do tego czasu przyszykuję.
Allie chciała spędzić ten wieczór z Nate'em. Dziwne. Chociaż mieszkali ra-
zem niecałe dwa tygodnie, a oddzielnie już dwa razy tyle, tęskniła za nim, gdy go
nie widziała.
- Jest mrożony groszek i ziemniaki. Mogę...
- Nie. Miałaś kiepski dzień. Potrzebujesz odrobiny dopieszczenia. Daj te wa-
rzywa, zajmę się wszystkim.
- Dopieszczenia? - Allie roześmiała się. - Ja? No, co ty...
- W porządku. yle się wyraziłem. Może faktycznie nic ode mnie nie potrzebu-
jesz, ale ja... muszę zrobić swoje. - Wyciągnął niecierpliwie rękę. - Daj mi te ziem-
niaki, milady, bo się naprawdę zdenerwuję. - Zrobił grozną minę, lecz znała go już
zbyt dobrze, żeby dać się nabrać.
Dziwne. Gdyby taką scenkę próbowali odegrać przed nią jej bracia, poczułaby
się podle. Ale w wydaniu Nate'a było to przemiłe. Podała mu warzywa, a on poca-
łował ją w czoło i wyszedł. Ojej, jak dobrze, pomyślała. Byłoby jeszcze cudniej,
S
R
gdyby pocałował ją w usta. Zresztą robił to ostatnio coraz częściej i bardzo to lubi-
ła.
Postanowiła upiec babeczki i szybko zabrała się do dzieła. Po parotygodnio-
wej znajomości wiedziała, co tygrysy lubią najbardziej.
- Miałaś nic nie robić - sarknął, gdy pojawiła się z deserem.
- Przy babeczkach prawie nie ma roboty. - Uśmiechnęła się. - Zresztą wcale
nie musisz ich jeść.
- Skoro już są, to dobrze. Właśnie. Miała ochotę się roześmiać.
Nate upiekł kurze udka i usmażył groszek, doprawiając go plasterkami cebuli.
Ugotował ziemniaki w mikrofalówce, pokroił na połówki i okrasił masłem z brązo-
wym cukrem i cynamonem. Do gotowej sałatki wkroił świeże pomidory i ogórek.
Jednym słowem - zaszalał.
- Ho, ho, ale uczta. Z jakiej to okazji?
- Te durne szkraby mogły cię zabić.
- E tam, musiałyby być sprytniejsze.
- To wcale nie jest śmieszne.
- Wiem. - Westchnęła. - Wiem, Nate. Przecież to spotkało mnie.
Przyglądał się jej przez chwilę.
- Przepraszam. Porozmawiajmy o czymś innym. Zapowiadają dziś zimną noc.
Nim się obejrzymy, będzie Zwięto Dziękczynienia i Boże Narodzenie.
Zjedli kolację, rozmawiając o błahych sprawach, a potem Nate zaproponował
obejrzenie filmu na DVD.
- Chętnie, byleby to nie był film wojenny - zastrzegła Allie. - A najlepiej, że-
by w ogóle nikt w nim nie umierał.
- Wyczułem cię! Wybierałem ten film z myślą o tobie. To komedia roman-
tyczna z Meg Ryan. Nie spodziewam się nieboszczyków.
Film był dowcipny i inteligentny. Allie i Nate, siedząc razem na kanapie, po-
kładali się ze śmiechu. Po projekcji Nate wyłączył aparat pilotem.
S
R
- Widzisz - odwrócił twarz do Allie. - %7ładnych trupów nie było. Powiedz
dziękuję". Prawdę mówiąc, miałem ochotę na coś innego, na ten nowy film z Ar-
noldem Schwarzeneggerem.
Allie zadygotała. O, tak, w tamtym filmie z całą pewnością trup ścieliłby się
gęsto. Dziękuję, pomyślała i leciutko pocałowała Nate'a. W usta. Do diabła z poca-
łunkami w czółko! Nie spodziewała się jednak, że Nate zareaguje gorąco. Ujął jej
twarz i dłonie. Mógł sobie darować oglądanie Schwarzeneggera. I bez tego był aż
nadto podekscytowany.
- Jesteś prześliczna - wymruczał, łowiąc rozpalonymi ustami rozchylone war-
gi Allie. Wiedziała już, jak lubił się z nią całować. Uwielbiała to. Objął ją, szukając
pod jej sweterkiem zapięcia biustonosza. Poczuła, że haftki puszczają.
- Nate... - wyszeptała.
- Niepokoję się o ciebie, mała. Przez cały czas.
- Naprawdę?
- Tak. Straszliwie się dziś wystraszyłem.
- Przecież... nic się nie stało.
- Wiem. Ciągle to sobie powtarzam. - Przesunął dłoń z pleców na jej pierś i
delikatnie podrażnił kciukiem sutek. - Taka jesteś delikatna, prawie krucha.
Dziwne stwierdzenie. Gdyby padło z ust kogoś innego, uznałaby je za bezsen-
sowne roztkliwianie się albo wręcz pouczenie. Nie była ani słaba, ani krucha... Za-
drżała, wtulając się w Nate'a. To prawda, czuła się dziś trochę podłamana, a on
okazał jej tyle delikatności, tyle troski. Objęła go jedną ręką za szyję, a drugą wsu-
nęła pod jego koszulę na piersi. Nie miała pojęcia, jak to się stało, ale - och, Boże! -
pokochała tego mężczyznę. Niepostrzeżenie wdarł się do jej serca i - cóż, można by
to rozważać, mówić o tym, pisać całe tomy, tylko po co? Po prostu go pokochała.
Czy to grzech?
Pocałował ją w szyję, ugryzł leciuteńko, a potem podciągnął wyżej jej błękit-
ny sweterek i spojrzał na piersi.
S
R
- Zostań na noc - wymruczał. - Będzie ci dobrze, przysięgam. Pragnę cię od
tak dawna. Spaliśmy w jednym łóżku i... nic. Myślałem, że umrę z pożądania. Pro-
szę cię, zostań. Chcę się z tobą kochać.
Boże święty! Nie wiedziała, czy potrafiłaby, czy w ogóle przeżyłaby to zbli-
żenie, ale... kochała Nate'a. Gotowa była mu ulec, zrobić to...
Nagle odezwał się dzwonek domofonu. Nate wyglądał tak, jakby go nagle
wyrwano z głębokiego snu.
- Co to? Kto...
Dzwonek zadzwięczał po raz drugi. Allie chciało się płakać, a Nate dosłownie
szalał ze złości.
- Diabli nadali! Nie ma nas, i koniec! - krzyknął, ale domofon brzęczał i brzę-
czał.
Nate zaklął. %7łyczył intruzowi nagłej śmierci.
Allie szybko zapięła biustonosz i obciągnęła sweterek.
- Lepiej sprawdz, kto przyszedł. Chyba nam nie odpuści.
Na to wyglądało. I ktokolwiek to był, skazywał ich na wyrafinowaną udrękę.
Nate przesunął Allie, jęknął z bólu, gdy niechcący zawadziła o jego wyprężoną mę-
skość, i z trudem dowlókł się do domofonu.
- Słucham? - warknął.
- Nate? To ja, ojciec. Mogę wejść? Musimy porozmawiać.
Nate wyłączył domofon i zaklął, ale zaraz podniósł słuchawkę.
- Koniecznie teraz? - Zrobiło mu się głupio, że tak powiedział, ale w tej chwili
naprawdę nie miał ochoty na spotkanie z ojcem.
- To ważne.
Nate westchnął i nacisnął guzik. Mimo wszystko ojciec to ojciec. Da Bóg, nie
posiedzi długo. Byle tylko Allie została. Aż do rana. Tymczasem podniosła się z
kanapy i przygładziła włosy.
- Przywitam się tylko z twoim tatą i zmykam do siebie. Porozmawiajcie w
S
R
cztery oczy.
Nate nie cierpiał płaczących maluchów, a zwłaszcza mężczyzn zamieniają-
cych się w płaczliwe bobaski, ale w tym momencie, do licha, poczuł się tak, jakby
sam miał się zaraz rozpłakać. Ojcu jednak nie wolno było się niczego domyślić. Je-
dynie dobrze się maskując, Nate mógł uratować swój honor.
- Co się stało? - spytał prędko, kiedy tylko ojciec stanął w progu.
- Cześć. - Allie ucałowała pana Parkera w oba policzki. - Miło cię widzieć.
Należała jej się nagroda za elegancję. Chyba że, naturalnie, nie zaangażowała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]