[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jedyna okazja. Nie mogła jej przepuścić.
Przez najbliższe cztery miesiące. Pózniej wezmę urlop macierzyński
oznajmiła, zwracając ku niemu twarz.
Wyczytała z jego oczu najpierw zaskoczenie, potem wstrząs, wreszcie
jakieś inne uczucie, którego nie potrafiła nazwać. W każdym razie przepastne
zrenice rozbłysły dziwnym blaskiem.
Robin? wystękał wreszcie, gdy odzyskał mowę. Czy ty... ? Czy
to...?
Tak. To nasze.
Myślałem, że nie możesz zajść w ciążę.
Ja też, ale okazało się, że to nieprawda. Za pół roku urodzę nasze
dziecko oznajmiła stłumionym z emocji głosem. Nagle wzruszenie odebrało
jej mowę. Przerwała, uśmiechnęła się błogo. Po wszystkich testach,
rozczarowaniach i daremnych staraniach zostałam wreszcie wysłuchana.
Szczęśliwie donosiłam moje maleństwo do dwunastego tygodnia... Cesare, co
robisz? zachichotała, gdy ujął ją pod ramię i skierował ku drzwiom.
Tłum rozstąpił się przed nimi, jakby goście zdawali sobie sprawę, że
zostali świadkami doniosłego wydarzenia. Czekało ich jednak rozczarowanie.
Wkrótce przedstawienie dobiegło końca. Cesare wprowadził Robin do
prywatnej windy, zamknął za sobą drzwi i nacisnął ostatni guzik od góry.
Nie wiem, co powiedzieć wymamrotał niepewnie, gdy kabina ruszyła.
Uśmiech zgasł na twarzy Robin, ale zaraz powrócił. Nic nie mogło
zmącić jej szczęścia. Nic nie mogło jej odebrać dziecka Cesare. Doświadczyła
cudu, o jakim marzyć nie śmiała. Wciąż nie mogła uwierzyć, że los tak hojnie
114
RS
ją obdarował. Co rano pytała samą siebie, czy to na pewno nie sen. Ale nie
śniła.
Przed sześcioma tygodniami odwiedziła swego lekarza tego samego,
który wcześniej bezskutecznie usiłował ustalić przyczynę jej bezpłodności.
Wynik badania ginekologicznego potwierdził jej przypuszczenia.
Kiedy po trzech latach usilnych starań nie dała Gilesowi upragnionego
dziedzica, porzuciła nierealne jej zdaniem marzenia. Z rezygnacją przyjęła do
wiadomości, że nigdy nie urodzi dziecka, choć badania nie wykazały
jakichkolwiek wad anatomicznych, braku równowagi hormonalnej czy innych
uszczerbków na zdrowiu.
Lecz wystarczyła jedna noc z Cesare, by nastąpiło poczęcie. Właśnie
dlatego zwabiła go na bal. Musiała go przynajmniej poinformować, że zostanie
ojcem.
Nic nie musisz mówić uspokoiła go łagodnym tonem. Uznałam, że
masz prawo wiedzieć. To wszystko.
Jak to wszystko? Czy zdajesz sobie sprawę... ? przerwał, gdy drzwi
kabiny otworzyły się na ostatnim piętrze.
Wziąłeś ze sobą Marca? spytała wesoło, wkraczając do jego
apartamentu.
Oczywiście.
Czy mogłabym go zobaczyć?
Nie widzę przeszkód. Pewnie jeszcze nie śpi, ale...
No to zabierz mnie do niego, zanim pójdzie do łóżka.
Słowom towarzyszyło błagalne spojrzenie. Bardzo tęskniła za chłopcem.
Poza tym chciała odwlec decydujący moment, gdy Cesare zajmie stanowisko
wobec usłyszanej rewelacji. Nadal nie była pewna, jak przyjął wiadomość, że
zostanie ojcem. Przez trzy miesiące od rozstania nie zrobił nic, żeby nawiązać
115
RS
z nią kontakt. Gdyby wewnętrzna potrzeba poinformowania go o ciąży nie
dodała jej odwagi, pewnie nigdy więcej by go nie zobaczyła. Nie mogła więc
wykluczyć, że ani ona, ani ich wspólne dziecko nic dla niego nie znaczą.
Cesare spełnił jej prośbę. Zaprowadził ją do pokoju Marca. Przystanął z
tyłu i obserwował, jak siada na podłodze, nie bacząc, że pogniecie drogą
kreację. Nie obchodziło jej nic prócz Marca. Wzięła go na ręce, dmuchnęła mu
w szyjkę co jak zwykle szalenie go rozbawiło i z lubością słuchała jego
śmiechu. Nie przeszkadzało jej, że ząbkujące niemowlę ośliniło jej sukienkę.
Wprost promieniała szczęściem. Nic dziwnego nosiła przecież w łonie
własne, długo wyczekiwane dziecko. Jego dziecko!
W ciągu tych trzech miesięcy od momentu rozstania przeszedł przez
piekło. Nadal w nim przebywał. Wciąż nie wierzył, że ma ją przed sobą na
wyciągnięcie ręki.
Robin wreszcie oderwała wzrok od chłopczyka. Zerknęła na Cesare.
Niczego od ciebie nie oczekuję. Poinformowałam cię, że zostajesz
ojcem, tylko dlatego, że uznałam to za swój obowiązek.
Tylko dlatego! Wielka szkoda! Podszedł bliżej, usiadł na podłodze obok
niej, wyjął jej z rąk siostrzeńca i posadził na dywanie pomiędzy sobą a Robin.
Jestem trochę... oszołomiony.
Znam to uczucie. Ja też z początku byłam. Ale teraz rozpiera mnie
radość dokończyła ze śmiechem.
Cesare wyciągnął rękę, delikatnie pogładził ją po policzku i zajrzał
głęboko w oczy w przecudne, fiołkowe oczy, które przez długie miesiące
widywał jedynie w marzeniach. Serce zaczęło mu mocniej bić.
Jakaś ty piękna wyszeptał, głęboko poruszony. Niewypowiedzianie
piękna. Kocham cię. Kocham tak bardzo, że żadne słowa nie wyrażą głębi
mojej miłości.
116
RS
Robin zastygła w bezruchu. Nie wierzyła własnym uszom. Dosłownie
zaparło jej dech. Wbiła w Cesare zdumione spojrzenie wielkich, fiołkowych
oczu.
Ty... mnie... ? wykrztusiła, gdy wreszcie odzyskała mowę. Dlatego,
że urodzę twoje dziecko?
Nie. Pokochałem cię przed trzema miesiącami, zanim zostało poczęte.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]