[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie podała mu dłoni. Popatrzyła tylko na niego.
Dziękuję. Warren opuścił rękę.
Jakby co, to zadzwonisz?
Nie będzie takiej potrzeby.
Nie powie mu, że go potrzebuje. Nie po tym, jak zdecydował się zakończyć
ten układ. Ale jak teraz będzie żyła? Gdy bez zapowiedzi wpadał do Cottage ,
od razu czuła zastrzyk adrenaliny. Dostawała skrzydeł, gdy z nią flirtował.
Odurzały ją jego pocałunki.
Znali się tak krótko, a odmienił jej życie. Jak teraz będzie?
Dam sobie radę zapewniła z udanym spokojem. Nie martw się.
To dobrze odparł. Zabrzmiało to nieco sztywno. Czyżby trochę
żałował, że już się nie będą spotykać? No to nasza współpraca dobiegła końca.
Nie mogła się zdobyć, żeby na niego spojrzeć. Nie ręczyła za siebie. Bała
się, że zaraz wybuchnie płaczem.
Niestety powiedziała, starając się, by zabrzmiało to lekko. Dzięki za
wsparcie.
Miała wrażenie, że Warren nie bardzo wie, jak się teraz zachować, lecz
może to były tylko jej pobożne życzenia. Może to tylko ona czuła się fatalnie.
Patrzyła, jak sięga po płaszcz i idzie do drzwi. Nie poruszyła się. Nie
odezwała się choćby słowem. Choć czuła, że jej dusza wyrywa się do niego.
Gdy wyszedł, opadła bezwładnie, jakby uszło z niej życie. Wiedziała, że
Warren nie wróci. Powiedział, że wszystko skończone.
A Warren nie rzuca słów na wiatr. Na tyle już go poznała.
Poczekaj, bo jakoś to do mnie nie dociera z niedowierzaniem rzekła
Lily. Pozwoliłaś mu odejść? Człowiekowi, który ma dokumenty na temat naszej
siostry i dojście do detektywa, który wpadł na jej trop? Ma możliwości, by
dowiedzieć się czegoś więcej. I ty go wypuściłaś?
Zbierało się jej na płacz.
A co miałam zrobić? Oznajmił, że już się wycofuje. Przecież nie mogłam
go do niczego zmusić i zatrzymać wbrew jego woli.
Lily popatrzyła na nią przenikliwie.
Może i mogłaś. Gdybyś mu powiedziała, co do niego czujesz.
Rose popatrzyła na nią niespokojnie.
O czym ty mówisz?
Aha! Teraz już mam stuprocentową pewność! Jesteś w nim zakochana!
Nie jestem! zaprzeczyła Rose, choć sama w to nie wierzyła. Przecież
ja go prawie nie znam.
Wystarczająco dobrze, by się z nim całować. Gorąco całować.
Nie myliła się.
To nic nie znaczy.
Zależy, o kim mowa, siostrzyczko. Znam twoje podejście. Nie całujesz
się z pierwszym lepszym. Tylko jeśli to ktoś naprawdę dla ciebie ważny.
Liczyłaś, że może coś z tego wyjdzie.
Wcale nie! prychnęła. Lily się roześmiała.
Tylko tak mówisz. Wycofał się, żeby te oprychy nie zrobiły ci krzywdy.
Oni wiedzą, że mu na tobie zależy.
Boję się, że wyciągasz zbyt daleko idące wnioski.
To nieistotne. Problem polega na tym, że nie chcesz mu powiedzieć, że
go kochasz. I nie chcesz skorzystać z jego pomocy w odszukaniu naszej siostry. Z
tym pierwszym nic nie mogę zrobić, bo ty już masz określony pogląd. Ale ta
druga sprawa nie jest oczywista. Może coś zdziałamy.
Mówisz o odszukaniu Laurel? Lily skinęła głową.
Znamy jej imię i nazwisko, to już coś. Musimy poszperać w Internecie.
Jutro skoro świt pójdziemy do biblioteki i może wpadniemy na jakiś ślad.
Tak też zrobiły, lecz efekty ich starań były mizerne. Dowiedziały się tylko,
że Laurel pracowała wcześniej jako pielęgniarka w prywatnym szpitalu w
Nowym Jorku. Pięć lat temu wyszła za mąż, ale po trzech miesiącach małżeństwo
się rozpadło. Pózniej pracowała w ośrodku rehabilitacyjnym, lecz półtora roku
temu zwolniła się i ślad po niej zaginął.
Po wielu godzinach spędzonych przed komputerem czuły się wykończone.
Niewiele się dowiedziały. Jedno tylko było teraz pewne: miały potwierdzenie, że
Laurel rzeczywiście istniała. Sprawdziły też, z drżeniem serca, że nie było jej
wśród osób zmarłych.
Nie miały dużo danych. Lecz poprzysięgły sobie, że nie spoczną, póki nie
znajdą siostry.
Tydzień po tamtej rozmowie Warren nieoczekiwanie przyjechał do
Cottage . Wcześniej zazwyczaj przybywał tuż przed zamknięciem i wtedy Rose
mimowolnie na niego czekała. Teraz się nie spodziewała, że jeszcze go zobaczy.
Kiedy jednak się zjawił, nie udawał, że to jedynie grzecznościowa wizyta.
ROZDZIAA TRZYNASTY
Cześć powitała go Rose. Czuła, że policzki jej płoną. Serce też biło
szybciej. Aż się bała, że Warren to usłyszy. Co cię tutaj sprowadza? Nie zrozum
tego zle. Cieszę się, że cię znowu widzę.
Miała wielką, ogromną nadzieję, że przyjechał, bo chciał ją zobaczyć. %7łe
ten ostatni tydzień dla niego też był ciężki do przeżycia. Tak jak dla niej. Ale
niestety nic na to nie wskazywało.
Czy nic więcej się nie wydarzyło? zapytał bez wstępów. Tobie czy
komuś innemu?
Rose niespokojnie zerknęła na Deb.
Nie odparła, zniżając głos do szeptu. Proszę, nie wprowadzaj tu takiej
atmosfery. Deb wciąż chodzi podminowana.
Warren zmarszczył czoło.
Dlaczego?
Bo najpierw ktoś chciał mnie rozjechać, a potem ty zacząłeś straszyć, że
to nie koniec. %7łe jeszcze może się coś stać. Coś złego.
Przykazałaś Deb, by miała się na baczności? zapytał, przyglądając się
jej badawczo.
Tak, oczywiście. I chyba dlatego wciąż jest taka spięta.
Doc jeszcze co najmniej przez tydzień nie wróci do pracy. Jeśli Deb
zrezygnuje, nie mam pojęcia, jak sobie poradzimy. Teraz jest po godzinie
szczytu, ale trzeba było zobaczyć, ilu mieliśmy klientów.
To świetne wieści dla Doca rzekł cierpko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]