[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Domyśliłam się tego, bo zapadła długa cisza. A po chwili usłyszałam, jak
zatrzaskują się drzwi do ich sypialni. Następnego ranka przy śniadaniu ojciec był
bardzo cichy, miał zaczerwienione oczy, jakby płakał. Chciałam wtedy coś
powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Więc milczałam. Pomyślałam, że jeśli będę
udawała, że nic się nie stało, wszystko się ułoży. I rzeczywiście. Mama wyjechała z
ojcem do Aspen, więc pomyślałam, że wszystko jest w porządku. - Otarła łzy. - A
następnej niedzieli już nie żyła.
Ted zapadł się w fotelu.
- Jesteś pewna, że tak właśnie było, Sandro? A może to tylko wytwór
dziecięcej wyobrazni, błędne wytłumaczenie rzeczywistości?
Przecząco pokręciła głową.
- To nie był sen. To naprawdę się wydarzyło.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej?
- Bałam się. Sama nie byłam pewna, czy rozumiem to, co między nimi
zaszło. Wyrzuciłam to wszystko z pamięci. Nigdy więcej o tym nie myślałam.
Wtedy nie to było najważniejsze. Gdy mama umarła, wszystko inne nie miało
znaczenia. Aż do chwili, gdy wiele lat pózniej przeczytałam biografię ojca.
Napisał, że jego małżeństwo z mamą było idealne. Dopiero wtedy mogłam
zmierzyć się z prawdą.
- Powiedziałaś, że ojciec nie wiedział&
Potrząsnęła głową.
- Nigdy nie mogłam się zmusić, żeby z nim o tym porozmawiać.
Wyobrażałam sobie, że pogrzebał przeszłość razem z mamą, i najlepiej będzie
pozostawić sprawy własnemu biegowi.
- Mama nigdy nie powiedziała, kim był ten mężczyzna?
- Nie. Ten sekret zabrała ze sobą do grobu.
- Może pamiętasz kogoś, kto często bywał w naszym domu? Albo jakieś
rozmowy telefoniczne?
- Nie.
- Cholera, musiałaś coś zauważyć. - Ted zerwał się z krzesła, włożył ręce w
kieszenie spodni i przemierzał tam i z powrotem ogromny pokój. - Zawsze byłaś
obok niej.
Widząc ten nagły wybuch, Sandra poczerwieniała.
- Miałam wtedy sześć lat! Trudno, żebym szpiegowała własną matkę.
- Przepraszam. - Odgarnął włosy do tyłu. Czuł się jak łajdak. Jak mógł
wyładowywać gniew na Sandrze. - Widzisz, chodzi tylko o to& że to wszystko
zmienia. Przecież jeżeli miała z kimś romans, to jej śmierć mogła nie być
samobójstwem.
Oczy Sandry zrobiły się ogromne z przerażenia.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Chcę powiedzieć, że mogła zostać zamordowana.
- Ted, policja przeprowadziła dochodzenie. Doszli do wniosku, że nie ma
dowodów przestępstwa. Dlatego uznali, że popełniła samobójstwo.
- Wiesz co? Nigdy w to nie uwierzyłem. Mama nie była typem człowieka,
który rzuca się z balkonu. Albo zabija się w jakikolwiek inny sposób. Za bardzo
kochała życie. - Głos mu złagodniał. - I ciebie. Nigdy by tego nie zrobiła.
- Ale kto chciałby ją zabić?
- Może kochanek. Może zmieniła zdanie i postanowiła zostać z ojcem, a on
zabił ją w gniewie. - Zmusił się, żeby zachować spokój. - Chyba zdajesz sobie
sprawę, że musimy powiedzieć o tym policji, prawda?
Oczy Sandry patrzyły na niego ze strachem.
- Co chcesz im powiedzieć?
- %7łe wmieszany był w to jeszcze jakiś facet. Powinni o tym wiedzieć.
- Ale jakie to ma teraz znaczenie? To było tak dawno.
- Nie jesteś ciekawa, co się naprawdę wtedy stało? Jeżeli ktoś zabił mamę,
nie chcesz, żeby został za to ukarany?
- Oczywiście, że chcę. Ale co będzie z ojcem? Jak przeżyje taki skandal.
- Myślę, że on chciałby znać prawdę tak samo jak my.
Sandra nie odpowiedziała.
- Powinien był mi powiedzieć - mówił Ted do siebie. - Nie powinien był mi
pozwolić odejść w dniu pogrzebu, zanim nie powiedział mi prawdy.
- Nie dałeś mu szansy. Byłeś za bardzo rozgniewany. Nawet gdyby chciał ci
o tym powiedzieć, nie słuchałbyś go.
To prawda. Zachowywał się wtedy jak szaleniec i tylko jedno miał w głowie
- walić na oślep wszystkich dookoła.
- Chciałam ci to powiedzieć, kiedy byłam ostatnio w Londynie. Ale
postanowiłeś przyjechać do domu, więc nie było już takiej potrzeby. Zwłaszcza że
zrozumiałam, jak bardzo by cię to zraniło. A teraz mówię ci to& - spojrzała na
niego z wahaniem - bo chcę podjąć ostatnią próbę. Bo to moja ostatnia nadzieja, że
dasz ojcu jeszcze jedną szansę.
- Dlaczego zawsze ja mam mu dawać szansę? Dlaczego on nie da mi drugiej
szansy?
- Ted&
- Mógł przyjść na wystawę, Sandro. Mógł zakończyć tę głupią wojnę raz na
zawsze.
Sandra spuściła głowę. Nie wiedziała, co powiedzieć, żeby zmniejszyć
gorycz w sercu Teda.
- Gdzie są jej rzeczy? - zapytał jakby bez związku. Pytanie całkowicie
zaskoczyło Sandrę.
- Jakie rzeczy?
- Ubrania, książki, pamiętniki. Wszystko.
- Ubrania mamy ojciec rozdał. Ja zachowałam biżuterię. Mówiliśmy ci,
żebyś zabrał, co chcesz - dodała, bo zle go zrozumiała.
Potrząsnął przecząco głową.
- Chodzi mi raczej o albumy ze zdjęciami, listy, które może się jeszcze
gdzieś uchowały.
- Lucinda zapakowała wszystko w pudła i wyniosła na strych. Nie
zaglądałam tam od wieków, ale wszystkie kartony są opisane.
- Chciałbym rzucić na nie okiem.
- Proszę bardzo.
- Kiedy ojca nie będzie w domu?
- Och. - Zastanawiała się przez chwilę. - Jutro po południu gra w brydża z
generałem McGough. Powiem Lucindzie, że przyjdziesz.
Kiwnął głową.
- Dzięki, siostrzyczko.
Patrzyła na niego łagodnymi piwnymi oczami.
- Chyba nie robisz tego z powodów sentymentalnych, prawda? Mam na
myśli przeglądanie rzeczy.
- Niezupełnie.
- Co spodziewasz się znalezć?
Ted wzruszył ramionami.
- Jeśli będę miał szczęście, znajdę jakąś wskazówkę, która podpowie mi, kto
to mógł być.
- Naprawdę myślisz, że ten tajemniczy facet miał coś wspólnego ze śmiercią
mamy?
- Nie wiem. Wiem tylko, że muszę coś zrobić. Mam zamiar przejrzeć to
wszystko. Dla ojca - dodał cicho. - Tyle jestem mu winien.
Strych wyglądał tak, jak go zapamiętał, może tylko warstwa kurzu była
grubsza, a w kątach było nieco więcej pajęczyn. Panował tu straszny bałagan.
Wszędzie walały się rupiecie - stare pamiątki, które budziły wiele wspomnień:
rower ze skrzywionym kołem, model samolotu, który tyle razy rozbijał się i był
naprawiany, podarte rękawice do baseballu, domek dla lalek Sandry z obłażącą
farbą.
Pudełka z napisem Pani Kandall leżały jedne na drugich pod najdalszą
ścianą. Ted przedostał się tam, usiadł na podłodze i po kolei zaczął je przeglądać.
Było tu wszystko: ulubione książki Elizabeth, niektóre z autografami
autorów, fotografie dziadków w ramkach, kilka koronkowych chusteczek, kolekcja
pudełek na pigułki, nawet obsadka, którą Ted zrobił dla niej w przedszkolu. Ale nie
było ani czasopism, ani fotografii, ani książki z adresami. Nic, co mogłoby być dla
niego wskazówką.
Rozczarowany odłożył ostatnią książkę na miejsce i wstał. Kiedy rozglądał
się po strychu, jego wzrok padł na przewróconą na bok torbę golfową.
Poczuł nagłe ukłucie bólu. Ten zestaw do golfa Elizabeth podarowała
Charlesowi z okazji dziesiątej rocznicy ślubu. Lucinda mówiła, że tymi kijami grał
tego ranka, kiedy zginęła Elizabeth.
Po tragedii Charles odstawił kije i nigdy więcej jego noga nie postała na polu
golfowym.
Ted złapał za ramię zakurzonej torby, podniósł ją i oparł z powrotem o
ścianę. Najbliżej znajdował się kij z numerem dziesiątym, wygrawerowanym na
stalowej główce. Na ustach Teda pojawił się uśmiech, gdy przypomniał sobie
dzień, kiedy ojciec próbował nauczyć go gry w golfa.
- Najważniejsza jest praca nadgarstka, synu - mówił Charles, demonstrując
[ Pobierz całość w formacie PDF ]