[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lekko.
- Ty? To niemo\liwe. Umrzesz jako blondynka, gdybyś
nawet musiała farbować włosy.
Zmierzyła go ostrym spojrzeniem. Po chwili jednak
rozluzniła się, a nawet odwzajemniła uśmiech.
- Pewnie masz rację - przyznała. - Na mnie ju\ czas.
Czego chcesz?
Ciebie, powinien odpowiedzieć.
- Omówić parę spraw. W sobotę zamierzam zaprosić do
domu kilka osób na kolację. Co ty na to?
- Zamierzasz? Ju\ zaprosiłeś! Mam rację? Po co więc
pytasz, czy mi to odpowiada?
W geście poddania Dax podniósł ręce. " - Przyznaję się do
winy. Tak, ju\ zaprosiłem gości. Jeśli jesteś w tym czasie
zajęta, pójdziemy do klubu.
- Nie. - Machnęła ręką. - Przecie\ wynająłeś mnie do
takiej pracy. Sprawdz tylko, czy ktoś nie jest uczulony na
skorupiaki, i podaj mi nazwiska gości, zanim się zjawią.
- Dziękuję.
Dax popatrzył na Jillian. Nie wiedział, dlaczego się
zirytował. Przecie\ obiecała, \e mu pomo\e.
- Trzynastego są urodziny Christine.
- Za dwa tygodnie?
- Tak. Pomo\esz mi zorganizować ten dzień i wybrać
prezenty?
Zawahała się na chwilę.
- Dobrze. Porozmawiamy wieczorem, kiedy Christine
pójdzie spać. Wtedy coś zaplanujemy.
- Dziękuję. Bardzo dziękuję.
Zapanowało niezręczne milczenie. Jillian miała na sobie
workowate spodnie od dresu i kusą koszulkę. Dax nie mógł
oderwać od niej oczu.
- Masz jeszcze jakąś sprawę? - spytała. Dax musiał coś
powiedzieć.
- Natknąłem się na dziwne zapisy w księgach
finansowych firmy. Jeśli przyniosę dokumenty do domu,
zajrzysz do nich i powiesz, co o tym myślisz?
- Postaram się. Mo\e zjemy dziś wspólnie kolację?
- Zwietnie. To będzie nasz pierwszy rodzinny posiłek.
Dax odchrząknął nerwowo. Nie chciał, \eby Jillian zauwa\yła
jego podniecenie.
Spojrzała na zegarek.
- Muszę ju\ iść. Do zobaczenia wieczorem.
Kiedy zbiegła po schodach, za plecami Daksa otworzyły
się drzwi. Stanęła w nich Christine.
- Tatusiu, czy coś się stało? - spytała zaspana.
- Wszystko w porządku.
Roześmiał się na widok rozczochranej głowy i zbyt luznej
koszulki z napisem: Zanim znajdziesz księcia, musisz
pocałować wiele \ab". Pod nadrukiem była wymalowana
ogromna \aba, nadstawiająca się do pocałunku.
- Aadny ten nocny strój.
- To koszulka Jillian.
- Dlaczego ją nosisz?
- Spodobała mi się, więc ją dostałam. - Christine ziewnęła
głośno. - Jest bardzo wcześnie. Wracam do łó\ka.
- Zanieść cię? - zapytał Dax. Wyciągnął ręce.
- Taaak!
Wziął córkę w objęcia. Poło\yła głowę na ojcowskim
ramieniu. Pocałował ją w główkę i zaniósł z powrotem do
sypialni.
- Kocham cię, dziecinko.
- Ja te\ cię kocham, tatusiu.
- Czy mi się wydawało, \e Jillian mówi do ciebie
Chrissy?
- Gdy byłam mała, tak zwracała się do mnie mama.
Powiedziałam Jillian, \e te\ mo\e mnie tak nazywać.
Christine wsunęła się pod kołdrę i zamknęła oczy. Po
wyjściu z pokoju Dax poczuł ból serca. Dziewczynka bardzo
pragnęła matczynej miłości. Będzie zdruzgotana, jeśli Jillian
ich opuści.
Ucierpi na tym nie tylko ona, pomyślał z westchnieniem.
Przed południem zawiózł córkę do pobliskiego parku
rozrywki, gdzie zostawił ją pod opieką matki zaprzyjaznionej
z Christine dziewczynki. Potem pojechał do biura. Ratowanie
Zakładów Przemysłowych Piersalla okazało się zajęciem
pochłaniającym wiele czasu, tak \e swoje obowiązki w
Atlancie był zmuszony stopniowo przekazywać zaufanemu
pracownikowi.
Wje\d\ając wieczorem do gara\u, pomyślał, \e gdyby
otrzymał intratną propozycję, sprzedałby swoją firmę i miałby
wreszcie trochę spokoju.
Czy rzeczywiście pozbyłby się firmy w Atlancie i
przeniósłby na stałe w rodzinne strony? Nawet nie spostrzegł,
\e od pewnego czasu zaczął ponownie czuć się w okręgu
Butler jak u siebie.
Jillian dotrzymała słowa. Czekała z kolacją. Ku radości
Daksa, wieczór minął spokojnie, bez cienia napięcia. Gdyby
tylko przestał bezustannie po\ądać tej kobiety... Nic na to
jednak nie wskazywało.
Jillian przebrała się w bawełnianą koszulkę i drelichowe
szorty. Koszulka była tak luzna, \e sprawiała wra\enie worka.
To znaczy na ka\dej innej kobiecie wyglądałaby jak worek...
Zaprzątnięty myślami, Dax ledwie zwracał uwagę na
smakowitego kurczaka roboty pani Bowley, le\ącego na
talerzu.
Jillian opowiadała ze swadą i humorem o wydarzeniach w
sklepie z zabawkami. Wciągnęła do rozmowy Christine, która
zdała relację z pobytu w parku, mówiła o szkole i
przyjaciółkach. Jillian z zainteresowaniem słuchała
opowiadania dziewczynki.
Dax uprzytomnił sobie, \e właściwie nigdy nie
przywiązywał wagi do tego, co mówiła jego córka. Ogarnęły
go wyrzuty sumienia. Powinien nawiązać z nią bli\szy
kontakt. Dopiero obecność trzeciej osoby sprawiła, \e
dostrzegł swój błąd.
Poczucie winy towarzyszyłoby mu przez całe \ycie, gdyby
do tego dopuścił. Postanowił nie oglądać się za siebie, lecz w
przyszłości zmienić swoje postępowanie.
Po kolacji sprzątnęli ze stołu. Kiedy Jillian wkładała
naczynia do zmywarki, Dax lekko uścisnął ramię córki.
- To była sympatyczna kolacja - stwierdził. - Muszę
częściej przychodzić wcześniej do domu i jeść razem z moimi
dziewczynami.
Christine z uwielbieniem popatrzyła na ojca.
- To byłoby wspaniale - szepnęła.
Nagle w kuchni rozległo się dziwne brzęczenie.
Pochodziło z małego przedmiotu o kształcie jajka, wiszącego
przy pasku dziewczynki.
- Co to jest? - zapytał Dax.
Christine z przejęciem wciskała jakieś guziczki na
powierzchni jajka. Jillian podniosła wzrok.
- To wirtualny zwierzak domowy - wyjaśniła
dziewczynka.
- Co takiego?
- Japońska zabawka. Trzeba się nią zajmować co najmniej
przez miesiąc.
- śartujesz.
- Nie - wtrąciła Jillian. - Chrissy, poka\ ją ojcu.
Przez następne dziesięć minut Dax słuchał
wyczerpującego wykładu o tym, jak trzeba troszczyć się o
japońskie cudo. Christine oświadczyła, \e reprezentuje ono
kociaka. Nale\ało karmić go, kąpać, regularnie zmieniać mu
pieluchy, a tak\e bawić się z nim. Kiedy zachorował, nale\ało
podać mu lekarstwo. A nawet gasić światło wtedy, kiedy
zasypiał.
Dax był zdumiony.
- To tak jak mieć dziecko - stwierdził. - Trzeba się o nie
bez przerwy troszczyć.
Christine skinęła głową.
- Mój kociak przesypia całą noc, ale kiedy budzi się o
siódmej, jest głodny i smutny. Muszę go nakarmić i
rozweselić.
- Niezwykła zabawka - uznał Dax. - Kiedy byłem
dzieckiem, takich nie było.
- Za to miałeś inne. Samochodziki i Człowieka - Pająka -
wtrąciła ze śmiechem Jillian.
- A ty bawiłaś się głupimi lalkami - odciął się Dax.
- Wcale nie były głupie! - zaprotestowała.
- Nigdy nie zapomnę twojej miny, gdy mama powiedziała
ci, \e noga Barbie nie zagoi się po tym, jak ją ucięłaś.
- Wiecie o sobie du\o rzeczy - zauwa\yła Christine. Na
chwilę w kuchni zapanowało niezręczne milczenie.
Pierwsza odezwała się Jillian:
- Tak, chyba wiele - potwierdziła. Dziewczynka wyczuła
napiętą atmosferę.
- Muszę skończyć odrabiać matematykę - oświadczyła. -
Nie znoszę pracy domowej. - Wybiegła z kuchni.
Jillian powiesiła ścierkę do naczyń i rozejrzała się wokoło.
- Jest dość czysto - stwierdziła. - Chyba pani Bowley w
poniedziałek nie urwie mi głowy za to, \e narobiłam bałaganu.
Pójdę teraz do Christine. Mo\e trzeba jej pomóc...
- Poczekaj, złotko.
- O co chodzi?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]