[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dłoń zbezgranicznym zdumieniem. Widok długich igrubych białych palców pokrytych
gęstymi włoskami przyprawiał ją omdłości.
Szarpnęła się, ale jej nie puścił.
Jego twarz zaczerwieniła się od przyjemności, jaką dawało mu dotykanie jej
ipanowanie nad nią, oraz od alkoholu, którego wypił za dużo.
Przysięgam, że kiedy zaczniemy, spodoba ci się to. Wiem, że już się całowałaś.
Chodzmy do ogrodu.
Pociągnął ją iku swojemu przerażeniu przesunęła się okilkadziesiąt cali wstronę
drzwi prowadzących do ogrodu.
Domagam się stanowczo, aby natychmiast puścił pan moją rękę, lordzie Camber.
Powinna pani wiedzieć, że nigdy tak łatwo się nie poddaję.
Znowu ją pociągnął. Był zdumiewająco silny.
Zapierała się, ale jej pantofle ślizgały się po marmurowej posadzce. Czuła się
zażenowana, ajednocześnie ogarnął ją zwykły strach.
Proszę& lordzie Camber&
Mogłaby go kopnąć wkrocze, gdyby znalazła się bliżej. Albo zcałej siły nadepnąć
mu na stopę. Nie bała się takich radykalnych działań.
No nie, tylko proszę tu nie robić sceny. Jeden całus, panno Vale zachęcał ją.
Zauważyłem, jak pani na mnie patrzy. Isłyszałem, że lubi pani te rzeczy.
Patrzę na pana, bo po to mam oczy. To wszystko. Igdzie, na Boga, słyszał pan,
że&
Uwolnił na chwilę jej rękę, ale tylko dlatego, że miał inne plany. Przesunął dłonią
po jej rękawiczce, aż jego ciepłe, wilgotne palce dotknęły nagiej skóry ramienia. Zaczął
zamykać dłoń.
Lordzie Camber, błagam pana. Stanowczo nalegam, żeby pan puścił&
Lord Camber oderwał się nagle od podłogi iposzybował wgórę, po czym
zdonośnym hukiem upadł na marmurową posadzkę, niemal nakrywając się nogami, które
dopiero po chwili ztrzaskiem uderzyły wpodłogę. Leżał chwilę ogłuszony.
Kiedy podniósł wkońcu głowę, zobaczył nad sobą dwie twarze: Phoebe imarkiza
Drydena. Ten ostatni patrzył wzrokiem twardym jak granit, az jego oczu biły mordercze
błyski.
Chyba słyszałeś, że kazała ci przestać, Camber powiedział przerażająco
cichym głosem, wyraznie iwrównych odstępach wymawiając wyrazy.
Camber ze zdumiewającą szybkością pozbierał się zpodłogi. Wpatrywał się
wJulesa zosłupieniem, ajego twarz była szkarłatna zoburzenia iwściekłości. Szeroka pierś
unosiła się zfurią.
I nagle rzucił się do przodu jak zkatapulty, mierząc pięścią wJulesa.
Ten ze zdumiewającym refleksem złapał pięść Cambera wpowietrzu, obrócił go
szybkim ruchem iprzycisnął do siebie ramieniem, tak że przeciwnik nie mógł się ruszyć.
Oczy Cambera wychodziły zorbit. Był przygwożdżony do twardej jak ściana
szerokiej piersi markiza. Nozdrza wściekle mu falowały jak rozjuszonemu bykowi.
Nie masz do niej żadnych praw, Dryden wydusił ochrypłym głosem.
Ty też nie.
Na litość boską, Dryden. Oszalałeś? Bądz rozsądny. Nie jest nawet damą. To
zwykła nauczycielka. Nie chciałem zrobić jej krzywdy. Słyszałem, że lubi rozdawać
swoje wdzięki. Tak mi powiedziano.
Phoebe stała oniemiała izaszokowana.
Gdy wkońcu zdołała wydobyć głos, miała wrażenie, że dobiega zoddali.
Przy& przysięgam& że nigdy& ale kto?
Jules wycedził leniwie, ale złowieszczo:
Nie pozwolę ci jej dotknąć, jeśli sobie tego nie życzy. Czy to jasne?
Nozdrza Cambera wściekle się rozszerzyły, próbował się wyrwać.
Jules mocniej pociągnął go za ramię.
Czy to jasne?
Camber syknął zbólu.
Tak. Jasne jak słońce. Puść mnie.
Jules puścił go tak nagle, że Camber się zatoczył. Wyprostował się iwycofał jak
najdalej od markiza, trzymając się za ramię irzucając grozne spojrzenia jak człowiek
wprowadzony wbłąd.
Jules wyciągnął rękę do Phoebe, ale dłoń zawisła wpowietrzu. Powstrzymał się
wsamą porę.
Czy nic ci nie zrobił?
Nie. Nic mi nie jest. Dziękuję ci. Ja& Dziękuję.
Zafascynowana, upajała się wyrazem twarzy Julesa, ajej serce wezbrało.
Hamowana wściekłość, troska, zaborczość, tęsknota uczucia przebiegały przez jego
oblicze, wymykając się spod kontroli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]