[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dalej. Zajrzy tu jutro przed śniadaniem.
Zeskoczyła z konia, przerzuciła lejce przez niską gałąz i ruszyła
do budki.
Dzień dobry pani! powitał ją ciepły, męski głos, którego nie
mogła pomylić z żadnym innym.
Stanęła jak wryta, niezdolna do jakiejkolwiek reakcji.
Co za niespodziewane spotkanie, prawda? rzekł przyjaznie
Maks Siefert, podchodząc do niej z lewej strony pomostu.
Przedtem zasłaniał go gęsty krzak. Pewnie siedział na tym dużym
głazie, który i jej nieraz służył za ławeczkę.
Powoli odzyskiwała przytomność umysłu podczas gdy on,
widząc jej zmieszanie, ciągnął spokojną rozmowę. No, na razie
monolog:
Ostatni raz miałem przyjemność widzieć panią w Wiedniu na
dworcu, kiedy odwoziłem tu moją siostrę. Z pani szanownym
ojcem zamieniliśmy podczas podróży parę słów i okazało się, że
jesteśmy sąsiadami. To znaczy moja siostra z mężem, bo ja jestem
tu właściwie...
Dorota właściwie nie słyszała dalszego ciągu. W głowie
szumiało jej tylko jedno słowo: siostra . Siostra!
Więc jednak się myliła!
Zalała ją fala radości, ciepłą łuną ogarniając policzki i
rozjaśniając oczy. Maks jednym, długim spojrzeniem dojrzał to, z
czego ona sama może jeszcze do końca nie zdawała sobie sprawy,
i poczuł, że serce wali mu jak młotem. Więc i on się mylił. Ten
pozorny chłód, który go wcześniej speszył, nie był wyrazem
prawdziwych uczuć, tylko przelotnym nastrojem, a prawdziwa jest
ta radość, która teraz przepełnia ich oboje.
Dziewczyna pierwsza spróbowała wyrwać się z tego czaru.
Przyjechałam tu na prośbę cioci Herminy powiedziała, z
trudem panując nad głosem. Miałam sprawdzić, czy wszystko
jest w porządku.
A ja przyjechałem, żeby spotkać panią oznajmił Maks
pogodnie.
Skąd pan wiedział, że tu będę? zdumiała się Dorota.
Przeczucie położył rękę na sercu. Czy pozwoli mi pani
towarzyszyć sobie podczas dalszej przejażdżki?
Proszę, jeśli panu to odpowiada...
Nic nie mogłoby mi w tej chwili bardziej odpowiadać
uśmiechnął się, pokazując równe, białe zęby w opalonej twarzy.
Czy mogę pani pomóc wsiąść na konia?
Dziewczyna bez słowa podeszła do Gamy, która już zdążyła
poznać się z kasztankiem. Zdjęła z gałęzi lejce.
Maks zbliżył się do niej. Odniosła wrażenie, że powietrze
między nimi jest naładowane elektrycznością.
Pochylił się i splótł dłonie. Dorota stanęła na ten schodek i
wskoczyła na konia. Miała wrażenie, że frunie w powietrzu.
Ruszyli stępa dróżką wokół jeziora. Musieli jechać blisko
siebie, czasem Maks wychodził na prowadzenie, żeby wskazywać
jej drogę. Zapamiętała z tej wspólnej przejażdżki plamy słońca na
ścieżce, zapach wilgoci, uśmiech mężczyzny, pochylenie głowy,
rasowe ręce swobodnie trzymające wodze i własne wrażenie, że
świat nagle poszerzył się i wypiękniał, a życie nabrało
intensywności. Nawet oddychała inaczej, głębiej.
Kiedy odprowadził ją do granic posiadłości ciotki, pożegnał
się: Mam nadzieję, że się niedługo zobaczymy. O ile mi
wiadomo, jesteśmy zaprószeni do pani Belenburg na jutrzejszy
podwieczorek. Już się na niego cieszę.
Będzie mi miło odparła Dorota zmieszana. Skinęła głową i
spięła konia.
Maks odprowadził ją spojrzeniem, a ona je czuła całą sobą.
Kiedy wprowadziła Gamę do stajni i rozsiodłała, przytuliła głowę
do aksamitnej szyi klaczy i powiedziała: On na mnie czekał. Jest
wolny!
Ale ona nie jest wolna!
Ta myśl przeszyła ją jak błyskawica. Przecież jest po słowie z
Hansem Lebrottem! Ma się poświęcić dla zdrowia ojca. Tak
zdecydowała. O, Boże!
Ale wtedy nie zdawała sobie sprawy z tego, co wie dzisiaj że
znowu spotka Maksa. Uśmiechniętego Maksa, który na nią czekał
nad jeziorem!
Wyszła szybko ze stajni i ruszyła do parku. Nie mogła jeszcze
wrócić do domu, musiała się uspokoić.
Pan Belenburg, siedzący na swojej ławce, zobaczył idącą z
pochyloną głową córkę, która coś mówiła do siebie. Nie usłyszał
słów, ale odniósł wrażenie, że dziewczyna jest bardzo wzburzona.
Dorota zaś powtarzała w kółko: Co ja zrobiłam? Co ja
najlepszego zrobiłam?
*
Pan Berger tego dnia znowu musiał stanąć osobiście za ladą
swego sklepu. Kolejna kandydatka do pracy, z którą rozmawiał
przed chwilą, nie spełniała jego wymagań. Była nawet ładna i
chętna do nauki, ale nie znała języków, a jej sposób bycia
pozostawiał wiele do życzenia; kiedy była zakłopotana,
chichotała, zasłaniając usta ręką. Nie, to nie dla niego.
Irma uwijała się po sklepie, czyszcząc od nowa gabloty, które i
tak już lśniły nieskazitelnym blaskiem. Bała się podpaść szefowi,
który od chyba dziesięciu dni wyglądał jak chmura gradowa. W
dodatku Dorota zniknęła bez słowa nie wzięła nawet swojej
filiżanki z pokoju śniadaniowego. Irma bała się zapytać, co się
stało z panną von Belenburg, ponieważ niejasno przeczuwała, że
zły humor szefa ma coś wspólnego z tym zniknięciem.
On sam wciąż na nowo rozważał, czy przypadkiem nie postąpił
nierozsądnie, pozwalając, aby chwila słabości pozbawiła go
świetnej pracownicy. Nie, przecież sama go do tego zachęcała
uśmiechami i tą uległą grzecznością, po której mógł się
spodziewać powolności dla jego awansów. Co za gęś! Odrzucić
taką szansę! Pewnie dała się złapać na haczyk temu młodemu
Lebrottowi. No, to się bardzo rozczaruje. Tego paniczyka nie stać
na utrzymankę; pieniądze twardo trzyma w garści jego ojciec, a
ten woli baletniczki. Hans szybko będzie musiał zrezygnować z tej
panny, a wtedy... albo dziewczyna przejdzie w inne ręce, albo
wróci do niego. Ale on nie da się tak łatwo przeprosić; da jej
odczuć, że mocno go rozczarowała. Będzie się musiała bardzo
starać o jego względy.
Te rozważania przerwało wejście Hansa Lebrotta. Pan Berger
poczuł przez chwilę niepokój. Czy panna Dorota nie powiedziała
mu, co się tu wydarzyło? Nie, chyba by się wstydziła. Nie był
przygotowany na żadne wyjaśnienia. W razie czego powie, że coś
jej się przywidziało, kiedy zwykłą no, może nieco bardziej
bezpośrednią uprzejmość wzięła za nie wiadomo co.
Ale Hans nie wyglądał na uprzedzonego; zachowywał się jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]