[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W sobotę nie poło\yłem się spać, całą noc przesiedziałem rozmyślając nad wątpliwościami i zdumiewającymi
aspektami tego listu. Mój umysł, zmęczony szybkim następstwem wielkich wydarzeń, jakim musiał stawić czoło w
przeciągu ostatnich czterech miesięcy, zmagał się teraz z niezwykłym i całkiem nowym materiałem pośród
rozlicznych wątpliwości i akceptacji; znowu pokonywałem te same etapy, podobnie jak na początku, kiedy po raz
pierwszy zetknąłem się po raz pierwszy z tymi niesłychanymi zjawiskami; nim jeszcze nastał świt, opuściły mnie
zdumienie i niepokój, natomiast pałałem płomiennym zainteresowaniem i ciekawością. Bez względu na to, czy
było to szaleństwo, czy zdrowy rozsądek, przeobra\enie czy wyzwolenie z lęku, istniała szansa, \e Akeley natknął
się na coś, co spowodowało zasadniczą zmianę, jeśli chodzi o przyszłość jego ryzykownych badań naukowych;
przestało zagra\ać niebezpieczeństwo - prawdziwe czy wyimaginowane - otwarły się natomiast oszałamiające i
nowe perspektywy dla wiedzy o kosmosie, będącej poza zasięgiem ludzkich mo\liwości. I we mnie rozgorzał
zapał, aby poznać nieznane, czułem, \e ulegam tej zarazliwej chęci przełamania osobliwej zapory. Odrzucić
szalone i męczące ograniczenia czasu, przestrzeni i praw przyrody - przybli\yć się do mrocznych i niezgłębionych
tajemnic nieskończoności i ostateczności - o tak, warte to, aby zaryzykować \ycie, duszę i umysł! A przecie\
Akeley zapewnił, \e \adne niebezpieczeństwo ju\ nie grozi, zaprosił mnie do zło\enia mu wizyty, chocia\ dotąd
ciągle mnie przed tym przestrzegał. A\ dreszcz mnie przechodził na myśl o tym, co teraz mo\e mi powiedzieć -
ogarniała mnie prawie \e parali\ująca fascynacja, kiedy wyobra\ałem sobie, jak zasiądę w samotnej, a tak jeszcze
niedawno obleganej farmie, razem z człowiekiem, rozmawiał z prawdziwymi emisariuszami dalekich przestworzy;
obok nas będzie le\ał ten straszny zapis i stos listów, w których Ackeley zawarł swoje wcześniejsze wnioski.
Tak więc w niedzielę póznym rankiem wysłałem do Akeleya depeszę zawiadamiając go, \e przyjadę do Brattleboro
15 z 27 2007-08-13 00:18
R'lyeh - zaginione miasto cyklopów http://rlyeh.ms-net.info/index2.php
w najbli\szą środę - 12 września - o ile ten termin jest dla niego dogodny. Tylko pod jednym względem nie
zastosowałem się do jego propozycji, a mianowicie z wyborem pociągu. Szcze\e mówiąc nie miałem ochoty
przybywać do tego nawiedzonego Vermontu póznym wieczorem; nie zaakceptowałem pociągu, jaki mi wybrał,
tylko zatelefonowałem na dworzec i wybrałem inne połączenia. Jeśli wstanę rano i wsiądę do pociągu w Bostonie o
8.07, zdą\ę się przesiąść na pociąg do Greenfield o 9.25, dokąd dojadę o 12.22 i zaraz będę miał pociąg do
Brattleboro. Zajadę na miejsce o 13.08, nie o 22.01. Przyjemniej będzie o takiej porze spotkać się z Akeleyem i
jechać z nim pośród gęsto skupionych, sekretnie strze\onych gór.
Zawiadomiłem go o tej zmianie telegraficznie i jeszcze przed wieczorem otrzymałem depeszę, z której wynikało,
\e spotkała się z aprobatą mego przyszłego gospodarza, co mnie bardzo ucieszyło. Jego depesza zawierała
następujący tekst:
Wszystko w porządku oczekuję na pociąg pierwsza osiem środa proszę pamiętać o zapisie listach i zdjęciach
wszystko w porządku czekają wielkie rewelacje
Akeley
Depesza od Akeleya, będąca bezpośrednią odpowiedzią na wysłaną przezemnie depeszę, a niewątpliwie
dostarczona mu do domu przez posłańca wprost ze stacji w Townshend albo te\ przekazana telefonicznie - a więc
linia została naprawiona - zatarła wszelkie wątpliwości odnośnie autorstwa tego bulwersującego listu. Doznałem
ulgi, większej ni\ mogłem się w owym czasie spodziewać, poniewa\ wszystkie tego rodzaju wątpliwości tkwią
zwykle bardzo głęboko. Spałem tej nocy spokojnie i długo, a następne dwa dni miałem wypełnione
przygotowaniami do podró\y.
[]
VI
Tak jak zaplanowałem, wyruszyłem we środę z walizką pełną najpotrzebniejszych rzeczy i materiałów naukowych,
a tak\e zapisem fonograficznym, zdjęciami i całym stosem listów. Zgodnie z prośbą Akeleya nikogo nie
powiadomiłem, dokad się wybieram, rozumiałem bowiem, \e sprawa ta wymaga absolutnej tajemnicy, choć
przybrała taki pomyślny obrót. Na samą myśl o prawdziwym umysłowym kontakcie z Istotami Obcymi, z innego
świata, czułem oszołomienie, a przecie\ miałem ju\ w tym zakresie pewne przygotowanie. Skoro więc na mnie
wywarło to taki wpływ, to jaki wywarło by na szersze masy laików ? Nie wiem, co bardziej we mnie dominowało,
lęk czy chęć przygody, kiedy przesiadałem się w Bostonie i rozpoczynałem długą podró\ na Zachód, pozostawiając
znajome mi tereny, a wyruszając w nieznane. Waltham - Concord - Ayer - Fitchburg - Gardner - Athol...
Mój pociąg przyjechał do Greenfield z siedmio minutowym opóznieniem, ale ekspres zmierzający na północ
jeszcze nie odjechał. W pośpiechu zdą\yłem się przesiąść. Kiedy wagony turkotały w słońcu wczesnego
popołudnia poprzez tereny, o których tylko czytałem, a których nigdy jeszcze nie widziałem, czułem, \e z
wra\enia zapiera mi dech. Zdawałem sobie sprawę, \e wkraczam w zachowujązą jeszcze dawny styl \ycia i
bardziej prymitywną Nową Anglię, ani\eli zmechanizowane, wypełnione miastami nadbrze\e i południowe tereny,
pośród których spędziłem dotychczasowe \ycie; była to stara, nieska\ona Nowa Anglia, bez cudzoziemców i
fabrycznego dymu, bez tablic z ogłoszeniami i asfaltowych dróg, bez nowoczesnej cywilizacji. Tutaj zetknę się z
dziwnym tubylczym \yciem, które się wcale nie zmienia, a którego korzenie wrośnięte są głęboko w tutejszy
krajobraz. Wcią\ \ywe dawne wspomnienia u\yzniają tę ziemię, pełne sekretnych, cudownych wierzeń, o których
jednak nieczęsto się tu mówi.
Co pewien czas migała mi w słońcu rzeka Connecticut, wkrótce przejechaliśmy przez nią, minąwszy Northfield.
Przed nami wyłoniły się zielone, tajemnicze wzgórza, a kiedy pojawił się konduktor, dowiedziałem się, \e
nareszcie wjechaliśmy na tereny Vermont. Kazał mi cofnąć zegarek o godzinę, poniewa\ północna górzysta kraina
nie ma nic wspólnego z czasem wprowadzonym gdzie indziej. Zrobiłem, jak mi poradził, ale wydało mi się, \e
cofnąłem kalendarz o całe stulecie.
Linia kolejowa biegła wzdłu\ rzeki, a po drugiej stronie, w New Hampshire, wyłaniał się coraz wyrazniej stromy
stok Wantastiquet, na temat której krą\yły liczne stare legendy. Wkrótce po lewej stronie pojawiły się ulice, a po
prawej, pośrodku płynącej tu rzeki, zielona wysepka. Pasa\erowie zaczęli się podnosić ze swoich miejsc i
gromadzić przy d\wiach, więc ja te\ się do nich przyłączyłem. Pociąg przystanął i wysiadłem na długi, kryty peron
stacji Brattleboro.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]