[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Naturalnie! Mało tego, ogłaszam wszem i wobec, że w
tej dziedzinie na całym świecie nie ma większej ofermy niż
doktor Gardner z Erie!
- Tak? A wiesz, co to oznacza?
- Nie.
- Wojnę!
Libby z piskiem wyskoczyła z samochodu i rzuciła się do
ucieczki. Biegła, co sił w nogach, czując na plecach
świszczący oddech Josha. Niestety, była tylko słabą kobietą i
po chwili leżała już na śniegu, przygnieciona potężnym ciałem
prześladowcy.
- No i co pan zamierza ze mną zrobić? - spytała miękko i
śpiewnie, naśladując południowy akcent Pearly.
- Znam tylko jeden sposób, aby poskromić kobietę, która
wątpi w moje umiejętności kierowcy!
- Błagam o litość! Ja mówiłam tylko o parkowaniu!
- Mimo to zostanie pani ukarana. Dobiorę się do pani...
ust!
- Och, nie! Proszę, błagam! To gorsze niż tortury! -
jęczała Libby, ukradkiem zgarniając ręką śnieg. - Za co
zostałam skazana na tak okrutne męki? Za jedno nierozważne
słowo?
- Jedno, ale bardzo okrutne! I będziesz cierpieć! - grzmiał
Josh. - Mógłbym uciec się do innych środków, bardziej
radykalnych. Niestety, znajdujemy się w miejscu publicznym,
gdzie toleruje się tylko niewinne pocałunki.
- Ale ty i tak nie umiesz parkować! - krzyknęła Libby,
ciskając mu w twarz śniegiem.
Zanim odgarnął śnieg z twarzy i przejrzał na oczy, jego
ofiara zdążyła umknąć. Ale i tym razem już po chwili Libby
poczuła na ramionach silne ręce prześladowcy.
- Dopadłem cię, gagatku! No i co mam teraz z tobą
zrobić?
- Może po prostu... obejmiesz mnie?
- Hm. Niezły pomysł. W ten sposób uniemożliwię ci atak.
Objął ją mocno i stali tak bez ruchu, wtuleni mocno w
siebie, zapatrzeni w słońce, chowające się powoli za pokryte
lodem wydmy.
- Jak w bajce - westchnęła Libby. - W lecie często
przyjeżdżam tu z Meg, zimą jestem po raz pierwszy. Nie
spodziewałam się, że może tu być tak pięknie.
- A ja po raz ostatni byłem tu przed wieloma laty.
Zapamiętałem jednak, że to jedno z najpiękniejszych miejsc
na ziemi - powiedział Josh i delikatnie pocałował Libby w
karczek. - Nie! Najpiękniejsze! Bo ty jesteś ze mną.
Libby nie powiedziała nic, tylko mocniej wtuliła się w
jego ciepłe, sprężyste ciało. Milczała, aby żadnym
nieopatrznym słowem nie zepsuć tej cudownej chwili - bez
rozterek, bez żadnych wątpliwości, pełnej ciszy i piękna.
Chwili szczęścia?
ROZDZIAA DZIEWITY
Kiedy ostatnie dziecko, ściskając w rączce wspaniały
prezent, zsunęło się z kolan Zwiętego Mikołaja, Libby
odetchnęła z ulgą. Wszystko poszło gładko. Zwięty Mikołaj
ruszył z powrotem do Laponii, a goście hurmem rzucili się do
suto zastawionych stołów.
Josh miał rację. O niczym nie zapomnieli, wszystko było
dopięte na ostatni guzik. Zwiąteczne spotkanie członków
klubu i ich rodzin okazało się wielkim sukcesem
organizacyjnym. Libby. spoglądając na barwny tłum gości,
raczący się specjałami od Coltersów, pracowała usilnie, aby
ugruntować w sobie uczucie ulgi. Bo jakżeby inaczej?
Naturalnie, że czuje ulgę. Przygodę z doktorem Gardnerem
miała za sobą, teraz wróci miłe, spokojne życie, wypełnione
Meg i pracą. Zielony van nie będzie podjeżdżać pod jej dom,
sama będzie wkładać swoje talerze do zmywarki.
Niewykluczone, że spotka się jeszcze z Joshem, raz czy dwa,
może nawet pocałują się. Też raz czy dwa. A potem oboje
zapomną, jak smakują ich pocałunki i doktor Gardner będzie
już tylko doktorem, który kłania się uprzejmie, ponieważ ma
swoją praktykę w pobliżu, a ponadto należy również do Klubu
Biznesmenów z Perry Square.
- Libby, czekamy na ciebie!
Usłyszawszy swoje imię, drgnęła i spojrzała na scenę.
Przy mikrofonie stała uśmiechnięta pani prezes i machała do
niej ręką.
- Wołają nas na scenę - szepnął dyskretnie Josh, biorąc
Libby pod ramię, - Nie mamy szans, żeby dać nogę. Mabel
jest bardzo uparta.
Uparta? Ona wywierci dziurę w brzuchu na wylot,
pomyślała Libby, ruszając posłusznie w kierunku sceny.
- Powitajmy Josha i Libby, organizatorów tego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]