[ Pobierz całość w formacie PDF ]
emocje o skrajnie różnym zabarwieniu strach
o własne życie, a zaraz po nim trwoga o życie
Carlosa, następnie przemożna ulga, a na koniec
gwałtowne pożądanie. A do tego wszystkiego targa-
ło nią dużo głębsze, potężniejsze uczucie, którego
nie potrafiła ani nie chciała nazwać nawet dla samej
siebie. Potrzebowała czasu, aby uporządkować ten
natłok emocji. By zrozumieć, dlaczego perspekty-
wa dzielenia życia z Carlosem przyprawiała ją
o drżenie rąk i przyspieszone bicie serca.
Ta rozmowa niczego nowego nie wnosi, więc
wydaje mi się, że powinniśmy ją zakończyć oznaj-
miła, sięgając po figi.
Potrząsnąwszy nimi energicznie, aby pozbyć się
nieproszonych gości, czekała z wymowną miną, aż
Carlos odwróci się, by mogła się swobodnie ubrać.
Ku jej zdumieniu udawał, że nie rozumie, o co
chodzi, zaś gdy posłała mu znaczące spojrzenie,
uśmiechnął się przekornie.
Jak słusznie zauważyłaś, mamy już dwudzies-
ty pierwszy wiek przypomniał.
Gdy jego wzrok powędrował niżej, ku szparze
między niezapiętymi połami koszuli, na policzki
Margarita wypłynął gorący rumieniec. Była zła na
siebie za takie absurdalne zachowanie. Przecież
Tajemnica medalionu 119
zaledwie przed dziesięcioma minutami przeżywała
w ramionach Carlosa cudowne chwile miłosnego
uniesienia, dlaczego więc teraz nagle poczuła się
tak bardzo skrępowana?
Zapinając guziki koszuli, doszła do wniosku, że
czym innym jest pospieszne rozbieranie się w przy-
pływie namiętności, a czymś zupełnie innym ponow-
ne wkładanie ubrania pod bacznym okiem męż-
czyzny, który jeszcze tak niedawno pomagał jej to
ubranie zdejmować. Różnica wynikała z całkiem
odmiennej sytuacji, dlatego jej rumieniec był zu-
pełnie zrozumiały.
Pewne rzeczy pozostają niezmienne nawet
w dwudziestym pierwszym wieku, prawda? za-
uważył nie bez satysfakcji.
To powiedziawszy, podniósł z ziemi kamizelkę
oraz maczetę, a następnie odszedł kilka kroków, by
dać Margaricie choć trochę prywatności.
Naraz dobiegł ich głośny pisk. Carlos natych-
miast odwrócił się w kierunku, skąd nadlatywał ten
nieprzyjemny dzwięk. Na pewno z bardzo bliska.
Chwilę pózniej hałas rozległ się ponownie. Tym
razem towarzyszył mu ogromny tumult, podniesio-
ny przez wystraszone ptaki, których setki w jednej
chwili poderwały się do lotu.
Zakląwszy cicho pod nosem, Carlos narzucił
szybko kamizelkę.
120 Merline Lovelace
Wkładaj buty rozkazał, jakby była nieświa-
doma niebezpieczeństwa i potrzebowała specjalnej
zachęty.
Nagle nad jej głową zaszeleściły liście, zatrzesz-
czały gałęzie, a następnie po konarach przebiegło
stado niedużych kremowych małp czepiaków.
Uciekały w takim tempie, że nie mogło być naj-
mniejszych wątpliwości, iż coś je nie na żarty
wystraszyło. Margarita przyspieszyła sznurowanie
butów, natomiast Carlos przykucnął tuż obok niej
i położywszy na ziemi berettę, zanurzył dłonie
w miękkiej ściółce.
Rozejrzę się oznajmił krótko, rozsmarowując
błoto na ramionach i twarzy.
Bez słowa skinęła głową, starając się jak naj-
prędzej zawiązać sznurówkę.
Zostawiam ci pistolet. Tylko błagam, nie
wpakuj mi przez pomyłkę kulki między oczy, gdy
będę wracał zażartował.
Jeśli wpakuję ci kulkę między oczy, to na
pewno nie będzie to przez pomyłkę odparowała,
przeładowując broń. No to chodzmy dodała,
podnosząc się.
Ale ty nigdzie nie idziesz zaprotestował.
Margarita tylko wzruszyła ramionami. Nie chcia-
ło jej się nawet otwierać ust, aby mu udowadniać
absurdalność jego rozumowania. Podniosła wzrok
Tajemnica medalionu 121
ku górze, aby przyjrzeć się niebu gdzieniegdzie
prześwitującemu przez liście drzew.
Zostało nam najwyżej pół godziny do zachodu
słońca oceniła. Ponieważ to ty masz jedyny
noktowizor, nie mam innego wyjścia, jak pójść
za tobą.
Do licha, nie mam czasu się z tobą wykłócać!
zdenerwował się.
A kto tu się kłóci? zapytała z niewinną miną.
Dalej, komendancie, idziemy! I dodała z charak-
terystyczną zupacką artykulacją: Rusz wreszcie
ten swój leniwy tyłek, generale!
Wystarczyło na nią spojrzeć, by domyślić się, iż
Carlos miał dwa wyjścia. Mógł albo pójść wraz z nią,
albo wymierzyć jej cios na tyle silny, by straciła
przytomność i w ten sposób grzecznie została tam,
gdzie jej nakazał.
Margarita zdawała się bezbłędnie czytać w jego
myślach.
Nic z tego. Uśmiechnęła się słodko. Przy-
pominam, że właśnie dałeś mi pistolet.
Musiał przyznać, że dotąd nikt nie odważył się
z nim tak pogrywać. Wiadomo jednak, że piękna
kobieta może pozwolić sobie na wiele, a wobec
zakochanego mężczyzny, choćby nawet był genera-
łem i komandosem, na wszystko.
Jeszcze się wahał, ale wiedział, że przegrał to
122 Merline Lovelace
starcie. Wreszcie z rezygnacją wysmarował twarz
Margarity resztką błota, którego przed chwilą użył
do kamuflażu. Krzywiąc się niemiłosiernie, wy-
pluła maz, która przypadkowo dostała się jej do ust.
Zawrócili w kierunku ścieżki, którą Carlos wy-
ciął w krzakach przed niespełna godziną, a która
teraz wydawała im się całą wiecznością.
Trzymaj się lewej strony przynajmniej pięt-
naście metrów za mną poinstruował. Będę szedł
po prawej. Kiedy usłyszysz taki sygnał zademons-
trował stłumiony, niski świst padnij twarzą w dół
i czekaj, dopóki cię nie zawołam.
Skinęła głową. Wprawdzie w trakcie szkoleń
SPEAR nie specjalizowała się w akcjach w terenie,
ale częsta współpraca z najlepszymi agentami nau-
czyła ją, że podstawą przeżycia w takich sytuacjach
jest absolutna współpraca w grupie. Nie miała
zamiaru narażać Carlosa lub siebie na niebezpie-
czeństwo tylko po to, aby popisać się heroicznym
czynem.
Pocałowawszy ją mocno na pożegnanie, Carlos
zniknął w gęstwinie na prawo od ścieżki. Postępu-
jąc zgodnie z jego poleceniem, odczekawszy chwi-
lę, weszła w zarośla po lewej stronie. Z pistoletem
gotowym do strzału, pochylając się jak mogła
najniżej, przemieszczała się w kierunku poprzed-
niego obozowiska. Z najwyższym skupieniem
Tajemnica medalionu 123
wsłuchiwała się w dzwięki dżungli, wypatrując
podejrzanego ruchu wysokich, giętkich paproci.
Nie miała pojęcia, jak daleko się cofnęli, pięć-
dziesiąt, może siedemdziesiąt metrów? Przedziera-
nie się przez chaszcze zmęczyło ją na tyle, że
musiała na moment przystanąć, aby otrzeć pot
spływający jej z czoła. Wtedy właśnie do jej uszu
dobiegł umówiony sygnał. Niewiele myśląc, padła
na twarz.
Rozdział ósmy
Margarita leżała plackiem twarzą przy ziemi, pilnie
nasłuchując, co się wokół dzieje. Wydawało jej się, że
już całą wieczność pozostaje w bezruchu. Musiała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]