[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odpowiadałam: Też chciałabym to wiedzieć.
Wybrałam się do znajomych w Nowym Jorku, autobu-
sem z dworca kolejowego. Przyszłam za wcześnie. Snułam
104
się po dworcowej hali, po sklepach, przeglądałam komiksy,
chodziłam wzdłuż torów, patrzyłam na tablice z nazwami
miejscowości i godzinami odjazdów. Było zimno. Podróżni
czekali na pociąg, rozcierali dłonie, wydychali w powietrze
ciepłe oddechy. Stanęłam w tłumie zatopiona w książce.
Chwilę pózniej zauważyłam, że ludzie do siebie szepczą.
Podniosłam głowę. Mój wzrok padł na Larry'ego i Tima.
Stali na przeciwległym peronie. Zawołałam Larry'ego, ale
szybko zamilkłam.
Larry wrzeszczał i biegał wokół Tima. Położył rękę na
jego ramieniu, Tim strącił ją, spojrzał na swoją kurtkę,
jakby się ubrudziła. Odwrócił się plecami i odszedł w dół
peronu, trzema, czterema szybkimi, potem trzema, czte-
rema wolnymi krokami, jakby chciał w ten sposób wy-
hamować Larry ego i pozbyć się go w ten sposób. Larry
wyminął go, stanął przed nim, poruszył swoimi wielkimi
rękami, Tim na niego nie patrzył, jakby go nie widział, jak
gdyby w ogóle go nie było. Nadjechał pociąg. Larry chwy-
cił dwie wielkie torby i kiedy Tim otworzył drzwi, cisnął
nimi o ziemię. Krzyczał. Słyszałam urywki słów. Pasaże-
rowie czekający na peronie odwrócili się, odeszli kilka me-
trów, odwrócili się znowu. Wyglądało to trochę tak, jakby
chcieli tych dwóch okrążyć. Larry pobiegł do następne-
go wagonu, zostawiając Tima samego. Nie wyglądał już
jak tańczący niedzwiedz. W ogóle nawet nie przypomi-
nał niedzwiedzia.
Zadzwoniłam do Ione z Nowego Jorku i opowiedziałam,
co się wydarzyło. Spytałam, czy jest Larry i jak się ma.
Nie, nie ma go od paru dni. Obydwu ich nie ma. Pewnie
wyjechali. Larry nie pojechał tym pociągiem. Na pewno
105
nie, odparłam. Dlaczego go nie zawołałaś, spytała Ione.
Milczałam. Co miałabym powiedzieć? Ione odparła zmę-
czona: No i co? Krzyczał. Co to znaczy? Nazwał go szmatą?
Proszę bardzo. Może jest szmatą. Pomyślałam o świecie
składającym się z dwóch księżyców. Tak, może. Zamilk-
łam. Po chwili Ione spytała głośno: Co wiesz o Timie?
Zabrzmiało to jak wyrzut. Odwrzasnęłam: A co ty wiesz
o Larrym?
Wróciłam z Nowego Jorku wcześniej, niż planowałam.
W niedzielę, typową waszyngtońską niedzielę. Bez alar-
mów pożarowych. Bez syren. Bez głosów dolatujących
z ulicy. Wieczorem lekko padało. Nie było widać księżyca.
Clark przyszedł do mnie na poddasze. Patrzyliśmy z łóż-
ka na ciemne niebo i paliliśmy jointy. Ione była na zdję-
ciach na wybrzeżu. Larry jeszcze nie wrócił. Clark zasnął.
Jego dłoń leżała na moim brzuchu, głowa na moim ra-
mieniu. Kręciło mi się w głowie od palenia, ze strachu.
Wsłuchiwałam się w otaczające mnie dzwięki i gapiłam się
w ciemność. Chciałam, żeby na dole trzasnęły drzwi.
Po dwóch tygodniach zadzwoniłam na policję. Funk-
cjonariuszowi wyjaśniłam, że mojego współlokatora nie
ma w domu od dłuższego czasu i że mnie to martwi. Spra-
wiał wrażenie znudzonego. Czy mam jakiś inny adres?
Przyjaciół? Rodziny? Nie miałam. Nawet nazwiska jakie-
goś kolegi? Nie. Co miałam powiedzieć? %7łe mieszkaliśmy
ze sobą od ponad roku, ale nie wiedzieliśmy o sobie tych
rzeczy? Kiedy i gdzie widziałam Larry ego ostatni raz?
Opowiedziałam. Zaśmiał się i nazwał mnie Missie. Powin-
nam się uspokoić i nie przesadzać. Mówił coś o tv dinner
i głowach wkładanych pózniej do piekarnika. O spojrzeniu,
106
niewłaściwym spojrzeniu, które czasami wystarcza. Od-
łożyłam słuchawkę.
Pewnego dnia Larry wrócił. Pózno w nocy usłyszałam,
jak ktoś otwiera drzwi. Ione spała obok mnie. Chwyciłam
ją za ramię. Larry wrócił, powiedziałam. Nawet nie otwo-
rzyła oczu. Dobrze, mruknęła i spała dalej. Słyszałam, że
był sam. Poszedł do kuchni, a ja zsunęłam się po schodach.
Zobaczyłam go z ostatniego stopnia. Siedział na krześle
w świetle neonówki, z nogą założoną na nogę. Miał na
sobie zamszowy płaszcz, powoli wypuszczał dym przez
nos. Nie śmiałam się odezwać. Siedział nieruchomo, a ja
stałam tylko po to, żeby na niego patrzeć. Nie wiem, jak
długo stałam, jak długo Larry siedział w świetle neonówki.
pewnej chwili odwróciłam się i wyszłam po schodach.
Wiedziałam, że mnie zauważył.
Ione zrobiła dla nas rano śniadanie. Larry był już
w kuchni. W niebieskim szlafroku. Pocałowałam go w poli-
czek. Ione opowiadała o zdjęciach, o ustawicznym deszczu
na wybrzeżu i spieniała mleko. Usiadłam naprzeciwko
Larry'ego i spytałam: Gdzie byłeś? Co się stało? Nie ode-
zwał się, nie podniósł na mnie wzroku, Ione zamachała
za jego plecami. Mam się zamknąć. Prawie nic nie mówił.
Raz na mnie popatrzył. Było w tym coś fałszywego. Po-
myślałam o policjancie.
W tych dniach Larry najczęściej siedział na sofie przed
telewizorem. Czasem słyszałam go w nocy. Stał pod prysz-
nicem i długo lał wodę. Potem siadał na schodkach do
mojego pokoju, woda z jego mokrych włosów skapywała
na podłogę. Słyszałam to. Plask. Plask. Przedpołudnia spę-
dzał w kuchni. Każdego ranka na moich oczach połykał
107
garść tabletek, popijając je czarną kawą. Przestałem pić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]