[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się jej z kolei gorąco. Na szczęście pojawiła się
stewardesa z gazetami, odwracajÄ…c tym samym uwagÄ™
Alexa od jej osoby. Popatrzyła przez okno, ale było
już ciemno. Lecieli przez dwie strefy czasowe. Do
Denver dotrą z pewnością dobrze po dziesiątej.
Na szczęście dzień w Filadelfii należał do udanych.
Zdążyli na wszystkie spotkania, wystąpienie Alexa
przed publicznością zostało bardzo dobrze przyjęte,
a z kłopotliwymi pytaniami jak zwykle doskonale dał
sobie radę. Była pełna uznania.
Tak naprawdę to więcej rzeczy wprawiało ją
w niekłamany podziw. Czy ten człowiek nie miał
zupełnie słabych punktów? Wyglądał na świeżego
i wypoczętego mimo czternastogodzinnego dnia pracy,
pełnego wywiadów i spotkań z czytelnikami. Oczarował
swoim poczuciem humoru redaktorkÄ™ prowadzÄ…cÄ…
poranny program telewizyjny, po czym odniósł
ogromny sukces podczas audycji radiowej.
Dlaczego więc miała wrażenie, że jest to cisza przed
burzą? Nie spodziewała się oczywiście, że taka podróż
może minąć bez niespodzianek, jednak jak dotąd nic
się nie zdarzyło. Mieli chyba dużo szczęścia, że pierwsze
miasto na ich trasie przyjęło ich tak łaskawie.
Przymknęła oczy. Już dawno nauczyła się wykorzys
tywać na odpoczynek każdą wolną chwilę. Jutro
czekał ich następny pełen trudów dzień. Nie niepokoiła
się już o przebieg promocji tak bardzo, jak na początku.
50 SZALONY MAJ
Widziała już przecież Alexa w akcji. Trzeba przyznać,
że dawał sobie doskonale radę.
Kiedy przyjechali wreszcie do hotelu, na Stephanie
czekały wiadomości. Zaniepokojona szybko zaczęła
je przeglądać. Pomiędzy informacjami od przed
stawicieli lokalnej prasy był telefon od Laury i od
brata, Dave'a.
Dave mieszkał koło Santa Fe w Nowym Meksyku.
Widywali się bardzo rzadko, wykorzystywali więc
każdą nadarzającą się okazję, by porozmawiać.
Zawiadamiał ją: Jeśli zatrzymasz się w jakimś miejscu
na dłużej niż kilka godzin, zadzwoń. Przyjadę do
ciebie i pogadamy".
- Sądząc z twojego uśmiechu, to chyba dobra
wiadomość - zauważył Alex w windzie.
- Tak, bardzo dobra. Być może jeden z moich
braci mnie tu odwiedzi. Jeszcze nic pewnego, nie chcÄ™
więc robić sobie próżnych nadziei.
- Gdzie on mieszka?
- W Santa Fe.
- Czy stamtąd właśnie pochodzisz?
- Och, nie. - Drzwi windy otworzyły się i wyszli.
- Urodziłam się w Sacramento, a nasza rodzina jest
rozrzucona po całych Stanach. Ostanio uważam Nowy
Jork za swoją ojczyznę - ciągnęła dalej idąc korytarzem.
Ich pokoje znowu były połączone. Przynajmniej
tym razem nie musiała się z tego tłumaczyć. Alex
otworzył drzwi i wszedł do niej.
- Czy coś nie tak? - spytała zdziwiona jego
zachowaniem.
- Sprawdzam tylko, czy wszystko w porzÄ…dku.
Niemal wybuchnęła śmiechem. Czyżby rzeczywiście
uważał ja za małą, bezradną kobietkę wymagającą
SZALONY MAJ
51
opieki? Kręcąc głową z niedowierzaniem przeszła przez
pokój. Alex zatrzymał się w drzwiach.
- Zamówię sobie drinka. Wziąć też coś dla ciebie?
Spojrzała na zegarek. Było już po północy czasu
filadelfijskiego, czuła się zmęczona i spięta. Może
jednak szklaneczka wina dobrze by jej zrobiła.
Kiedy wyszedł z zamówieniem, zaczęła rozwieszać
machinalnie ubrania w szafie. Czy było już zbyt
pózno, by dzwonić do Laury? Wiedziała, że nie
powinna była tego robić, ale nie zaśnie spokojnie,
póki nie dowie się, dlaczego przyjaciółka szukała jej
w Denver.
Rozebrała się i narzuciła brzoskwiniowy szlafroczek,
mając zamiar wziąć prysznic zaraz po telefonie. Sygnał
odzywał się kilka razy, zanim usłyszała w końcu
przytłumiony głos.
- Cześć, Laura. Właśnie dotarłam do hotelu.
Przykro mi, że cię obudziłam. Co u ciebie? Zastałam
wiadomość, że dzwoniłaś.
- Pewnie będziesz się ze mnie śmiała, ale martwiłam
się o ciebie. Próbowałam złapać cię w Filadelfii, ale
już wyjechaliście na lotnisko. Jak dajesz sobie radę?
Stephanie uśmiechnęła się do siebie. Nie podej
rzewała Laury o instynkty macierzyńskie.
- Wszystko jest w jak najlepszym porzÄ…dku.
- Na pewno? Wiem, że złego licho nie wezmie.
Mam jednak nadzieję, że powiedziałabyś mi, gdyby
coś było nie tak. Jak dajesz sobie radę z pułkownikiem?
Czy musisz mu salutować co chwila i chodzić trzy
kroki z tyłu?
- Nie jest tak zle - roześmiała się. - On jest...
- Usłyszała pukanie do drzwi. - Poczekaj chwilę,
ktoś puka - i podnosząc głos zawołała: - Proszę!
52 SZALONY MAJ
Słysząc jej zaproszenie, Alex otworzył drzwi i wszedł
z kieliszkami w ręku. Kiedy zobaczył Stephanie, poczuł
się zaskoczony i oszołomiony. Siedziała w kręgu
światła, rzucanego przez małą lampkę, stojącą na
stoliku przy łóżku. Cienki, jedwabny materiał szlafrocz
ka miękko opływał jej kształty, światło rozjaśniało
rozpuszczone włosy. Po raz pierwszy widział ją w takiej
sytuacji.
Uśmiechnęła się do niego z podziękowaniem i wy
ciągnęła rękę po kieliszek. Ciągle ze słuchawką przy
uchu, wskazała mu krzesło w kącie, zapraszając tym
samym, by został.
Podał jej kieliszek, nie mogąc oderwać od niej
wzroku. Nie namyślając się długo usiadł na wskazanym
krześle i nie zmieszany zaczął się przysłuchiwać.
- To Alex - powiedziała do telefonu, dając równo
cześnie do zrozumienia, że nie mogą dalej kontynuować
rozmowy. - Właśnie przyniósł mi kieliszek wina do
poduszki.
- Aha! - zakrzyknęła Laura. - A więc postanowiłaś
jednak pójść za moją radą!
Stephanie omal się nie udławiła.
Alex przyglądał się, jak krztusiła się i prychała,
niemal Oblewając się winem. Bardzo mu się spodobał
nagły rumieniec na jej policzkach i zastanawiał się, co
go spowodowało.
Próbowała nadrobić niezręczność śmiechem.
- Nie bądz niemądra, Lauro. Podróż przebiega
bez przeszkód. - Zanim Laura mogła cokolwiek
wtrącić, ciągnęła dalej: - Jest już bardzo pózno, na
pewno chcesz iść spać, nie będę cię więc dłużej
zatrzymywać. Zadzwonię za kilka dni. - Wyraznie
unikała wzroku Alexa.
SZALONY MAJ 53
[ Pobierz całość w formacie PDF ]