[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nad staruszką i zastanawiali się, z czego ona żyje.
Nie przypuszczam, żebyśmy mieli na Aobzowskiej do
czynienia z aferą na podobnie wielką skalę, jednakże nasza
Maria Teresa ma jakieś tajemnice.
Dam znać do Krakowa, aby zajęli się tą panią i
116
dyskretnie ją obserwowali. A co do porwania dziecka, jakie
jest jej zdanie?
Zionęła taką nienawiścią do pani Heleny Kowalskiej i
do jej dziecka, że w ogóle nie można było rozmawiać poważ-
nie. A poza tym, jak sam major wspominał, baba ma żelazne
alibi. Gdyby miała porwać małego Januszka, to chyba dlate-
go, aby dziecko zamordować i w ten sposób zemścić się na
matce chłopaka za urojone krzywdy, jakie Kowalska rzekomo
wyrządziła Karolkowi .
Taka teściowa to prawdziwy skarb z uznaniem
stwierdził major. %7łeby tak móc podsunąć ją naszym wro-
gom.
Baa! roześmiał się adwokat. Ale jak to zrobić? A
co u majora?
Oficer milicji skrzywił się.
Nic. Kompletne fiasko. Mecenas przynajmniej na coś
zawsze trafi. Ja nie mogę złapać nawet fałszywego tropu.
Zaczarowana sprawa.
Tylko dorożki bywają zaczarowane. Sprawy nie.
Niech major nie traci animuszu.
Widzę, że mecenas coś szykuje.
Zawarliśmy, majorze, umowę, że będziemy szczerzy
względem siebie. Umowy dotrzymuję. Muszę sprawdzić
jedną wiadomość. Kiedy to zrobię, przyznam się do wszyst-
kiego. Może to będzie właśnie taki nowy trop?
A co pan chce sprawdzić?
Nie mogę powiedzieć. Tu chodzi o honor kobiety.
Nieprzyjemną rozmowę z Kowalską, a mecenas nie lubił
takiego włażenia z butami drugiemu człowiekowi w dusze,
adwokat postanowił odbyć w swoim gabinecie . Zatelefo-
nował więc do spółdzielni pracy i poprosił panią
117
Helenę o odwiedzenie w najbliższym czasie zespołu adwo-
kackiego.
Czy ma pan dla mnie jakieś pocieszające wiadomości?
zapytała biedna matka.
Na razie nic konkretnego. Mamy jednak dowody, że
Januszek żyje. Milicja prowadzi dochodzenie z dużą energią.
Podkręcam ich, jak mogę, żeby się pośpieszyli.
Punktualnie o czwartej po południu Helena Kowalska
usiadła na krześle przed biurkiem w boksie Ruszyńskiego.
Była bardzo ładna. Piękniejsza, niż kiedy Miecio ją poznał. Z
twarzy kobiety znikł smutek i przygnębienie. Jednakże niepo-
kój krył się w jej oczach.
Byłem w Krakowie zagaił adwokat wstąpiłem
na Aobzowską. Rozmawiałem z pani teściową. Chyba się nie
zmieniła od lat. Przynajmniej jeśli chodzi o charakter.
W gruncie rzeczy żal mi tej starej kobiety. Straciła
wszystko, co w życiu kochała.
A jednocześnie dodał mecenas zrobiła wszystko,
aby nie zdobyć innej miłości.
O mnie na pewno ciągle zle się wyraża.
Możliwie najgorzej przyznał adwokat.
Niech jej tam! Pogodziłam się z tym bardzo dawno.
Kiedyś próbowałam jakoś ułagodzić. Nic z tego nie wyszło.
Chciałbym panią zapytać Ruszyński ostro zaatako-
wał czy Januszek jest synem Karola? Pani męża?
Jak mam to rozumieć? młoda kobieta zaczerwieniła
się.
Zgodnie z polskim prawem dziecko nosi nazwisko oj-
ca. Męża matki dziecka urodzonego w małżeństwie. Dotyczy
to również dziecka pozamałżeńskiego, panny, wdowy czy
rozwódki i mężczyzny, który uznał się lub sądownie
118
został uznany za ojca. A tymczasem pani syn nazywa się
Janusz Kowalski. Stąd moje pytanie.
Zawsze się obawiałam, że ktoś kiedyś postawi mi to
pytanie.
Jednak muszę otrzymać odpowiedz.
Kowalska roześmiała się nerwowo.
Nie mam, mecenasie, niczego do ukrywania. Nie zro-
biłam niczego złego. Najwyżej może głupstwo, którego zresz-
tą nieraz żałowałam. Człowiek nie powinien nic robić w zło-
ści.
Nie rozumiem pani.
Podczas naszego pierwszego spotkania wspominałam
panu o moim nieudanym małżeństwie i o tym, że rozwodzili-
śmy się, kiedy byłam w ciąży. Zataiłam ciążę przed sądem,
gdyż bałam się, że nie dałby nam rozwodu. A Karol tak mnie
dotknął swoim nieludzkim postępowaniem, że chciałam jed-
nego: żeby jak najprędzej znikł z mojego życia. Po rozwodzie
wróciłam nawet do swojego panieńskiego nazwiska.
Staram się wczuć w pani sytuację.
Kiedy dziecko się urodziło, radość z tego faktu kazała
mi zapomnieć o dawnych urazach. Wysłałam do Krakowa
depeszę; Urodził ci się syn . Byłam skłonna pogodzić się z
mężem, gdyby uczynił w tym kierunku choć najmniejszy
krok. Dziecko przecież powinno mieć ojca...
Adwokat słuchał z uwagą.
W kilka godzin pózniej ciągnęła Kowalska pie-
lęgniarka przyniosła mi odpowiedz z ulicy Aobzowskiej.
Tekst był równie krótki jak mój: To nie moje dziecko .
Bez podpisu, ale ja przecież wiedziałam, kto depeszuje. Pła-
kałam i gryzłam palce ze złości. Nikt nie mógłby mnie bar-
dziej dotknąć. Właśnie w takiej chwili. Miałam już dowód
119
osobisty na panieńskie nazwisko. Zapisałam syna jako nie-
ślubne dziecko. Urzędnik nie sprawdził, że dziecko urodziło
się zaledwie w trzy miesiące po rozwodzie. Zacięłam się w
złości. To był mój błąd.
Duży błąd.
Schowałam tę depeszę z Krakowa. Chciałam kiedyś w
przyszłości, kiedy dziecko będzie już dostatecznie duże, aby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]