[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na widok sanktuarium Julie przypomniała sobie ciotkę Tine i historię,
którą opowiadała. Wraz z tymi wspomnieniami przypłynęły do niej
wspomnienia chwil spędzonych na rzece. Był z nią wtedy Rey.
Przelatywał przez bagna, ciągnąc za sobą kłębiącą się pianę
przypominającą srebrny ogon. Ciemny, silny i nieco tajemniczy, gotowy
był wyciągnąć ją z wody i zawiezć do domu, a potem śmiać się z całej
przygody. Innym znowu razem pędzili po wodzie, wiatr rozwiewał im
włosy, a słońce zaglądało w twarze. Wszystko to przypominało sen.
Czyżby te obrazy były wytworem jej potrzeb i pragnień? Czyżby te
pragnienia i potrzeby sprawiły, że czas spędzony z Reyem wydawał się
przesycony ciepłymi uczuciami i głębokim sensem, których w istocie
wtedy nie dostrzegała?
Nie, nie będzie o tym myślała. Bo to nic nie pomoże.
Musi się skupić. Musi usunąć ze świadomości mgłę, wspomnienia i ból.
Musi się zastanowić.
Rey i Paul. Dwaj chłopcy w pirodze na rzece. Nie na Blind River, ale na
potężnej Missisipi. Tam, jeżeli dobrze zrozumiała, zdarzyło się coś, co jest
dla niej ważne. Tak.
Wilgoć wisząca nad rzeką przesyciła bluzkę i dżinsy, które zrobiły się
lepkie, więc Julie zaczęła szczękać zębami. W każdym razie tlwnaczyła
sobie, że taki jest powód tego szczękania. Wokół talii wciąż miała
zawiązany sweter, gdyż w karawaningu w końcu go nie zdjęła. Teraz
zaczęła majstrować przy węzle.
- Co robisz? - spytała ostro Ofelia siedząca naprzeciwko niej
z pistoletem w jednej ręce i z drugą wyciągniętą w tył do rumpla. - Zimno
mi. Chciałam włożyć sweter.
Ofelia roześmiała się.
- Proszę bardzo. To mi nie sprawia różnicy.
Julie miała na końcu języka jakąś ciętą odpowiedz, ale powstrzymała się i
nic nie powiedziała. Lepiej będzie, jeżeli Ofelia będzie przekonana, że ona
jest zastraszona, że się boi. Zresztą może powinna się bać. A może boi się
naprawdę.
Potrząsnęła swetrem i zarzuciła go sobie na ramiona, nie wsunęła jednak
rąk w rękawy. Oparła się jedną ręką o burtę i wspierając się na niej,
spojrzała w stronę, z której przypłynęły.
- Co masz nadzieję zobaczyć? Nikt za nami nie płynie. Już ja tego
dopilnowałam.
Julie poczuła mrowienie w czaszce i przypływ bólu.
- O czym ty mówisz? - spytała ostro.
- Jadąc tutaj, wpadłam do ciotki Tine. Nie chciałam iść do karawaningu i
pomyślałam, że może złapię cię w domu. Rozumiesz. Ciotka Tine dzisiaj
gra w bingo. Założę się, że o tym zapomniałaś. W domu była Donna z
dwójką swoich maluchów. Jak zwykle pilnowała Summer, a Summer spała
na kanapie. Na podłodze leżał ten liścik. Od razu poznałam twoje pismo,
poznałabym je wszędzie. Wzięłam go.
Ofelia poklepała się po kieszeni na piersi, a pod jej dłonią sucho
zpszeleścił papier. Julie odetchnęła. Przez chwilę myślała, że Summer i
ciotka Tine mogą być ... ale nie, nic im nie groziło, były bezpieczne. Jak na
razie.
One przynajmniej były bezpieczne. W przeciwieństwie do niej.
Chłód pI"leniknął ją do szpiku kości. Zatrzęsła się, ogarnął ją nagły
dreszcz przerażenia. Nikt nie pospieszy jej z pomocą, ani szeryf z
zastępcami, ani Rey, nikt. Na rzece są tylko we dwie: ona i Ofelia. I
nikogo więcej nie będzie.
24
Zaczął padać drobny deszcz; wilgoć sączyła się z jesiennego nieba, jak
gdyby przesycone nią powietrze nie mogło dłużej powstrzymać kropel.
Deszcz szeptał na powierzchni rzeki i wśród liści drzew. Julie czuła, że
włosy ma już mokre, podobnie jak zarzucony na ramiona sweter. Na jej
twarzy osiadała wilgoć; Julie zrobiło się zimno, ale pewnie dzięki temu
rozjaśniało jej się . w głowie. Zdawała sobie sprawę z tego, że Ofelia znosi
deszcz
gorzej niż ona - padał jej prosto w twarz.
Ofelia stała się niewyrazną, zamazaną sylwetką majaczącą w ciemności.
Julie wiedziała, że i ona musi przedstawiać podobny obraz. Sięgnęła wolną
ręką ukrytą pod swetrem do drugiej burty, chcąc się jej chwycić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]