[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej kłamstwo. Nie podejrzewała siebie nigdy o to, że będzie potrafiła trzymać
coś w tajemnicy, zarówno przed Josephine, jak i Bradym. Nie rozumiała,
dlaczego dzieci tak bardzo lubią sekrety. Ona ich nienawidziła.
Powinna powiedzieć prawdę, zarówno Brady'emu, jak i Josephine. I to jak
najszybciej. Ale bała się tego okropnie.
- Ile dzieci zaprosiłaś na przyjęcie? - zapytał Brady, usiłując przekrzyczeć
piszczącą z radości gromadkę, z którą bawili się w ciuciubabkę.
- Dziesięcioro! - odkrzyknęła Haven. - Razem z Anną to jedenaścioro.
- Przysiągłbym, że jest ich pięć razy tyle. Haven roześmiała się.
- 160 -
S
R
Na chwilę odłączyła się od grupki, by odebrać telefon. Gdy wróciła,
wszyscy siedzieli w kółko i bawili się w pomidora. Brady od razu się
zorientował, że coś jest nie tak.
- Jakieś złe wiadomości?
- Dzwoniła matka klowna. Nie przyjdzie, bo rozchorował się na wietrzną
ospę.
Brady zmarszczył brwi.
- Na wietrzną ospę? Ile on ma lat?
- Dwanaście. To brat jednego z chłopców przychodzących do Centrum. I
co ja teraz biedna pocznę? Anna będzie niepocieszona.
- Jesteś w stanie poradzić sobie przez jakiś czas sama z całą tą gromadką?
- spytał Brady.
- Chyba tak... - Haven wzruszyła ramionami. - Z godzinkę.
- Zaraz wracam - odparł Brady i pospiesznie opuścił pokój. Słychać było,
jak zbiega po schodach i zatrzaskuje za sobą drzwi. Po chwili z piskiem opon
odjechał samochodem.
Dokładnie po godzinie rozległ się dzwonek. Haven otworzyła drzwi. Na
progu stał Brady, ubrany w dżinsy i górę od smokingu. Pod szyją zawiązaną
miał wielką czerwoną muszkę, na rękach czarne rękawiczki, w klapie ogromną
plastikową stokrotkę, a na głowie melonik. Na ziemi, obok niego, stała spora
zielona torba.
- Co to ma znaczyć? - spytała rozbawiona Haven. Brady wyczarował
zwinnym ruchem talię kart.
- Wybierz dowolną kartę. Haven wyciągnęła damę kier.
- Włóż ją z powrotem do talii, wszystko jedno gdzie.
Wykonała polecenie. Brady dokładnie potasował karty, przełożył i
rozłożył w wachlarz. Potem wyjął ze środka talii jedną kartę - była to dama kier.
- Czy to ta?
- 161 -
S
R
- Nie do wiary! - wykrzyknęła Haven. - Czy potrafisz też wyczarować z
kapelusza królika? Anna będzie zachwycona sztuczką z kartami.
Brady sięgnął po torbę.
- Jak ci się podoba Brady Magik? - spytał, wchodząc do środka. - Jeden z
moich kompanów w wojsku był iluzjonistą. Nauczył mnie kilku sztuczek.
Oszołomiona Haven zamknęła drzwi i pospieszyła za nim do pokoju.
Brady wyczarował najpierw z kapelusza bukiet róż i wręczył go
zachwyconej Annie. Wskazał potem na stokrotkę w klapie i poprosił, by
dziewczynka ją nacisnęła. Kiedy to zrobiła, strumień wody siknął mu prosto w
twarz. Zrobił komiczną minę, a dzieci pokładały się ze śmiechu.
To były niezapomniane chwile - pełne beztroski, radości i prawdziwie
rodzinnej atmosfery.
Brady Magik podbił serca wszystkich obecnych, nie wyłączając Haven.
Minęły blisko dwa tygodnie. Haven doszła do wniosku, że przyszła pora
na szczerość. Udała się do kuchni w Centrum, gdzie pracowała Josephine.
Zbliżał się dzień przesłuchania. Gdyby sprawa zakończyła się rozprawą sądową,
Josephine zostałaby z pewnością powołana na świadka. Należało ją od-
powiednio do tego przygotować.
Haven wsparła się o stalowy stół i przyglądała się przez chwilę Josephine,
która energicznie wyrabiała ciasto.
- Jak się miewasz? - spytała.
- A jak ty się miewasz? - uśmiechnęła się Josephine.
- Długo się nie widziałyśmy, prawda?
- Widocznie obie byłyśmy bardzo zajęte.
- Najwyrazniej - odparła Haven, wdzięczna Josephine za wyrozumiałość.
Nakreśliła palcem na stole kilka kółek. - Tęsknię za tobą, wiesz? Brakuje mi
naszych rozmów.
Oczy Josephine zwilgotniały.
- Mnie też, moje dziecko.
- 162 -
S
R
- Może mogłybyśmy porozmawiać teraz?
- W porządku. - Josephine sięgnęła po wałek do ciasta, oprószyła go mąką
i zaczęła rozwałkowywać ciasto na stolnicy.
Haven nie wiedziała, od czego zacząć. Josephine ułatwiła jej sytuację,
pytając:
- A więc jak, odpowiada ci życie małżeńskie?
To była ostatnia rzecz, o której Haven miała ochotę rozmawiać. Nie
potrafiła już dłużej kłamać, ale dla dobra Anny nie wolno jej było wyjawić
prawdziwej przyczyny zawarcia małżeństwa z Bradym. Przez ostatnie dwa
tygodnie spędzała dni w Centrum, wieczory na zabawie z Anną, a noce w
ramionach Brady'ego. Taki stan rzeczy sprawiał, że Haven podlegała zmiennym
nastrojom, co poprzednio nigdy się jej nie zdarzało.
Gdy Brady odkrył u niej bliznę na podbrzuszu, co było nieuchronne,
opowiedziała mu o wypadku samochodowym. Przemilczała jednak całą resztę.
Brady zabezpieczał się co wieczór, gdyż powiedziała mu, że nie dojrzała jeszcze
do tego, by mieć więcej dzieci.
Kochali się co noc z coraz większą pasją i namiętnością. Za każdym
razem jednak, gdy Haven leżała cudownie nasycona, nie mogąc jeszcze złapać
oddechu, ogarniało ją przygnębienie. Nie mogła dłużej znieść świadomości tego,
że z Bradym łączy ją jedynie namiętność i że nigdy nie będzie w stanie dzielić z
nim miłości.
Musiała mieć niewyrazną minę, bo Josephine spytała nagle:
- Czy coś się stało, moje dziecko? Haven westchnęła głęboko.
- Muszę ci coś powiedzieć.
Josephine zaczęła wycinać foremką ciasteczka.
- Jeżeli ten człowiek zrobił ci jakąś krzywdę, to go zabiję - powiedziała,
zapomniawszy zupełnie o tym, jak bardzo zachwyciła się Bradym.
- Nie, Josie, nic z tych rzeczy. Jest nam bardzo dobrze ze sobą. Chodzi o
Pamelę i Douglasa Zieglarów. Wystąpili do sądu z pozwem o opiekę nad Anną.
- 163 -
S
R
Haven sprawiło ogromną ulgę, że mogła powiedzieć choć cząstkę prawdy.
Zrobiło jej się tylko przykro na widok zatroskanej miny Josephine.
- O Boże! Kiedy się o tym dowiedziałaś?
- Niedawno.
- I co teraz będzie?
- Mamy nadzieję, że nie dojdzie do rozprawy sądowej. Ale może tak się
złożyć, że będę cię potrzebowała na świadka.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Haven zakręciły się w oczach
łzy.
- Dziękuję ci, Josie. Chciałam cię po prostu tylko uprzedzić.
Znowu westchnęła i zmusiła się do uśmiechu.
- A jak ci się układa z Jacksonem? - spytała ze sztucznym ożywieniem.
Brady wyciągnął się na trawie i przyglądał się, jak Pete sadzi krzewy róż.
Pot ściekał mu wąską strużką po plecach, aż przylepiła mu się do nich koszula.
Minęło już trzy i pół tygodnia od chwili, gdy namówił Haven, by
spróbowali potraktować swoje małżeństwo poważnie. Przez cały ten czas
kochali się prawie co noc. Dla Brady'ego były to niezwykłe przeżycia. Nie mógł
się nasycić Haven, która zdawała się podzielać jego odczucia - była chętna,
czuła i namiętna. Mimo to Brady odczuwał pewien niedosyt. Nie bardzo
rozumiał, skąd się on brał - przecież żadna inna kobieta nie obdarzyła go taką
rozkoszą.
Gdy byli razem w łóżku, Haven oddawała mu się bez najmniejszego
oporu. Natomiast w dzień zachowywała dystans. Miał wrażenie, jakby dzielił
ich jakiś mur. Brało się to zapewne stąd, że go nie kochała. Brady nie miał
pojęcia, jak do niej dotrzeć.
- Powiedz mi, jak usidlić kobietę? - spytał nagle. Pete przysiadł na piętach
i otarł pot z czoła.
- Nie masz chyba na myśli Haven, co?
- Oczywiście, że tak - odparł z nie ukrywaną irytacją.
- 164 -
S
R
Przez ostatnie trzy i pół tygodnia tak mocno musiał trzymać na wodzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]