[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wzrokiem, jakby szukał odpowiedzi na nie zadane
pytania.
-Zrobię jakieś projektyi damci jejutroalbopojutrze.
Nadal nie spuszczał z niej wzroku, lecz ona unikała
jegospojrzenia.
- Takbędzie dobrze.
- Dozobaczenia.
Alison odprowadziła go do drzwi. Przed wyjściem
odwrócił się do niej i wówczas nie była już w stanie
uniknąć spojrzenia jego pociemniałych oczu.
57
43
n
a
+
n
a
j
- Dzięki za lunch.
- Nie ma za co - odparła, czując szybkie bicie serca.
Kiedy zamknął za sobą drzwi, Alison oparła się o nie
i głęboko odetchnęła. Była roztrzęsiona, ale i pod-
niecona, podniecona jak nigdy dotąd.
Rafe lękał się powrotu do pustego domu. Jadąc
pomyślał, że mógłby pójść do Toma i Gayle. Na pewno
przyjęliby go z otwartymi ramionami. Mógł też złożyć
wizytę w klinice. Jednakże nie rozważał długo żadnej
z tych możliwości. Nie zamierzał narzucać się ze swoim
podłym nastrojem przyjaciołom czy matce. Zresztą,
pomyślał ze smutkiem, ona nie zauważyłaby zapewne
niczego.
Po opuszczeniu Alison i powrocie na swoją par-
celę pracował jak opętany, pragnąc rozładować na-
pięcie. Udało mu się wykończyć stragany i ustawić je
na ziemi. Dał sobie spokój z harówką dopiero wte-
dy, gdy uderzył się młotkiem w palec. Poczuł taki
ból, że o mało nie zemdlał. Zebrał narzędzia i udał
się do domu, nawet nie spoglądając w kierunku
Maple Street.
Znużony, wyskoczył z wozu i wszedł na ganek.
Otworzył frontowe drzwi i już miał wejść do środka,
kiedy usłyszał skowyt. Duży czarny pies siedział na
tylnych łapach i wpatrywał się w Rafe'a okrągłymi,
smutnymi oczami, przechylając łeb na bok.
- Hej, kolego -powiedział Rafe, pochylając się nad
psemi drapiąc go za uszami. - Awięc znowu wróciłeś,
tak?
Pies polizał jegodłońciepłym, mokrymjęzykiem.
- Nie ma sprawy, możesz wejść, a ja cię nakarmię.
Ale jeżeli jeszcze raz uciekniesz, dostaniesz za swoje.
Rozumiesz?
Pies znowuprzechylił łebi zaskowyczał. Otworzyw-
58
43
n
a
+
n
a
j
szy drzwi, Rafe stanął na boku i obserwował, jak
kundel posłusznie wkracza dodomu.
- No, chodz tu, chłopie, zaraz dam ci trochę
jedzenia -zawołał Rafe, włączywszy światło i ogrzewa-
nie. Popatrzył na psa, który rzucił się na miskę
i pomyślał, że zupełnie zgłupiał, przygarniając bezpań-
skie zwierzę. Pies pojawił się przed kilkunastoma
dniami i Rafe nakarmił go. Potem kundel zniknął, by
pokazać się dopiero teraz. Zajmowanie się psembyło
zwariowanym pomysłem, zmniejszało jednak przy-
gnębienie Rafe'a.
Kiedy pies wylizał miskę i ułożył się wsaloniku, Rafe
wziął prysznic i po kilku minutach, owinięty ręczni-
kiem, udał się do kuchni, by wyjąć z lodówki piwo. Od
razu wypił połowę puszki. Wprawdzie był również
głodny, ale zbyt zmęczony, by coś przygotować. Wziął
więc kolejną puszkę piwa i poszedł do saloniku.
Usadowił się wygodnie wfotelu i pociągnął duży haust.
Poczuł, że pies trąca zimnym nosem jego rękę.
- Muszę cię jakoś nazwać - powiedział Rafe,
głaszcząc z roztargnieniem łeb zwierzęcia. -Amoże po
prostu Pies? Podoba ci się to imię?
Pies zamachał w odpowiedzi ogonem. Rafe roze-
śmiał się i oparł głowę o fotel, mając nadzieję, że
poczuje odprężenie. Jednak napięcie nie minęło, a wje-
go głowie panował kompletny chaos. I wszystko to
z powodu pięknej kobiety - Alison Young.
Nie powinien był jej dotykać. Na swoje usprawied-
liwienie miał tylko to, że nie mógł nic na to poradzić.
Do diabła, skąd mógł wiedzieć, że wpadnie w histerię
na widok szczura i omal nie upadnie, robiąc sobie
krzywdę? Wolał nie wspominać chwili, wktórej trzy-
mał ją blisko siebie, w objęciach. Poczuł gwałtowną
tęsknotę, której nie potrafił ani opanować, ani zro-
zumieć.
59
43
n
a
+
n
a
j
Niech to diabli, był zawsze typem samotnika.
Naturalnie, że miewał kobiety, ale tylko na jedną noc.
Zresztą, od momentu wyjścia z więzienia te przygody
zdarzały się rzadko. Skoncentrował się na pracy
pragnąc jak najszybciej powrócić do normalnego
życia.
Nigdy nie przypuszczał, że powróci do Monroe. To
miejsce wiązało się ze wspomnieniami równie boles-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]