[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiele innych przyzwoitek, w zacisznym w kącie, by plotkować z damami. Matka Lionela
zajmowała ją rozmowami w każdej przerwie pomiędzy tańcami. Wygląda na to, że posiadam całą
armię stróżów, myślała Jennifer w krótkich chwilach swobody. Cieszyła się, że nie musi popełniać
nietaktu, odmawiając hrabiemu.
Przekonywała sama siebie, że odczuwa prawdziwą ulgę, jednocześnie starając się stłumić
niewytłumaczalne przygnębienie.
W tym właśnie momencie, gdy bal osiągnął apogeum, wypadki zaczęły się toczyć w sposób
dziwny, wprawiając Jennifer w oszołomienie, zdumienie i lęk. Hrabia Thornhill podszedł bliżej.
Wyczuła to, choć nie popatrzyła, by się upewnić. Lionel spoglądał długo i uważnie w kierunku,
gdzie, jak wiedziała, stał hrabia. Nic nie mówił. Pilnuje jej ze zdwojonym baczeniem, pomyślała z
ulgą. Zwrócił się właśnie do swojej matki i ciotki Agathy, komentując upał panujący na sali
balowej i sugerując, że powinny udać się do jadalni i poszukać czegoś do picia. Zobowiązał się
także do przejęcia ich obowiązków w trakcie nieobecności.
Poszły.
Samantha natychmiast została otoczona przez grono jej stałych adoratorów. Niektórzy z
nich rozmawiali także z Jennifer, chociaż lord Kersey nadal stał tuż za nią. Wtem odszedł, bez
jakiegokolwiek słowa czy znaku. Uśmiechnął się do Samanthy, wziął ją za rękę i poprowadził na
parkiet, aby zatańczyć walca, który właśnie się zaczynał.
Nikt dotąd nie poprosił Jennifer do tańca. Wydawało się, że wszyscy panowie patrzą ze
smutkiem, jak sprzątają im Sam sprzed nosa. Jennifer pomyślała poniewczasie, że któryś z nich
mógł wrócić i zacząć się naprzykrzać. Lionel musiał zdawać sobie sprawę, że jeden już próbował.
Widocznie uważał, że pozostawienie jej samej jest bezpieczne, nawet jeśli jego matka i ciotka
Agatha opuściły salę.
Została sama, oszołomiona, zagubiona i lekko przerażona.
I w tym właśnie momencie rzeczywiście pewien dżentelmen podszedł, skłonił się i
wyciągnął rękę w jej kierunku. Wysoki rzezimieszek w czarnej masce, jakby żywcem przeniesiony
z dawnych wieków, z długimi, pudrowanymi włosami i w trójrożnym kapeluszu prezentował się
niezwykle atrakcyjnie.
- Wasza Królewska Mość - powiedział hrabia Thornhill. - Czy zaszczyci mnie pani?
Jennifer zrozumiała, iż o wiele łatwiej powiedzieć komuś, że powinien okazać chłodne
lekceważenie, niż to uczynić.
- Ja... Ja... - dukała.
Uśmiechnął się do niej, wyciągnął ku niej dłoń, a ona poczuła się podwójnie zagubiona i
oszołomiona. Obiecała Lionelowi. Ale to był walc. Gdyby odmówiła hrabiemu Thornhillowi,
mogłaby stracić okazję zatańczenia.
Położyła rękę na jego dłoni.
- Dziękuję - powiedziała.
W żadnym wypadku nie opuści z nim sali balowej. Francuskie okna pozostawały szeroko
otwarte, jak na balu u Chisleya. W sali panował upał, ale nie wysunęłaby nawet jednego palca poza
drzwi na taras.
Myślała, że walc jest intymnym przeżyciem, kiedy tańczyła go z Lionelem. Jednak z hrabią
wydawał się czymś więcej. Dłoń hrabiego, gorąca i silna, spoczywała na jej talii i przygarniała ją
nieco bliżej, niż robił to Lionel, i nieco bliżej, niż pokazywał jej nauczyciel tańca. Przygarniał ją po
prostu troszeczkę za blisko. Gdyby skłoniła się choćby odrobinkę ku niemu w trakcie tańca,
dotknęłaby jego piersi.
Powinnam była powiedzieć nie , pomyślała, ale było za pózno. Bardzo stanowcze, ostre
nie . Spojrzała mu w oczy, były znacznie łagodniejsze, niż mogłaby tego oczekiwać; o wiele
ciemniejsze niż zazwyczaj i bardziej zniewalające. Gwałtownie spuściła wzrok.
- Myślałem, że byliśmy prawie przyjaciółmi - powiedział cicho.
- Nie.
Nabrała powietrza, by powiedzieć więcej, ale wypowiedziane słowo pozostało jedynym.
- Znowu cię podburzali przeciwko mnie - powiedział. - Nie powinienem zabierać cię do
chłodnego ustronia w sadzie. Był bardzo zły na ciebie? Czy pomogłoby, gdybym wyjaśnił mu, że
nic niestosownego się nie stało?
- Czy to prawda? - spytała i zarumieniła się uświadamiając sobie, o czym mówi. - %7łe
uciekłeś na kontynent ze swoją macochą?
- Och! - powiedział. - Rzeczywiście bardzo się śpieszyliśmy. Nie używałbym słowa
uciekłeś . To daje wrażenie oddalenia się w panice i zamieszaniu. Ale tak, towarzyszyłem hrabinie
Thornhill, drugiej żonie mojego ojca, w podróży na kontynent.
Wpatrywał się w nią przenikliwie, z twarzą zwróconą wprost ku niej. Wpatrywali się w nią
ludzie wokół. Czuła na sobie zaciekawione spojrzenia.
- Ona ma z tobą dziecko - powiedziała. Nie była w stanie zrozumieć, jak te słowa mogły
wydobyć się jej z ust. Nie mogła nawet zrozumieć, dlaczego chciała je wypowiedzieć.
- Urodziła córeczkę w Szwajcarii - powiedział.
- A ty je tam porzuciłeś - powiedziała oskarżycielsko.
Traciła oddech. Pragnęła, och, jak pragnęła, teraz, poniewczasie, powiedzieć nie .
Dlaczego Lionel okazał się tak mało troskliwy po tym, jak chronił ją przez wszystkie wieczory i jak
obiecywał swojej matce i ciotce Agacie, że będzie się nią opiekował?
- Pozostawiłem je tam w ich nowym domu - powiedział. - Ja wracam do swojego.
Kolejna para zaczęła krążyć wokół nich. Hrabia przygarnął ją jeszcze bliżej. Nie złagodził
uścisku nawet wtedy, gdy tańczący oddalili się.
- Czy masz jeszcze jakieś pytania? - spytał.
- Nie.
Obezwładniało ją to samo uczucie, które towarzyszyło jej, gdy całował ją w ogrodzie
Chisleyów. Ogarnęło ją to w całkiem nieodpowiednim momencie. Gdy lekko złagodził uścisk...
- Proszę, nie przygarniaj mnie tak blisko. To nie przyzwoite.
Obdarzyła go niechętnym spojrzeniem. Nieznacznie złagodził uścisk. Zrozumiała wtedy, że
nie może już odwracać wzroku.
- Nie powinieneś prosić mnie do tańca - powiedziała. - Ani pierwszym razem, ani potem. To
nie w porządku. Powinieneś trzymać się z dala.
- Dlaczego? - Głos hrabiego był bardzo spokojny. Podobnie jego ręka, którą z wolna
zaczynał pieścić jej plecy. - Ponieważ jestem niepoważny? A może dlatego, że nie potrafisz
powiedzieć nie ?
Przygryzła wargę.
- Właśnie to umożliwiłeś...
- Nie - powiedział. - To nie jest dobre słowo.
Przedstawiłem ci już kilka faktów. Plotkarze uwielbiają dobierać fakty, mieszać je i
doszukiwać się skandali do tego stopnia, że już nie są w stanie rozeznać, co jest prawdą.
- Ale ty nie zaprzeczasz faktom - powiedziała.
- Nie. - Uśmiechnął się.
- Zatem twierdzisz, że fakty nie są takie, jakimi się wydają?
- Niczego takiego nie twierdzę. Przekazałem ci tylko fakty, natomiast o ich interpretację
zadbali Kerseyowie, członkowie twojej rodziny oraz znajomi. Ty mnie przecież lubiłaś, czyż nie?
Na tym przyjęciu w ogrodzie staliśmy się prawie przyjaciółmi.
Jego oczy przyciągały jej wzrok, a jego głos oszałamiał ją. Chciała wierzyć w jego
niewinność. Kiedy była przy nim, nie mogła uwierzyć, że jest łajdakiem, w co nikt poza nią nie
wątpił, i nawet ona zgadzała się z nim. Kiedy była przy nim, był jej... przyjacielem. I czymś
jeszcze, czymś jeszcze więcej... Przeraziła się własnych myśli.
- Powiedz mi - odrzekła wpatrując się w niego uważnie. - %7łe jesteś niewinny, że nie
popełniłeś tych wszystkich przewinień, o których mówią ludzie.
- %7łona mojego ojca nigdy nie była moją kochanką - powiedział. - Jej dziecko nie jest moim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]