[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Istotnie, bez Blancharda Brianowi trudno byłoby wygrywać turnieje będące jego
podstawowym zródłem utrzymania. Waga, siła i szybkość konia były niezwykle
istotnym czynnikiem.
Chyba nie podajesz w wątpliwość uczciwości sir Mortimora powiedział Brian,
wytrzeszczając oczy. Rycerz nie& och, wiem, że bywały takie przypadki wśród
szlachciurów i nieszczęśników niegodnych szlacheckiego stanu. Jednak ktoś taki jak
sir Mortimor, posiadający zamek i włości& Nie mógłby przetrwać bez pomocy
sąsiadów, więc nie ważyłby się ich oszukiwać w obawie, że prędzej czy pózniej rzecz
wyjdzie na jaw, a wtedy wszyscy się od niego odwrócą.
Może masz rację, Brianie rzekł Jim ale myślę, że zapomniałeś o czymś.
O czym? zjeżył się Brian.
W tej części świata zabieranie innym wszystkiego, co się da, jest powszechnie
przyjęte. Prawdę mówiąc, sam wiesz, że nie tylko tutaj coś takiego może przytrafić
się gościom. A chciałbym przypomnieć, iż ty jesteś tu gościem, obcym, co czyni cię
łatwą zdobyczą.
Nie odważyłby się!
Z tego, co widziałem powiedział Jim sir Mortimor nie cofnie się przed niczym.
Brian usiadł, powoli oswajając się z wizerunkiem sir Mortimora potrafiącego
oszukać innego rycerza. Stopniowo jego twarz przybierała coraz bardziej ponury
wyraz, aż kości policzkowe zdawały się napinać skórę.
Na Boga! rzucił. Jeśli on& ! Urwał i stopniowo gniew zaczął go opuszczać,
przechodząc w głęboką rozpacz.
Aczkolwiek rzekł w końcu z westchnieniem nic na to nie poradzę. Byłoby
bardzo niegrzecznie bez niezbitego dowodu podważać jego uczciwość teraz, kiedy
tyle do niego przegrałem. Muszę z nim grać, jeśli mam mieć jakąkolwiek nadzieję na
odzyskanie moich pieniędzy, I tak nie zdołam stwierdzić, czy on gra uczciwie, czy
nie.
Ty może nie mruknął Jim. Miał magiczne zdolności. W tym jednak momencie
nie przychodziło mu do głowy, jak mógłby je wykorzystać do sprawdzenia uczciwości
sir Mortimora. Musiał jednak znalezć jakiś sposób. Jeśli nie będzie miał nic
przeciwko temu, że posiedzę sobie, patrząc, jak gracie& Gdyby nie spodziewał się,
że obserwuję go, aby odkryć w ten czy inny sposób, iż jest nieuczciwy&
Nie podejrzewałby rycerza& zaczął Brian i urwał. Na świętego Giles'a,
Jamesie, jeżeli masz rację, on rzeczywiście może podejrzewać. Nie wiem, jak tego
uniknąć.
Jim już wpadł na pewien pomysł.
A co ty na to, Brianie? spytał. Czy, twoim zdaniem, sir Mortimor jest tego
rodzaju rycerzem, który zawsze podejmuje wyzwanie?
Brian wytrzeszczył oczy.
Z całą pewnością! stwierdził. Odwagi mu nie brak.
Zatem może skłonimy go do gry, podczas której skupi uwagę na rozgrywanej z
tobą partii i zapomni o tym, że go obserwuję. Na przykład gdybyś zaprosił go do gry
w jakiejś ryzykownej sytuacji, w jakiej zazwyczaj dwaj rycerze nie zasiedliby do kości
i wina. Mógłbyś to zrobić?
Mógłbym na pewno odparł Brian. Tylko kiedy? Ponadto, Jamesie& zostało
mi tylko kilka sztuk złota. Może będę musiał udawać, że mam więcej. Wiem, że
proszę o wiele, ale czy&
Oczywiście przerwał mu Jim. Mogę dać ci dość pieniędzy, żeby się
zainteresował. To żaden problem.
Pomyślał, że właściwie mógłby wyczarować dowolną sumę pieniędzy. Pewnie
dwadzieścia cztery godziny pózniej zmieniłyby się z powrotem w to, z czego by je
zrobił. Wykorzystanie takich fałszywych pieniędzy do oszukania kogoś byłoby wbrew
zasadom porządnego maga, co na pewno wytknąłby mu Carolinus. Chyba jednak
wolno ich użyć do przyłapania oszusta.
Zaczekamy, aż rozpocznie się szturm na zamek powiedział.
Rozdział 10
Sir Mortimor okazał się prawdziwym prorokiem, niezależnie od tego, czy był
uczciwym graczem w kości.
Jim obudził się w środku nocy z wrażeniem, że zamek się rozpada. A zupełnie
otrzezwiał, gdy usłyszał, jak coś z potwornym łoskotem uderza o mur niecałe dwa
metry od jego lewego ucha. Ogień na kominku zgasł, zaledwie kilka węgli żarzyło się
czerwoną poświatą, która nie rozpraszała zalegających w komnacie ciemności.
To tylko piraci próbują zrzucać na zamek głazy z urwiska rozległ się w mroku
głos Briana, gdy przebrzmiał hałas. Jak już powiedział sir Mortimor, Jamesie,
skalny nawis zasłania nas tak, że nie mogą wyrządzić nam szkody. Słyszałeś głazy
ledwie zawadzające o ścianę zamku, ześlizgujące się po niej i pozostawiające tylko
zadrapania, które możesz zobaczyć jutro z murów.
Aha mruknął Jim i znów zasnął.
Napastnicy widocznie zgadzali się z Brianem, bo po pierwszej lawinie kamieni nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]