[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zwolniła i zaczęła uważnie się rozglądać. Wyciągnęła walkie-talkie
przypięte do paska.
- Tu Casey - powiedziała. - Czy ktoś z naszych jest na parkingu stacji
telewizyjnej?
- Tu Bowden - odpowiedział jakiś głos. - Jestem na tyłach parkingu.
- Przejdź szybko na front, bo podejrzany biegnie wprost na ciebie.
- Ruszam. Co tam się dzieje?
- Nie mam pojęcia. Usłyszeliśmy wystrzał i opuściliśmy kryjówkę. Mil-
lera uderzył uciekający człowiek, a ja pobiegłam za nim. Jest teraz bli-
sko ciebie. Zajmij się nim.
- O czym ty mówisz? Jestem już we frontowej części parkingu.
- I dobrze, bo za dziesięć sekund podejrzany przedrze się przez szpaler
azalii i wpadnie wprost na ciebie...
- Jest! - tryumfalnie wykrzyknął Bowden. - Mam go!
Liz usłyszała głośny jęk. Uciekający krzyczał, że ma złamane kolano.
Po chwili rozległ się brzęk kajdanków. Bowden odczytał podejrzanemu
przysługujące mu prawa. Dopiero wtedy przypomniał sobie o Liz.
- Casey, sytuacja opanowana. Wracaj do partnera.
Liz wycofała się na miejsce, w którym zostawiła Steve'a. Siedział na
ławce. Doszedł już do siebie.
Wszyscy biorący udział w akcji zgromadzili się pod posągiem.
Żaden z policjantów nie został ranny. Zginął handlarz i postrzelono
trzech jego ludzi. Działanie z zaskoczenia przyniosło pełny sukces. Liz
pomyślała z radością, że przynajmniej przez jakiś czas nie będzie na-
pływu narkotyków do Birmingham.
Bowden wiózł swego więźnia na tylnym siedzeniu samochodu. Na wi-
dok Liz wykrzyknął:
- Dobra robota, Casey! Gdybyś mnie nie ostrzegła, że ten drań ucieka w
moją stronę, pewnie bym go nie dorwał.
Wszyscy gratulowali jej szybkiego refleksu. Mulvaney zapytał, skąd
wiedziała, dokąd biegł podejrzany, więc mu wyjaśniła.
- Ale i tak nie uciekłby daleko. Miał złamane kolano - dodała, umniej-
szając własne zasługi.
- Nieprawda - roześmiał się Bowden. - Chciał mnie tylko oszukać. Już
szykował się do ucieczki. - Policjant poklepał Casey po ramieniu. - Spi-
sałaś się bardzo dobrze.
Świadoma utkwionego w sobie zamyślonego wzroku Steve'a, powie-
działa szybko:
- Wszyscy dobrze się spisaliśmy.
Zauważyła, że Steve z ociąganiem wraca do wozu, po drodze zatrzymu-
jąc się na pogaduszki z kolegami. Czekała na niego cierpliwie, widząc,
że co chwila na nią spogląda.
Gdy oboje znaleźli się wreszcie w samochodzie, nie skręcił w stronę
wyjazdu na główną drogę. Zamiast tego podjechał na punkt widokowy,
ulubione miejsce par, z którego rozciągał się przepiękny widok na Bir-
mingham. O czwartej rano nie było tu nikogo.
- Po co tu stajemy? - spytała Liz, kiedy Steve ustawił samochód tak,
aby mieli u stóp dywan utkany z tysięcy mrugających świateł miasta.
Wyłączył silnik, usadowił się wygodnie i spojrzał na Liz, której twarz
była skąpana w bladej poświacie.
- Musimy porozmawiać - powiedział. - Od chwili gdy oświadczyłaś, że
wiesz, dlaczego pocałowałem cię wczorajszego wieczoru, nie mogę
myśleć o niczym innym. Chyba dlatego nie byłem czujny i dałem się
podejść temu handlarzowi.
Liz siedziała sztywno, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach i patrzyła
wprost przed siebie.
- Naprawdę sądzisz, że pocałowałem cię po to, żeby stworzyć pretekst
do zmiany partnerki? - zapytał.
- A jaki inny mógłby być powód? - z godnością unosząc głowę, odpo-
wiedziała pytaniem na pytanie.
Steve roześmiał się. Miękko i prowokacyjnie. Liz spojrzała na niego
ostrym, karcącym wzrokiem.
Szybko spoważniał. Wpił wzrok w partnerkę i zapytał szeptem:
- Chcesz wiedzieć, dlaczego? Pocałowałem cię, bo tego pragnąłem.
Podobnie jak... w tej chwili.
Wyciągnął ręce i wziął Liz w ramiona.
Przylgnęła do niego, mimo że rozsądek nakazywał odepchnąć Steve'a i
dać mu reprymendę. Głos serca mówił jednak zupełnie co innego. Na-
kazywał ulec.
Steve objął dłonią jej twarz, wargami zaczął podniecająco muskać roz-
chylone wargi.
Zajęczała cicho. Zarzuciła ręce na szyję Steve'a.
- Nigdy bym cię nie skrzywdził - wyszeptał. - Musisz mi wierzyć. Jak
sądzisz, dlaczego wpadłem we wściekłość, gdy tamten bandzior w
sklepie wziął cię jako zakładniczkę? Obawiałem się o ciebie. I boję bez
przerwy. Jesteś taka delikatna. I słodka...
Serce Liz biło jak szalone. Pragnęła poczuć wargi Steve' a na swoich
ustach. Już dłużej nie potrafiła się okłamywać. Zakochała się w tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]