[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjdzie czas i na pędzelek...
Isaura wraz ze swoją kuzynką odsłaniały pracowicie palenisko. Stało pośrodku
rozległej plamy, najwidoczniej w tym miejscu znajdowało się neolityczne domostwo...
Ciemniejsze ślady wskazywały miejsca, w których stały słupy. Paleniska były dwa; być może
kiedyś były tu dwa pomieszczenia rozdzielone ścianą? Przy ogniu poniewierały się zwierzęce
kości wdeptane byle jak w ziemię.
- Straszne niechluje były z tych naszych przodków - zauważył w zadumie Piotrek.
Patrzył widać na to samo co ja. - Ogryzli mięcho, a odpadki wdeptywali w podłogę...
- Takie czasy - wzruszyłem ramionami - nie mieli zsypów ani kubłów na śmieci.
Dziewczyny odkładały wygrzebane fragmenty do kuwety. Zajrzałem do niej ciekawie.
- Kości są świńskie - poinformowałem chłopaków - ale brakuje tych
odpowiedzialnych za schab, szynkę i polędwicę...
- Tak, tu mieszkali ci mniej ważni - kierownik swoim zwyczajem podkradł się do nas
od tyłu. - Kości łbów, kości racic, czasem żebra, te lepsze kąski zjadał kto inny. Znajdziemy
go, a w każdym razie poszukamy.
Sąsiedni wykop zaczepił tylko o kawałek domu, podłoga chaty pojawiła się na jego
skraju, jej większą część kryła ziemia.
Przeszedłem za hałdę, gdzie Krystyna i Ewa pracowały przy sicie. Przesiewały ziemię
wyciągniętą z wykopów wiadro po wiadrze. One też dostały plastykową miskę, ale niewiele
w niej było: kilka odłamków naczyń, kilka fragmentów kości, łuska karabinowa...
Policjanci przyjechali na dwóch motocyklach - lekkich pościgowych hondach. Było
ich dwóch, towarzyszył im technik. Dochodziła piętnasta. W towarzystwie kierownika
dokładnie obejrzeli resztki szkieletu tkwiące w dziurze.
- Kowalski - mruknął jeden z nich.
-Jak widzę, denat nie jest wam obcy? - zdziwiłem się.
-Jak się dowiedzieliśmy, że macie współczesny szkielet, zajrzeliśmy do
dokumentacji... Zaginął w 1976 roku. Drobny wiejski złodziejaszek, który widać postanowił
się dobrać do starożytnych skarbów... I siadł mu na głowę podkop - powiedział wyższy
policjant.
Technik delikatnie odsłonił resztę kości. Z całego ubioru zachowały się resztki butów.
W ziemi znalezliśmy także bardzo zardzewiały scyzoryk. Hreczkowski przyniósł sito i by
niczego nie zaniedbać, przesialiśmy ziemię wydobytą wcześniej z zawalonego podkopu. Nic
nie znalezliśmy. Policjanci zabrali kości oraz rolkę z filmem, który zrobiliśmy podczas
odsłaniania szkieletu. Pokręcili się przez chwilę podziwiając wykopy, a potem wsiedli na
motory i pojechali.
- Dobra - zatarłem ręce. - To zdejmujemy znowu plantem...
Kierownik pokazał mi zegarek. Szesnasta. Koniec pracy.
- Często znajduje się takie...? - zapytał Sebastian.
- Czasami - wyjaśnił. - Częściej zdarza się natrafić na niewypały. Kiedyś rozkopując
grodzisko znalezliśmy wbitą w ziemię półtoratonową bombę lotniczą...
Studenci leniwie podążali w stronę obozowiska. Powlokłem się i ja. Celowo jednak
zostałem z tyłu. Gdy wszyscy zniknęli, zawróciłem w stronę lasu. Wdrapałem się na szczyt
pagórka; to chyba był ten, który odwiedziłem w nocy. Wyciągnąłem z kieszeni telefon
komórkowy. Zasięg bardzo słaby, ale był. Uruchomiłem telefon i zadzwoniłem do szefa.
- I jak tam? - glos Pana Samochodzika był słaby, jakby dochodził z Księżyca.
- Miał pan rację, tu się dzieją dziwne rzeczy - powiedziałem, a potem zreferowałem,
co zaszło. Zastanawiał się długo. - Chyba do was wpadnę za kilka dni - obiecał.
Zadowolony powędrowałem do obozu. Trafiłem prosto na dziką awanturę.
Hreczkowski biegał jak nakręcony, wywrzaskując złorzeczenia i przekleństwa.
- Co się stało? - zapytałem Annę, która stojąc między drzewami obserwowała zajście.
-Znalazł koszyk muchomorów ukryty pod liśćmi łopianu - westchnęła. - Teraz
wydziera się, że ktoś tu chce go otruć...
- Koszyk muchomorów? - zdziwiłem się.
Właściciel koszyka oczywiście nie przyznał się. Hreczkowski oskarżył Nielsa, ale ten
miał akurat alibi. Podczas gdy rozmawiałem przez telefon, razem z Markiem zbierali jadalne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]