[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drgnął. Naparliśmy na niego z całej siły i wtedy on zaczął chować się w ścianie. Odsuwając
go odsłanialiśmy cembrowinę studni. Powiało chłodem wody. Zajrzałem do środka. w
kamień okazał się grubą zaledwie na dziesięć centymetrów kamienną płytą. Nie mogłem
dostrzec, co go z drugiej strony podtrzymywało, by nie wywrócił się, ale jakaś podpórkę
musiał mieć.
Do lustra wody było nie więcej niż metr.
- Mamy zródło i co dalej? - zapytałem sam siebie.
- Zapytam Pana Samochodzika - powiedział Rafał i pobiegł na górę.
Po kilku minutach usłyszałem kroki. To schodzili Rafał i pan Tomasz.
Pan Samochodzik obejrzał piwnicę, studnię.
- Zwięty Jodok uleczył niewidomą przemywając oczy wodą z miski, z której pił -
przypomniał sobie pan Tomasz. - My też musimy przemyć oczy, ale nie mamy miski. Może
po prostu trzeba zanurzyć twarz... Trzymajcie mnie mocno.
Pan Tomasz położył się na ziemi i z latarką w dłoni wpełzł prawie do pasa do studni.
- Jest! - krzyknął i rzucił się do przodu.
Po chwili zaczęliśmy go wciągać do siebie. Pan Samochodzik wynurzył się z otworu z
mokrą twarzą.
- Element świętości tkwił w zbiorniku - powiedział pokazując nam złoty,
czterdziestocentymetrowej wysokości, bogato rzezbiony, krzyż relikwiarzowy wysadzany
szafirami i rubinami. Tam gdzie krzyżowały się ramiona, była srebrna płytka, którą szef
delikatnie podważył ostrzem noża.
- To jest właśnie to, czego szukaliśmy - rzekł odsłaniając kawałek pociemniałego ze
starości drewna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]