[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Słyszałem, że teraz są takie urządzenia, w których wsuwa się w ziemię cienkie czujniki na
głębokość do dwóch metrów. One wyłapują wszystkie metale w promieniu kilkudziesięciu
metrów. Ten twój Batura mógłby mieć coś takiego?
Ponuro pokiwałem głową.
- To zobaczmy, czy gdzieś kopał - zaproponował dziennikarz.
Rozeszliśmy się na wszystkie strony. Poszedłem w kierunku przesmyku, przeszedłem
nad wąską strugą łączącą dwa jeziorka i zamarłem. Przed sobą ujrzałem grupę wiekowych
dębów. Z niepokojem obiegłem je dookoła. Nigdzie nie widziałem nawet śladu dziury.
- Chodzcie tu! - zawołałem resztę kompanii.
Przybiegli natychmiast. Stanęli i patrzyli zdumieni.
- Pasuje do planu Brecskova - mruknął Olbrzym.
- Przyniosę wykrywacz metali - rzuciłem biegnąc do Rosynanta.
Po pięciu minutach byłem z powrotem. Założyłem słuchawki i zacząłem obchodzić
teren.
Całe towarzystwo rozłożyło się na trawie i spokojnie przyglądało się poszukiwaniom.
Moje łażenie po półgodzinie straciło sens. Zrezygnowany zdjąłem słuchawki. W tym
czasie zza zakrętu wyjechał jakiś mężczyzna na rowerze. Miał na sobie marynarkę, czapkę z
daszkiem i spodnie ze spiętymi nogawkami, żeby nie wkręciły się w łańcuch. Miał ogorzała,
pomarszczoną twarz i około sześćdziesięciu lat. Zatrzymał się przy nas i patrzył z uśmiechem.
- Państwo są już drudzy dzisiaj, których nabrał ten pułkownik - odezwał się.
Patrzyliśmy na niego zdziwieni.
- Może pan podać więcej szczegółów? - poprosił Olbrzym.
- O, to już kupa czasu minęła, jak tu znalezli skrzynkę - zaczął opowiadać.
- A kiedy konkretnie? - dopytywała się Zosia. - Może w przybliżeniu.
- Gdzieś między rokiem 1984 a 1987 - odrzekł starszy pan. - Pewien oficer z
Bydgoszczy będąc na szkoleniu w Moskwie spotkał tam byłego oficera carskiego, który dał
mu mapy z miejscem ukrycia skrzyni. Polski oficer po powrocie do kraju łaził po okolicach
cmentarza żołnierzy rosyjskich tu niedaleko, w Waplewie. Szukali też inni, którym tę mapę
sprzedał. Okopywali prawie wszystkie dęby w okolicy. Pewnego dnia przy stuletnim dębie
rosnącym tu przy dróżce ksiądz odkrył porzuconą drewnianą skrzynkę o wymiarach 40 na 40
na 80 centymetrów. Miała zaczepy umożliwiające mocowanie jej do siodła. Była pusta, a
wokół drzewa widniały trzy ogromne dziury.
- A ten pułkownik jeszcze tu przyjeżdżał? - zapytałem.
- Pewnie. Mieszkał u takiego jednego w Pawłowie. Jak wypił, to wszystkim opowiadał
o wielkim skarbie. Ten, u którego mieszkał, Janek go wołali, pewnego dnia pokłócił się z tym
oficerem. Wszyscy sąsiedzi słyszeli. Potem pułkownik wsiadł do swojego auta i pojechał w
stronę Warszawy. Rozbił się o drzewo w lesie przed Frąknowem. Jedni mówili, że był pijany,
inni, że coś z hamulcami w samochodzie było nie tak. Milicja to nawet tego Janka w
kajdankach zabrała.
- I co, i co? - Zosia była zniecierpliwiona.
- Janek jednak wrócił do domu, sprzedał chałupę i zniknął. Podobno wyjechał na
Zląsk.
- No to wszystko jasne - mruknął Olbrzym.
Mężczyzna pożegnał się i wciąż uśmiechając się wsiadł na rower i odjechał.
- Co robimy? - zapytała Zosia.
Spojrzałem na zegarek. Było już pózne popołudnie.
- Proponuję zjeść kanapki i odwiedzić jeszcze jakieś miejsce - odezwałem się.
Rambo pobiegł po kanapki, które zjedliśmy grzejąc się w promieniach majowego
słońca.
- Dokąd jedziemy? - zadał pytanie Rambo rozkładając mapę. - Może do Nadrowa?
Tam Samsonow był świadkiem klęski swoich wojsk i podjął decyzję o odwrocie.
- Możemy - powiedział Olbrzym sprawiając wrażenie lekko znudzonego.
- A może skoczymy do Eichenbergu? - nagle zapytała Zosia spoglądając na mapę
leżącą na kolanach Rambo.
Zamarłem. Widziałem, że Olbrzym też spojrzał na dziewczynę z niepokojem w
oczach. Rambo był zdumiony.
- Co ty powiedziałaś? Powtórz! - prosiłem.
- Eichenberg - Zosia spokojnie tłumaczyła. - Taką nazwę widzę na zachód od wsi
Bujaki. O ile znam niemiecki, znaczy to Dębowa Góra.
Popatrzyliśmy. Rzeczywiście na niemieckiej mapie była taka nazwa.
- Wiecie, proponuję wrócić do mnie i uważnie przestudiować mapy i przewodniki po
naszym regionie - odezwał się Olbrzym. - Teraz jest już za pózno na uważne obejrzenie
dwóch wzgórz. Dziś zaplanujemy dokładnie trasę wycieczki i na mapach prześledzimy drogę
ucieczki Samsonowa.
Sugestia Olbrzyma wydawała się rozsądna, więc zapakowaliśmy się do Rosynanta i
wróciliśmy do samotni dziennikarza.
Olbrzym wyniósł na taras z widokiem na jezioro stolik i plastykowe krzesła. Zosia
zrobiła ogromne kubki z kawą i usiedliśmy nad naszymi mapami.
- No to dawaj te swoje przewodniki - powiedział Rambo do Olbrzyma.
Dziennikarz poszedł do swojej domowej biblioteczki i wrócił z naręczem książek.
- A gdzie masz ten przewodnik Mieczysława Orłowicza? - zapytał Rambo. - Ten
reprint.
- Poczytam go - sucho stwierdził Olbrzym.
- A nie mogę ja? - spytała Zosia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]