[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dosłownie. Podczepił się do mojego rdzenia pamięci, co mnie trochę wzburzyło.
Coś podobnego! Co za brak wychowania!
Dash wiedział, o czym mówi robot, bo był świadkiem tej sceny.
- Pamiętam. Zdziwiłem się nawet wtedy, bo nie obsztorcowałeś go za to, że ci się
odgryzł, nazywając cię blaszakiem.
- Zauważyłeś to, co? Ta-ak. Podczas grzebania w moim mózgu opowiedział mi kawał,
niezbyt śmieszny, zresztą chyba wcale nie miał taki być, ale... cóż, to moja
działka! Tak czy inaczej, od tej chwili zacząłem być podejrzliwy i podczas
patrolu miałem go na oku. Byłem pewien, że coś jest nie tak, kiedy wpuścił
zabójcę na kładkę ochrony. - Skupił fotoreceptory na Rendarze. - Szczerze
powiedziawszy, byłem zaskoczony, że nie zrobiłeś z niego wtedy sterty złomu.
Dash poczuł się skołowany.
- Myślałem po prostu, że próbuje...
- Co takiego, zastrzelić tego gościa? Nie mógł go zastrzelić. Po pierwsze: nie
był uzbrojony. Po drugie: nie ma odpowiedniego oprogramowania. Dawał po prostu
zabójcy dostęp do jego celu.
Rendar przypomniał sobie całą scenę: jak wołał do droida, że Edge jest na
platformie nad nim, jak potem Oto dziękuje mu uprzejmie i odwraca się, żeby
otworzyć furtkę... I jego nagłą niechęć do działania. Dash założył wtedy, że
droid był po prostu zdezorientowany...
- Rany, chwila... poczekaj. - Odetchnął głęboko. - Chcesz powiedzieć, że właśnie
Oto jest sabotażystą?
Mel pokręcił stanowczo głową.
- To niemożliwe. Ktokolwiek za tym wszystkim stoi, narażał Javul, i wszystkich
innych, na niebezpieczeństwo. I to kilkakrotnie. Sam powiedziałeś, że Leebo nie
ma oprogramowania pozwalającego działać przeciwko istotom żywym.
- Nie bezpośrednio - sprostował Leebo.
Strona 117
MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt
- Masz rację - wymamrotał Dash, przywołując w myśli serię incydentów: deszcz
czarnych lilii, doprowadzenie do fałszywego alarmu, popsucie włazu w podłodze na
Ródii, uszkodzenie grawitacji w ładowni Sokoła"... - %7ładne z tych działań nie
wywoływało bezpośrednio zagrożenia ludzkiego życia. Nie nacisnął spustu,
dostarczał tylko amunicję.
- Dokładnie - zgodził się Leebo. - Albo inaczej: otworzył drzwi.
Mel wstał i podszedł do Otogi-222.
- W porządku - skwitował. - Przypuśćmy, że rzeczywiście to wszystko jego
sprawka. Ale co z pozornie wykluczającymi się celami działań? Z jednej strony
chęć zniechęcenia i zastraszenia, z drugiej zaś próba wyrządzenia krzywdy?
- Nie mam pojęcia - przyznał Leebo. - Dlaczego nie spytamy o to jego samego?
Mel z ponurą miną sprawdził ogranicznik, sięgnął do włącznika. .. ale w pół
ruchu zatrzymał się i sprawdził ogranicznik jeszcze raz. Dopiero wtedy aktywował
robota.
Duże, półkoliste fotoreceptory zajaśniały. Zachowanie robota przypominało
Dashowi kogoś obudzonego z drzemki. Oto zaszumiał serwomotorami, zaszczękał
palcami i rozejrzał się nieprzytomnie dookoła.
- Czy mogę w czymś pomóc? - spytał uprzejmie.
- Owszem, możesz - odparł Mel. - Możesz nas oświecić, dla kogo pracujesz.
- Pracuję dla pana, frachtmistrzu Melikanie. I, oczywiście, dla Javul Charn.
- Nie to mam na myśli. Pytam, kto cię zaprogramował, żebyś sabotował trasę Javul
Charn.
- Czy mógłby pan wyrażać się bardziej dokładnie? Który sabotaż ma pan na myśli?
Mel wybałuszył oczy; wpatrywał się w robota przez dobrą chwilę w milczeniu, a
wreszcie obejrzał się z niedowierzaniem na Dasha.
Rendar skinął głową. Nagle wszystkie kawałki układanki wskoczyły na swoje
miejsca. No, przynajmniej większość. A w każdym razie na pewno spora część.
- Oto, jeśli dobrze rozumiem, zostałeś zaprogramowany przez różne osoby, mające
rozmaite plany - zagadnął ostrożnie.
- Tak jest, proszę pana. To prawda.
- No dobrze. Kto w takim razie odpowiada za co? Zacznij może od tego, kto chciał
przestraszyć Javul, aby zachowała się w określony sposób.
- To Vigo Hityamun Kris życzył sobie, żeby panienka Charn zaprzestała działań,
które, jak początkowo sądził, miały na celu usunięcie ze stanowiska księcia
Xizora. Uważał, że naraża się w ten sposób. Chciał także, żeby wróciła do jego
sfery wpływów. Polecono mi przeprowadzić sabotaż, który albo poskutkuje
wywołaniem w niej lęku, albo uniemożliwi jej planowe kontynuowanie trasy.
- Na przykład przez popsucie sztucznej grawitacji w ładowni? - domyślił się
Dash.
- Tak jest, proszę pana. To bardzo dobry przykład.
- Ale ktoś jeszcze planował ją powstrzymać. I to... hm, ostatecznie.
- Znowu ma pan rację, proszę pana. Imperialny agent zaprogramował mnie, abym
szpiegował panienkę Charn i gromadził dowody potwierdzające, że jest ona
informatorem Sojuszu Rebeliantów. Ponieważ takie dowody rzeczywiście się
pojawiły, zostałem zobowiązany do jej powstrzymania, a jeśli to możliwe, do
schwytania jej w sytuacji, w której takie działanie spowoduje możliwie jak
największe szkody dla Rebelii.
Mel wyraznie zbladł.
- Jak na przykład podczas dostarczenia paczki...
- Ten moment wydawałby się idealny.
Dash uniósł brwi i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Ktoś się niezle napracował, obchodząc twoje protokoły bezpieczeństwa. Jak im
się...
- Nie skończyłem jeszcze, szefie ochrony Rendar - wszedł mu w słowo Oto. - Jest
jeszcze jedna strona.
- Co takiego? Kto?
- Książę Xizor. On także życzył sobie, żeby powstrzymać panienkę Charn. To
właśnie księciu Xizorowi zależy na doprowadzeniu do jej śmierci.
Dashowi opadła szczęka.
- To żart?
- Nie, proszę pana. Nie jestem zaprogramowany do opowiadania kawałów.
- Czy ja dobrze słyszę? - mruknął Leebo.
- Nie jestem zaprogramowany do opowiadania kawałów - powtórzył posłusznie Oto.
Dash podniósł w górę obie ręce, żeby powstrzymać Leeba przed kontynuowaniem
dyskusji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]