[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zapytacie dlaczego właśnie ja zostałem wybrany na nowego dowódcę?
Sprawa jest prosta mam podwójną mentalność i nie jestem przywiązany do
ogromnych osiągnięć cywilizacji, która mnie przyjęła. Z tego powodu będę zdolny do
wydania rozkazu jej zniszczenia. %7ładen z nich nie zdobyłby się na to, bo składali przy-
sięgę skazanemu na zagładę społeczeństwu, że będę chronić jego dorobku. Ja mogę to
zrobić, bo jestem byłym barbarzyńcą...
Rezygnując z dorobku nauki nie rezygnujemy bynajmniej ze sztoki. Te jej dzieła,
które nie zawdzięczają swojego istnienia rozwiniętej technice, pozostaną po wsze czasy,
pieczołowicie ochraniane. Będą one cieszyć i inspirować następne pokolenia, bowiem
sztuka jest nieśmiertelna. Przeszkadzać nie będą, bo można odkryć wszystkie prawa
przyrody, ale niepodobieństwem jest stworzyć wszystkie dzieła sztuki jest ona nie-
skończoną. Wkrótce odlecimy, aby wnet zacząć od nowa, gdzieś w Galaktyce...
Może kiedyś nasi następcy spotkają się ze sobą na gwiezdnych szlakach?
Profesor umilkł na chwilę, jakby chciał odsunąć moment ostatecznego pożegnania,
albo jakby ważył słowa przed podjęciem ważnej decyzji.
Moi drodzy. Korzystając z waszego pośrednictwa chciałbym przekazać parę słów
mojemu synowi profesor znowu przerwał, ale tylko na krótką chwilę. Miko, czy
pamiętasz jak byłeś małym chłopcem i bardzo chciałeś zamieszkać na szczycie Fudżi?
Mówię ci to, abyś nie miał wątpliwości, że to ja, bo przecież tylko my dwaj znaliśmy
twoją tajemnicę. Wiesz, Miko, nie mogę wrócić na Ziemię. Odchodzę z istotami, którym
63
jeszcze mogę się przydać. Przesyłam ci przez Kima ciekawe okazy wymarłej fauny, nie-
chaj wzbogacą twój zbiór. Prochy moje złóż koło prochów twojej matki, którą tak bar-
dzo kochałem... %7łegnaj Miko.
Any płakała, dyskretnie wycierając oczy chusteczką, Cleve nisko zwiesił głowę i pa-
trzył w podłogę.
%7łegnajcie kochani. Stanowiliśmy bardzo zgraną załogę. Będę was zawsze miło
wspominał, gdziekolwiek się znajdę. Dziękuję za wszystko.
Zakurzony robot dołączył do swojego nieruchomego towarzysza i obaj ruszyli
w stronę korytarza.
%7łegnaj profesorze! zawołał Cleve do mikrofonu.
Robot odwrócił się i zawisnął na moment w drzwiach, ale tylko na moment i zaraz
zniknął w korytarzu.
Po kilku minutach zobaczyli ich wsiadających do swojego pojazdu i znikających
w jego wnętrzu.
Dowódca podszedł do pulpitu i polecił Logokomowi:
Zamknij właz, sprawdz szczelność śluz.
Tak...
Wykonywane czynności znajdowały swoje natychmiastowe odbicie na świetlnym
schemacie rakiety; wszystko przebiegało normalnie.
Kiedy Logokom zameldował o wykonaniu polecenia, Cleve odetchnął z głęboką
ulgą, jakby ta prosta, wielokrotnie powtarzana czynność nosiła w sobie niebezpieczeń-
stwo jakiejś awarii. Z ulgą, bo wraz z zamknięciem włazu zakończyła się ta nieprawdo-
podobna przygoda, a nikt z załogi nie poniósł najmniejszego szwanku. Całość materia-
łów dotyczących spotkania, wszystkie zapisy dzwiękowe i optyczne, wszystkie bezcenne
dokumenty znajdowały się w kasetach.
Brakowało tylko tej jednej rozmowy Sylwii z szefem . Były za to setki zbliżeń
dzieł sztuki z niesamowitego muzeum oraz koronny dokument naszyjnik.
Co to będzie za sensacja na Ziemi, kiedy wrócą i ogłoszą swoje rewelacje!
Mały dysk dotarł do swojego statku i zniknął w środku, ale właz jeszcze był
otwarty i widać było koło niego krzątające się automaty. Wreszcie wszystko uspoko-
iło się, a w przestrzeni pomiędzy obu statkami zapłonął ogromny, czerwony napis
Wysokiej Próżni!
Kiedy szkarłatne litery rozpłynęły się w mroku MacDonald skoczył do pulpitu
i nadał Morsem Dziękujemy!
Pokrywa włazu zaczęła powoli opuszczać się po prowadnicach. Po chwili schowały
się również cztery słupy i olbrzymi statek zaczął z początku pomału, a potem coraz
szybciej oddalać się od nich i zmieniać kurs. W końcu wrócił na trajektorię będącą
kontynuacją tej sprzed spotkania. Widać go było na ekranie z lewej strony, z przodu, jak
64
staje się coraz mniejszy i mniejszy, aż zniknął zupełnie, pochłonięty wieczną nocą.
No, moi drodzy odezwał się Cleve czas się sposobić do snu. Przygotowania
zgodnie z instrukcją postępowania przedhibernacyjnego. Czy są jakieś pytania lub ży-
czenia? dodał.
Tak, ja mam prośbę odezwał się Ogilwu ze śmiechem.
%7łebyście nas znowu obudzili, jeśli zdarzą się podobne odwiedziny.
Możesz spać spokojnie, Jacob uśmiechnął się Cleve.
To było zdarzenie z gatunku nieprawdopodobnych i jako takie z pewnością nie
powtórzy się w ciągu najbliższych stu milionów lat.
Następnym obiektem, jaki zobaczysz z bliska, będzie Saturn ze swoimi pierście-
niami. Spiesz się do łóżka, abyś był wyspany na jego przywitanie, astronomie dorzu-
cił Brox.
Dzwięk alarmowego dzwonka sparaliżował ich na moment. Równocześnie gwał-
towne przyspieszenie rzuciło ich pod ścianę. Cleve kątem oka dostrzegł na kursowym
ekranie jakąś gwałtownie rosnącą tarczę, a wokół niej poświatę roju mikrometeorytów.
Mirax całą mocą swych fotonowych silników, uruchomionych w ułamku sekundy
przez Logokom, usiłował ominąć rozległy rój, ale dowódca czuł, że to jest niemożliwe,
i na dodatek ta tarcza w środku...
Na moment przestał widzieć, a gdy znów odzyskał wzrok, zobaczył jak przelatują
przez rój olbrzymim tunelem wybitym przez tarczę. Wokół płonęły miliony cząstek
unicestwionych w polu siłowym wyprzedzającego ich statku, który nie tak dawno po-
żegnali.
Silniki już nie pracowały i dzwonki alarmowe ucichły jak nożem uciął. Rój był już
parę milionów kilometrów za nimi.
Olbrzymia elipsoida zeszła z ich kursu i zaczęła się oddalać, aż zniknęła w chaosie
gwiazd.
Dopiero wtedy zaczęli podnosić się z podłogi.
Parę osób śmiało się histerycznie...
Logokom do dowódcy. Zszedłem z kursu usiłując ominąć rój. Proszę o zezwole-
nie powrotu.
Cleve długo się namyślał, zanim dał odpowiedz.
Zaczekaj na polecenie.
Tak.
Spokój maszyny i odpowiedz dowódcy wprowadziły poczucie bezpieczeństwa do
świadomości zaszokowanych ludzi.
Tu nigdy nie było żadnych rojów wykrztusił astronom. Nic z tego nie rozu-
miem...
Jakim cudem oni zdołali wrócić i zasłonić nas? zapytał ktoś nie oczekując od-
powiedzi.
65
Mary uwijała się pomiędzy ludzmi, pytając każdego po kolei o samopoczucie i ewen-
tualne obrażenia. Na szczęście nikomu nic się nie stało, jeśli nie liczyć guza na czole
łącznościowca. Starodawnym zwyczajem przyłożył sobie do czoła kawałek lodu z chło-
dziarki i nie pozwolił się tknąć, twierdząc że jego babcia mawiała, iż nie masz lepszego
lekarstwa na guza nad coś zimnego .
Kiedy już wszyscy nieco ochłonęli po przeżytych emocjach, dowódca wrócił do
przerwanej odprawy...
No więc, na czym to myśmy stanęli?
Na Saturnie odpowiedział Brox.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]