[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nas, czego dokonaliśmy, a do tego czasu chciałam bezpiecznie wrócić do domu.
Mylący wpływ radia i telewizji, chociaż w pewnym sensie przedstawiały one zarysy
codziennego życia, przygotowały nas na kontakt z bardzo obcym nam
społeczeństwem.
- Dobra, towarzysze! - wrzasnęłam. - Przestańcie się śmiać z programów porno i
wracajcie na stanowiska. Mamy robotę.
Kiedy wszyscy odpłynęli - albo, jak Malley, zostali zawleczeni - ku leżankom,
poluzowałam pasy i ustawiłam się tak, żeby widzieć i być widzianą.
- Ustaliliśmy, przynajmniej z grubsza, że Nowy Mars nie znajesz-cze Osobliwości.
Jeśli jest inaczej, ktoś dopilnował, żeby sprawiać mylące wrażenie. Nie możemy
tego wykluczyć. Najprościej jest to sprawdzić, wysyłając parę małych,
dyskretnych sond. Zobaczymy, jak to wygląda z bliska. Ale przedtem damy im znać,
że tujesteśmy. O ile nam wiadomo, jeszcze nas nie zauważyli, ale z pewnością
zauważą, kiedy tylko wejdziemy na orbitę. Wszyscy już to ćwiczyliśmy, ale
pozwólcie, że jeszcze powtórzę. Nie mają obrony kosmicznej w sensie
-159-
militarnym, alemajądziała laserowe, atakże uzbrojoną flotę po wietrzną. Używają
ich, kiedy dostrzegają zbliżające się fragmenty komety, które wyglądają, jakby
miały spaść tam, gdzie nie powinny, albo zbyt mocno uderzyć. Nie mają dość
silnych laserów, żeby nam zagrozić, tylko małe działka laserowe obsługiwane
przez roboty, takie jak to, w którym pojawił się Wilde, ale są w stanie narobić
nam poważnych szkód, a nawet myśłiwieebombardująey może nie oprzeć się
takiemu
ostrzałowi. Nawiasem mówiąc, zdradzają czarującą lekkomyślność przy używaniu
broni jądrowej. A zatem zróbmy to po bożemu. Po pierwsze proponuję, żeby Yeng i
Suze ułożyły i wysłały sympatyczne powitanie. Jaime i Andrea skierująnas na kurs
ku orbicie planety. Geo-stacjonarny, albo dokładniej - uśmiechnęłam się,
świadoma własnej pedanterii - neoareostacjonarny nad Miastem Statków.
- Niezupełnie nad nim - poprawił mnie Tony. - To zbyt onieśmielające.
- Dobrze, niech będzie. Zanim zaczniemy wysyłać pozdrowienie, niech Borys
przygotuje jakiś tuzin sond - tych małych, które w ostatecznym stadium unoszą
się w powietrzu jak liść - i niech wyśle je tuż po wejściu na orbitę. Na razie
od chwili wysłania przekazu siądz przy działach i nie odchodz, zanim nie
będziemy pewni, że jesteśmy mile widziani; ty i Jaime zajmiecie się
myśliwcembombar-dującym. Yeng, będziesz odbierać odpowiedzi na nasze
wezwanie w
kanałach kontrolnych ruchu powietrznego czy co tam oni mają, a Suze zajmie się
stacjami nadawczymi. Z pewnością wkrótce staniemy się tematem numer jeden. I na
koniec... według ostatnich wiadomości, na tej planecie nie ma państw. To dobrze,
bez wątpienia, ale za to mają mnóstwo konkurujących ze sobą organizacji
obronnych. Nie wyglądają jak Dywizja ani nawet Unia; naszym problemem nie są
uzbrojeni po zęby żołnierze, ponieważ nie będziemy zdradzać złych zamiarów. Ci
ludzie mogą nie być tak agresywni, jak sugerująich programy telewizyjne, ale są
trochę... hm, drażliwi i nieprzewidywalni. - Spojrzałam pytająco na Malleya.
- Sądzę, że wyraziłaś się oględnie - przyznał.
- Dobrze. Do roboty. Po bożemu. Tak, jak każą w podręczniku.
Odpowiedz nadeszła bardzo szybko. Pierwszy historyczny kontakt pomiędzy
Układem
Słonecznym oraz pierwszą i j edyną zamieszkaną przez ludzi kolonią poza nim
brzmiał j ak następuj e:
-160-
- Tu statek pasażerski Unii Solarnej, Terrible Beauty" z Calli-sto via Mila
Malleya. Wzywamy kontrolę lotów Miasta Statków. Prosimy o pozwolenie wejścia
na
orbitę...
- Spieprzaj no z tego kanału, mały! Ostrzegam cię, możesz narazić na
niebezpieczeństwo ruch powietrzny, a my cię już namierzamy. Siedzisz po uszy w
gównie, ty mały popaprańcu. Dobra, mamy cię, i...
Długa chwila ciszy.
- Oho, Jones, mamy tu jakąś mistyfikację. Powtarzam, mistyfikację. %7łółty Alarm.
Przechodzę na szyfr binarny, powtarzam, szyfr binarny od tej chwili,
krzkrzkrzkrz...
- Spróbuj na innym kanale - poradziła Suze. - Może ich konkurenci są bardziej
otwarci.
Yeng przetestowała kolejno ATC sp. z o.o, Linie Lotnicze Rei-da, Wieżę Kontrolną
Lowell Field, Braci Barsoom, Przyjazną Kontrolę Lotów Xaviera...
- Kiedy wspominałaś o książce, mogłaś od razu powiedzieć, że chodzi ci o książkę
telefoniczną - pożalił się Malley.
Musiałam się roześmiać (tak, mieliśmy książki telefoniczne, nawet w naszej nie
znającej pieniędzy wspólnocie); wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, ile rozmów
telefonicznych musi się w tej chwili odbywać na planecie, zwłaszcza z firmami
sprzedającymi zabezpieczenie przed zbliżającymi się kosmicznymi śmieciami.
Wiedzieliśmy także, że ludzie z Nowego Marsa mogą się niepokoić wszystkim, co
wychodzi z korytarza. Pięć lat temu kopia Jonathana Wilde'a zniknęła w Mili
Malleya, gnana rozpaczliwym niepokojem, iż szybki lud zdołał opanować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]