[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jeszcze kawał drogi. Najwyżej trzecia. Twarze ludzkie są niespokojne i pytające. Stajemy w
piątkach, równamy, dociągamy torby i pasy.
Pisarz liczy nas nieustannie.
Od strony dworu idą esmani i te nasze posty. Obstawiają nas wokoło. Stoimy. Na
końcu komanda nosze z dwoma trupami.
Na drodze uczynił się większy ruch niż zwykle. Ludzie z Harmenz chodzą tu i tam,
zaniepokojeni naszym wczesnym odejściem. Ale dla starych lagrowców rzecz jest jasna: w
lagrze będzie naprawdę wybiórka.
Parę razy mignęła jasna chusteczka pani Haneczki.
Kobieta zwraca ku nam pytające oczy. Stawia koszyk na ziemi i opiera się o stodołę,
patrzy. IdÄ™ za jej wzrokiem. Patrzy niespokojnie na Iwana.
Zaraz za esmanami nadszedÅ‚ kapo i cherlak kommandoführer.
- Rozstąpić się i podnieść ręce do góry - rzekł kapo. Wtedy wszyscy zrozumieli:
rewizja. Rozpinamy kurtki, otwieramy torby. Esman jest wprawny i szybki. Przejeżdża
rękoma po ciele, sięga do torby. Obok reszty chleba, paru cebul i jakiejś zestarzałej słoniny -
jabłka, niewątpliwie z sadu.
- Skąd to masz? Podnoszę głowę: mój post.
- Z paczki, panie post.
Przez chwilÄ™ patrzy mi ironicznie w oczy.
- Te same jabłka jadłem dzisiaj po obiedzie.
Wypaproszają z kieszeni kawały słoneczników, kaczany kukurydzy, ziele, szczaw,
jabłka, raz po raz podrywa się krótki ludzki wrzask: biją.
Nagle unterscharführer wszedÅ‚ w sam Å›rodek szeregu i wyciÄ…gnÄ…Å‚ na bok starego
Greka z dużą, wypchaną torbą.
- Otwórz - rzekł krótko.
TrzÄ™sÄ…cymi siÄ™ rÄ™koma Grek otworzyÅ‚ torbÄ™. Unterscharführer zajrzaÅ‚ do Å›rodka i
zawołał kapa.
- Patrz, kapo, nasza gęś.
06
I wyciągnął z torby gęś o olbrzymich, rozłożystych skrzydłach.
Pipel, który też podbiegł do worka, krzyknął triumfująco do kapy:
- Jest, jest, a nie mówiłem! Kapo zamachnął się kijem.
- Nie bij - rzekł, wstrzymując mu rękę, esman. Wyciągnął z pochwy rewolwer i
zwrócił się wprost do Greka, wymownie gestykulując bronią:
- Skąd to masz? Jak nie odpowiesz, to cię zastrzelę. - Grek milczał. Esman podniósł
pistolet. Spojrzałem na Iwana. Był zupełnie blady. Spojrzenia nasze spotkały się. Zacisnął
usta i wystąpił z szeregu. Podszedł do esmana, zdjął czapkę i rzekł:
- To ja mu dałem.
Wszystkie spojrzenia zawisÅ‚y na Iwanie. Unterscharführer wolno podniósÅ‚ pejcz i ciÄ…Å‚
go po twarzy raz, drugi, trzeci. Potem zaczął bić po głowie. Pejcz świszczał, twarz więznia
pokryła się krwawymi pręgami, ale Iwan nie padał. Stał z czapką w ręce, wyprostowany, z
rękoma wzdłuż bioder. Nie uchylał głowy, chwiał się tylko całym ciałem.
Unterscharführer opuÅ›ciÅ‚ rÄ™kÄ™.
- Zapisać numer i złożyć meldunek. Komando - odmarsz! Odchodzimy równym,
wojskowym krokiem. Zostaje za nami kupa słoneczników, kępy ziela, szmaty i torby,
pogniecione jabłka, a za tym wszystkim leży wielka gęś o czerwonym łbie i rozłożystych
białych skrzydłach. Na końcu komanda idzie Iwan, nie podtrzymywany przez nikogo. Za nim
na noszach niosą dwa trupy przykryte gałęziami.
Gdy przechodziliśmy koło pani Haneczki, zwróciłem głowę w jej stronę. Stała blada i
wyprostowana, z rękoma przyciśniętymi do piersi. Wargi jej drżały nerwowo. Podniosła
wzrok i spojrzała na mnie. Wtedy zobaczyłem, że jej duże czarne oczy pełne były łez.
Po apelu wpędzili nas na blok. Leżymy na pryczy, wyglądamy przez szpary i czekamy
na koniec wybiórki.
- Czuję się, jakbym zawinił w tej całej wybierce. Ten dziwny fatalizm słów. W tym
przeklętym Oświęcimiu nawet złe słowo ma moc stawania się.
- Nie przejmuj się - odrzekł Kazik - daj lepiej coś do tego pasztetu.
- Pomidorów nie masz?
- Nie co dzień świętego Jana. Odsunąłem przygotowane kanapki.
- Nie mogę jeść.
Na dworze kończą wybiórkę. Lekarz-esman, zabrawszy liczbę i numery zapisanych,
odchodzi do następnego bloku. Kazik zabiera się do odejścia.
- Idę kupić papierosów. Ale wiesz, Tadek, jesteś frajer, bo jakby mi kto kaszę wyjadł,
tobym go zbił na marmoladę.
07
W tej chwili na krawędzi buksy wylazła z dołu jakaś siwa, ogromna czaszka i
spojrzały na nas zażenowane, mrugające oczy. Potem ukazała się twarz Bekera, zmięta i
jeszcze bardziej postarzała.
- Tadek, ja mam do ciebie prośbę.
- Gadaj - rzekłem, przechylając się ku niemu.
- Tadek, idÄ™ do komina.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]