[ Pobierz całość w formacie PDF ]
burżuje, Chłeptać wraz z piwem ciepłą krew artysty, Rzygnąć w głąb serca, co cierpi
i czuje, Za grosz sprzedając wam swój miąższ soczysty Marzeń swych tkankę targając
na strzępy Po to, ażeby śmiech wasz zbudzić tępy.
Witaj, motłochu! Siądzmy więc pospołu; Niech ducha ziści się krwawa gehenna; Lecz
wiedz, że każdy okruch tego stołu To jako perła przeczysta, bezcenna, Którą my, w
męki ofiarnej godzinie, Wbrew słowom Pisma rzucamy przed świnie.
Trzeba przyznać, że wrażenie tej lub tym podobnej apostrofy bywało zwykle jak najlepsze.
Conférencier , nagrodzony hucznym oklaskiem, rzuciwszy jeszcze raz okiem, czy obsÅ‚uga
motłochu idzie należytym tempem, opuszczał estradę, aby za chwilę na nią powrócić
i zapowiedzieć pierwszy numer programu. Owym pierwszym numerem jest z zasady śpiewana
inwokacja do wesołości i szału. Zarazem jednak logika wymaga, aby wszystkie atrakcje
i clou pojawiały się dopiero w dalszej części spektaklu; pierwsze numery, rzucane
na stracenie w napełniającą się stopniowo salę, powierza się zazwyczaj siłom początkującym
i najsłabiej ukwalifikowanym. Dlatego też na początek pojawia się nieodmiennie młodzieniaszek
o niepewnym spojrzeniu, wybladły z tremy, wybiera starannie miejsce w pobliżu budki
suflera, w które wrasta nieruchomo, i drżącym a wątłym barytonowym głosikiem rozpoczyna
swojÄ… inwokacjÄ™, w tym wypadku z tekstem oryginalnie napisanym pod ulubionÄ… melodiÄ™
Ach, ta trojka. . . Przez cały czas tej hulaszczej pieśni największą jego troskę
stanowi kwestia, co począć z własnymi rękami, których ilość wydaje mu się w tej chwili
stanowczo za obfita. Tekst pieśni może brzmieć mniej więcej tak:
Niech wesoło pieśń brzmi wkoło, Niechaj dzwięczy śmiech i gwar, Tyle życia, co użycia,
Niech rozkoszy kipi żar.
Niech rozgłośnie a radośnie Smutki płoszy jurny żart, Przy tym znaku stań, Polaku,
Dobry humor tynfa wart.
Niech się w pieśni ucieleśni Namiętności wrząca chuć, Dziewko hoża, wola Boża, Więc
tu do nas, do nas pódz.
Więc wesoło, rozchmurz czoło, Ciesz się, ludu, śmiej i baw,
220 Upojenie, zapomnienie
Niesiem marnych ziemskich spraw. Po tym numerze publiczność, mimo iż najżyczliwiej
usposobiona przez energiczną wstępną apostrofę, zachowała grobowe milczenie. Parę
zdawkowych oklasków to i wszystko; szału i upojenia ani śladu. %7łałosny debiutant,
złożywszy studencki ukłon, znikł za kulisami, natomiast w jego miejsce zjawia się
conférencier z objawami widocznego zdenerwowania na twarzy i odzywa siÄ™ grzmiÄ…cym
głosem: Widzę, że nasza skromna zabawa artystów nie przypadła jaśnie państwu do
smaku! Komu się nie podoba, może się zabierać. Do tinglów! Do bajzli! Do zamtuzów!
Tam wasze miejsce! Z Panem Bogiem! Zawstydzeni słuchacze zwiesili z pokorą głowy;
nikt nie ruszył się z miejsca prócz jakiegoś staruszka, który wysunął się po cichu.
Tyran potoczył groznym wzrokiem po sali i rzekł: A teraz, dla kolegi Weselskiego
jako wykonawcy, jak również dla autora piosenki « potrójny kabaretowy » . Sala
zagrzmiaÅ‚a potrójnym kabaretowym . Conférencier zÅ‚agodziÅ‚ nieco surowe oblicze
i rzekł udobruchany: A teraz kolega Weselski odśpiewa wam jeszcze dwie piosenki:
Wal c szału i Hulaj dusza . I tak się też stało.
Po numerze kolegi Weselskiego posypały się dalsze. Były tam i bajeczki, i morały
, i żydowskie anegdoty, i nieodzowny dziadek , i kilka jedynaczek z obiecującymi
pseudonimami, jak milucha , przylipeczka , i różne różności. Pod koniec pierwszej
części programu pojawiły się i gwiazdy . Jedną z nich był liryczny tenor o miłym,
dzwięcznym głosie, wymownej łysinie i dużej dozie sentymentu i smaku; był to ulubieniec
publiczności. Tego wieczora, po raz setny od trzech miesięcy, zniewolony okrzykami
i żądaniami publiczności, odśpiewał swoją najpopularniejszą piosenkę napisaną do
znanej melodii Paul Delmeta Petit chagrin ( str. 154) . Piosenka miała tytuł Biały
kuperek , a słowa tytułu powtarzały się po każdej strofce utworu. Były tam dzieje
jakiejś miłostki studenckiej, dzieje, jak autor zapewniał, nigdy nie zapomniane,
a streszczajÄ…ce siÄ™ w ostatnich wierszach:
Choć odtąd więcej nizli sto Przemknęło przez m a n s a r d ę mą
Hrabin i ścierek Cóż, gdy wśród tylu drogich głów W pamięci mojej żyje ów
BiaÅ‚y kuperek. . . Po gwiezdzie przyszÅ‚o clou. . Jak oznajmiÅ‚ conférencier :
Nasza znakomita koleżanka, Eleonora Duse polskiego kabaretu, wykona berżerety starofrancuskie
w stylowym kostiumie . Tekst tej berżerety, który przytaczam poniżej, widocznie
napisany był pierwotnie do znanej melodii Malgorzatko, kocham cię na rzadko ; jednakże
utalentowany muzyk, pełniący fukcje akompaniatora w tym przybytku, zharmonizował
akompaniament a la Weckerlin tak zręcznie, że istotnie niełatwo się było połapać.
Dla zupełnego stylu doczepiła Duse polskiego kabaretu po każdej strofce omdlewający
refren tandaradai , zaczerpnięty bodaj czy nie z kolegi Waltera von der Vogelweide.
Oto tekst tej berżerety pt. Wietrzyk : Nuta: Margarete, Mädchen ohne gleichen
Kasieńka gdy usnęła, przyszedł swawolny wietrzyk, Z koszulką igrał jej ten psotnik
śmiało zbyt: Odsłonił ponad lewym udem figlarny pieprzyk: Kasieńko, zbudz się, zbudz,
bo potem będzie wstyd.
221 Oj, wietrzyku, mały ty psotniku,
Oj, hultaju, chciałbyś ty do raju, Mam ja tam, ach, mam ja słodką rzecz, Lecz nie
dla ciebie chowam ją, więc idz, wietrzyku, precz;
tandaradai, tandaradai. Przechodził Filon łąką, pasąc owieczki białe, Wtem patrzy:
oczom jego błysnął słodki cud; Skrada się coraz bliżej, spojrzenia topiąc śmiałe,
Lecz, ach, koszulka broni wstępu wyżej ud.
Ach, wietrzyku, maty ty psotniku, Ach, hultaju, prowadz mnie do raju, Wiem ja tam,
ach, wiem ja słodką rzecz, Odsłoń drogę mi, wietrzyku, a potem idz już precz;
tandaradai, tandaradai. Na t ym s t yl owym clou zakończyła się część pierwsza programu.
Oklaski, naddatki, potrójne kabaretowe , wreszcie półgodzinna pauza. Miło było
rozejrzeć się po sali. Stoliki gęsto zajęte przez premierową elitę, piękne panie
wygorsowane, wybrylantowane, z podnieceniem w oczach, wchłaniające z rozkoszą atmosferę
tego przybytku, majÄ…cego w sobie coÅ› z zakazanego owocu; panowie we frakach lub smokingach,
wytworni, lecz z owym nieuchwytnym odcieniem poufałej nonszalancji, dostrojonej z
najlepszym smakiem do ram wesołego lokalu 13 ; flaszki szampańskiego wdzięcznie kąpiące
w kubełkach swe ponętne kształty, słowem: żyć nie umierać! Naraz światła przygasły,
w sali zapanowała niemal zupełna ciemność. Ze strony, w której znajdowała się scenka,
roz l e g ł y s i ę p o s ę p ne d z wi ę k i pogrzebowego dzwonu, do którego przyłączyła
się niebawem przenikliwa sygnaturka za topielców. Wyznaję, że dreszcz mię przeszedł.
Teraz najciekawsze: część macabre , objaśniła mnie uprzejmie sąsiadka. Nie wiedziałem
jeszcze wówczas, iż w każdym szanującym się polskim kabarecie musi znajdować
się w programie pewna ilość numerów odsłaniających rany społeczne . Wreszcie
dzwony ucichły, kurtyna rozsunęła się wśród ciszy przepojonej elektrycznością oczekiwania
i na scenie oÅ›wietlonej promykiem zimnego seledynowego Å›wiatÅ‚a ukazaÅ‚ siÄ™ conférencier.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]