[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Biskup Stanisław, którego wcześniejszych dziejów i kariery nie znamy, objął diecezję
krakowską w 1071 r. po zgonie poprzednika na tym stanowisku Suły-Lam-faerta.
Dopiero pózna tradycja pisana związała Stanisława z możnowładczym rodem Turzynów
oraz wsią Szczepanowem, ale wersji tej nie można skontrolować. Jedno wszelako jest
pewne, że swoją godność biskupa krakowskiego otrzymał z wyboru i decyzji księcia
Bolesława II, który podobnie jak jego poprzednicy na tronie polskim od czasów
zjazdu gnieznieńskiego w roku tysięcznym dysponowali prawem inwestytury
świeckiej w stosunku do Kościoła. Przyjąć tedy trzeba, że książę na pasterza
najważniejszej diecezji w państwie, do tego mającej stolicę w Krakowie, gdzie była
główna siedziba dworu i najwyższych organów zarządzania królestwem, wybrał
najlepszego kandydata, którego wierności i posłuszeństwa był całkowicie pewny.
Przynależąc najpewniej do krakowskiego kleru kapitulnego, blisko powiązanego z
dworem książęcym, był zapewne Stanisław dobrze znany księciu, a może nawet
korzystano z jego usług w celach kancelaryjno-dy-plomatycznych. Wprawdzie jest to
tylko domysł, ale o tyle prawdopodobny, że w otoczeniu panującego niewielu było ludzi
wykształconych i musiano sięgać do pomocy tamtejszego ośrodka kościelnego. jWolno
przypuszczać, że Bolesław myśląc o odbudowie podstaw i reorganizacji sieci
administracyjnej Kościoła, w biskupie krakowskim upatrywał swojego głównego
współpracownika i realizatora tych doniosłych planów. Nie ma powodów wątpić, że
zgodne współdziałanie biskupa z księ-
169
ciem trwało przez pierwsze cztery lata jego rządów w diecezji i że Stanisław, wobec
ewentualnego przedłużającego się wakansu na stolicy arcybiskupiej w Gnieznie, był
czołową postacią polskiego episkopatu, pełniąc zapewne zastępczo, podobnie jak'
wcześniej Aron i Suła, funkcję rzeczywistej głowy Kościoła w Polsce. Kiedy wiosną
1075 r. przybyli na ziemie polskie legaci papiescy, w ich pracach, obok księcia, musiał
czynnie u-czestniczyć biskup krakowski, którego diecezja, jako jedyna bez większych
klęsk przetrwała zawieruchy z lat trzydziestych i funkcjonowała bez przerwy, już przez
to samo zdobywając sobie wyjątkowe miejsce pośród innych stolic biskupich. Nie
wiemy, czy legaci zwołali synod, na którym powzięto ważne dla przyszłości Kościoła w
Polsce decyzje, czy też raczej, wobec poważnych braków w obsadzie biskupstw,
postanowienia zapadły na dworze książęcym, w wąskim gronie złożonym z
wysłanników papieskich, Bolesława i jego najbliższych doradców oraz biskupa
Stanisława i ewentualnie biskupa wrocławskiego, niektórych kanoników krakowskich i
może opatów największych klasztorów benedyktyńskich. Miejscem obrad był zapewne
Kraków i okoliczność ta przydawała roli Stanisława, jako gospodarza, szczególnego
posmaku i znaczenia.
W tym miejscu należy odciąć się od poglądów występujących w naszej dawniejszej
literaturze, jakoby sedno sporu powstałego między królem i biskupem tkwiło w tym, że
Bolesław dążył do przeprowadzenia reformy kościelnej w Polsce w duchu idei
gregoriańskich, natomiast Stanisław był rzecznikiem poglądów konserwatywnych, a
przede wszystkim przeciwnikiem wprowadzenia celibatu (bezżeństwa) kleru świeckiego.
Koncepcja ta jest całkowicie wydumana i na jej poparcie trudno znalezć jakikolwiek
rzeczowy argument. Legaci mogli przedstawić polskiemu środowisku kościelnemu
l
M
170
i dworowi podstawowe założenia ideowe i kościelno-poli-tyczne Grzegorza VII, ale
musieli liczyć się z faktem, że Kościół polski był absolutnie nie przygotowany do
akceptacji i wprowadzenia reform w tym duchu. Idee emancypacyjne wobec władzy
świeckiej, w tym walka z inwestyturą książęcą, a także problemy celibatu i wzmożenia
dyscypliny wewnętrznej miały się w Polsce ujawnić dopiero w ponad sto lat pózniej,
najpierw na zjezdzie łęczyckim w 1180 r., a ze znaczniejszą siłą w początkach XIII
wieku. Rozpatrywanie z gruntu fałszywego założenia, w myśl którego książę był
zwolennikiem programu gregoriańskiego, godzącego w konsekwencji w jego
uprawnienia choćby jako decydenta przy obsadzie wakujących biskupstw
natomiast biskup miał być tegoż programu przeciwnikiem, chociaż jego przyjęcie
podniosłoby prestiż i zwiększyło władzę książąt Kościoła, a więc i jego samego
wydaje się zbędne.
Pośród innych krańcowych i nie do przyjęcia koncepcji znajduje się teza, której
najpełniejszy kształt nadała przed dwudziestu laty Karolina Lanckoroń-ska. Był to
wówczas okres wzrostu zainteresowań niektórych historyków sprawą żywotności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]