[ Pobierz całość w formacie PDF ]
widzenia, Ian.
Patrzyła za nim i czuła, że wszystko się w niej
gotuje. Fergus parę razy wspomniał o Ianie, pytał
o datę ślubu -wyraznie ciągnął ją za język, prowokując
do tych idiotycznych odpowiedzi, a przez cały czas
znał prawdę... To było strasznie upokarzające. Nigdy
mu tego nie wybaczy i nigdy, nigdy więcej nie zechce
go widzieć, postanowiła kategorycznie, ale w środku
czuła się chora z rozpaczy.
Zobaczyła go już następnego dnia. Szukała na
poddaszu koszyka dla Simpkinsa, gdy do jej uszu
dotarł szmer samochodu. Zerknęła przez małe okienko.
Fergus właśnie wysiadał. Zdążyła pędem zbiec bocz
nymi schodami i przez kuchnię wyślizgnęła się do
ogrodu. Pognała do małej furtki w murze i odetchnęła,
gdy znalazła się na łące. Za łąką płynęła rzeczka.
Zręcznie przedostała się po kamieniach na drugi jej
brzeg i skierowała kroki w stronę sosen u stóp
wzgórza. Usiadła na pniu powalonego drzewa, żeby
zebrać myśli. Głupio było tak uciekać, stwierdziła.
I tak, prędzej czy pózniej, gdzieś na niego wpadnie.
Na razie nie miała jednak zamiaru wracać do domu.
Fergus rozmawiał tymczasem w salonie z panią
Macdonald. Gdy słońce wychyliło się zza chmur
i oświetliło wszystko nagłym blaskiem, przez duże
okno od razu zauważył rysującą się w oddali sylwetkę
Rosie.
- Była na poddaszu, kiedy przyjechałeś - tłumaczyła
JEZLI PRZESTANIEMY SI KAÓCI
matka. - Słyszałam, jak ciągnęła jakieś pudło. Ta
podłoga tak okropnie skrzypi...
- Teraz siedzi po drugiej stronie rzeki. PrzejdÄ™ siÄ™
tam...
Rosie nie patrzyła w stronę domu. Obserwowała
właśnie małą rudą wiewiórkę, gdy nagle poczuła na
ramieniu dotyk czyjejś ręki.
- No i dlaczego uciekłaś? - zapytał Fergus bez
żadnych wstępów.
- Uciekłam? Skądże, miałam ochotę się przejść...
- Czemu mi powiedziałaś, że masz zamiar wyjść za
doktora Douglasa? I dlaczego...
- Wciąż tylko te pytania! - przerwała mu oprysk
liwie. - Nie powiem ci!
- Wobec tego ja odpowiem za ciebie - odparł,
przyglądając się jej rumieńcom.
- Tylko spróbuj, a nigdy się do ciebie nie odezwę!
I tak zresztą nie miałam zamiaru.
- Ciekawe dlaczego? Czym ci się naraziłem, że
jesteś tak bardzo na mnie rozgniewana? Cóż takiego
zrobiłem? - Mówił poważnie, ale było jasne, że ze
wszystkich sił stara się nie roześmiać.
- Och, nic, zupełnie nic. A w ogóle o co tyle
hałasu? I dlaczego nie jesteś w Edynburgu?
- Przyjechałem, żeby się z tobą spotkać, ale ty nie
chcesz mnie widzieć, prawda, Rosie?
- Nie, nie chcę. I marzę o tym, żebyś już sobie
wreszcie poszedł!
- No cóż, niech będzie - odparł tak obojętnie,
jakby to zupełnie nie miało dla niego znaczenia.
Zliczny mamy dzisiaj ranek, prawie żałuję, że nie
jestem pasterzem lub farmerem.
Uśmiechnął się na widok jej zdumionej miny
i poszedł. Odczekała, aż przeszedł przez rzeczkę
i zniknął za furtką, po czym siadła i rozbeczała się.
Była głupia i dziecinna, przyznała sama przez sobą.
140 JEZLI PRZESTANIEMY SI KAÓCI
I co z tego? On i tak niedługo się ożeni, jej mógł
zaofiarować tylko przyjazń. Chciała czegoś więcej,
a to było niemożliwe. Mogła też wszystko, co się
zresztą zdarzyło, obrócić w żart. Rozstaliby się
z uprzejmą, choć może nieszczerą nadzieją, że jeszcze
kiedyś się spotkają. Lecz taka przyjazń szybko
umarłaby śmiercią naturalną. Cóż, teraz i tak na
wszystko było już za pózno...
Wróciła do domu i przez kilka godzin miotała się
wśród zniszczonych mebli, kufrów ze starociami
i stosów książek, robiąc taki hałas i tracąc przy
okazji tyle energii, że gdy przyszła pora na lunch,
mogła już niemal spokojnie napomknąć o wizycie sir
Fergusa.
- Wpadł tylko na parę minut... Był w Oban? Nie
zdążyłam się dowiedzieć...
- Jechał do domu - wyjaśnił ojciec i spytał, kto
zabiera ją na szkocki bal, który ma się odbyć w Fort
William w przyszłym tygodniu.
- Ian Douglas - odparła. - Będzie świetna zabawa.
Do końca posiłku rozmawiali tylko o balu.
Następnego dnia poszła zobaczyć, jak się czuje
mały Jamie. Wciąż gorączkował, ale doktor Douglas
twierdził, że to normalne. Miała jednak własne powody,
by zadzwonić do niego. Zagaiła na temat Jamiego
i zapytała:
- Ian, mógłbyś coś dla mnie zrobić?
- Oczywiście, jeśli tylko będę mógł.
- Wybierasz się na ten bal? Tak? Sam? Mógłbyś
mnie ze sobą zabrać? Nie musisz się mną przez cały
wieczór zajmować, po prostu chciałabym z kimś
pojechać.
- Z przyjemnością. Nie zapraszałem cię, bo myś
lałem, że pewnie przyjedzie sir Fergus. Zawsze bywa
na tym balu.
Dobrze o tym wiedziała. Tym razem też na pewno
JEZLI PRZESTANIEMY SI KAÓCI 141
tam będzie -jego posiadłość leżała tuż obok, a rodzinę
Cameronów wszyscy dobrze znali.
- Wpadniesz po mnie? Przyjedz na obiad, jeśli
masz chęć.
- Wspaniale. O ósmej? Do zobaczenia.
Parę dni minęło bardzo szybko, Ian Douglas zjawił
się punktualnie i musiał w duchu przyznać, że Rosie,
w białej szyfonowej sukni przepasanej kraciastą szarfą,
jest jedną z najładniejszych dziewcząt, jakie kiedykol
wiek spotkał. Za jakieś pięć lat, pomyślał, może z niej
być akurat taka żona, jakiej będę potrzebował. Trochę
mało pieniędzy, ale to dobra rodzina, no a ta jej
buzia i figura... Szkoda tylko, że taka kłótliwa...
Jednak tego dnia Rosie nie kłóciła się przy obiedzie.
Wręcz przeciwnie, była wcieleniem słodyczy, Ian
zaprowadził ją do samochodu z nadzieją na mile
spędzony wieczór.
Hotel był już pełen gości ubranych w tradycyjne,
szkockie stroje. Panie miały na sobie białe suknie,
a mężczyzni kilty, czyli kraciaste spódniczki do kolan.
Wszyscy wspaniale się bawili przy dzwiękach szkockich
melodii. Rosie tańczyła znakomicie. Lubiła żywe,
miejscowe tańce, a także te bardziej konwencjonalne,
Ian był zaś doskonałym partnerem. Oboje znali tu
sporo ludzi, więc od czasu do czasu tańczyli z kimś
innym, aby w końcu spotkać się znowu, gdy podano
kolacjÄ™.
Szli właśnie w stronę stołu, gdy Rosie zauważyła
Fergusa. Zbladła na jego widok. Był diabelsko
przystojny - w kilcie prezentował się doskonale.
Rozmawiał właśnie z córką Provostów. Nigdy nie
lubiła tej dziewczyny, ale teraz chętnie by ją udusiła.
Nie mogła nawet udać, że go nie widzi, toteż posłała
mu promienny uśmiech, przesunęła wymownym
spojrzeniem po sukience jego partnerki, przy stole zaÅ›
natychmiast stała się duszą towarzystwa.
JEZLI PRZESTANIEMY SIE KAÓCI
142
Po kolacji przetańczyła wszystkie melodie. W swojej
próżności miała cichą nadzieję, że sir Fergus poprosi
ją do tańca, a ona mu odmówi. On jednak ani razu
jej nie poprosił. Zupełnie, jakby jej tu nie było.
Na koniec odśpiewano Auld Land Syne", starą
szkocką pieśń o dawnych, dobrych czasach i wszyscy
wysypali się do hotelowego foyer. Ian wyszedł, aby
podjechać samochodem przed wejście, Rosie stała
obok szatni, czekając na niego. W tłumie ludzi nigdzie
nie było widać Fergusa. Pewnie odwozi teraz do
domu córkę Provostów, pomyślała kwaśno i w tej
samej chwili usłyszała jego głos tuż przy uchu:
- Cudowny wieczór, prawda, Rosie? Młody Douglas
musi być z ciebie strasznie dumny.
- Daruj sobie te złośliwości - odparła gorzko.
- Miałeś chyba niezły ubaw, gdy Ian powiedział ci,
że... - przerwała, by zamienić dwa słowa z sir
Williamem Bruce'em. Starszy pan miał już osiem
dziesiątkę na karku, ale nie opuścił do tej pory
żadnego balu. Ukłoniła się staruszkowi, po czym
spojrzała promiennie na Fergusa. - Mam nadzieję, że
cię już nigdy nie zobaczę - stwierdziła, a dla uszu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]