[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co za pewność siebie!
- Bo wiem, że jestem najlepszy.
- Jaki skromny!
- Nie ma tu miejsca na skromność. Jestem najlepszym
pilotem śmigłowca, jakiego znam, koniec, kropka. - Męż
czyzna poprawił się na fotelu. - Nie musisz lecieć, jeśli nie
chcesz. Nie chcę cię do niczego zmuszać. Ale to dla mnie
ważny dzień. Pierwszy lot od wielu miesięcy. Bardzo
chciałbym, żebyś była ze mną. - W oczach zapaliły mu się
iskierki humoru. - Poza tym pięćdziesiąt jeden procent te
go helikoptera należy do ciebie.
- Tak, ale...
- Potraktuj to jako rutynowe sprawdzenie inwentarza.
- Dobrze. - Zachowywała się nielogicznie, dobrze o tym
wiedziała. Nie było powodów do obaw.
Randee spacerowała nerwowo, podczas gdy Cord
sprawdzał gotowość maszyny do lotu. Pózniej pomógł jej
wejść do kabiny, a następnie sam usiadł na fotelu pilota.
Pozmieniał ustawienia na kilkunastu tajemniczych przy
rządach na desce rozdzielczej. Randee po raz trzeci spraw
dziła zapięcie pasów bezpieczeństwa. %7łołądek skurczył jej się
ze strachu. Przyszła jej do głowy jeszcze jedna wymówka.
- A propos inwestycji. Czy taka wycieczka to nie mar
nowanie paliwa? Powinniśmy przewozić pasażerów, a nie
latać dla przyjemności.
- Moja droga wspólniczko, nie doceniasz mnie. To za
planowany kurs. Po prostu będziesz mi towarzyszyć.
Wyjaśnił jej, że lecą w głąb wyspy po jakiegoś bogate
go farmera, żeby zabrać go na lotnisko.
- W takim razie, nie mam już żadnych wątpliwości. Le
cimy.
111
Anula & Irena
Scandalous
Podał jej słuchawki, żeby mogli rozmawiać w czasie lo
tu. Randee założyła je i ścisnęła mocno palce. Cord włą
czył silnik i po otrzymaniu zezwolenia z wieży kontrolnej
wzbili się w powietrze. Randee powtarzała sobie w my
ślach, że nie ma się czym przejmować, bo przecież setki
turystów każdego dnia przeżywają podobną przygodę.
Przez pierwszych kilka minut lotu nie mogła opanować
strachu, ale wkrótce zrelaksowała się całkowicie. Mimo że
spędziła wiele lat na Hawajach i myślała, że dobrze je zna,
dopiero teraz odkryła ich piękno.
Cord leciał na północ wzdłuż wybrzeża Kohala. Pod ni
mi rozciągały się czarne pola lawy, gdzieniegdzie rozja
śnione białymi wysepkami piasku i zielonymi oazami
palm, które wulkan oszczędził od zagłady. Każda z plaż
wyglądała jak odcięty od świata rajski ogród.
- Wulkan ma wielką władzę - wymruczała pod nosem
Randee, ale dzięki mikrofonowi w słuchawkach Cord wy
raznie ją usłyszał.
- Masz rację. Po drugiej stronie wyspy, ciągle wypluwa
lawę, z każdym dniem powiększając powierzchnię lądu.
Całkiem niedawno wielu mieszkańców straciło przy tym
dach nad głową.
Randee miała wrażenie, że zaledwie w kilka minut do
tarli do północnego krańca wyspy. Cord zawrócił na po-
łudniowy-wschód i natychmiast dało się wyczuć zmianę
klimatu. Wzdłuż wybrzeża Hamakua rozciągały się zielo
ne pola uprawne trzciny cukrowej. Zniżyli lot, żeby Ran
dee mogła zobaczyć wąwozy i doliny, które woda i wiatr
wyżłobiły w glebie.
- Niezwykłe, prawda? - Nawet zniekształcony przez
słuchawki głos mężczyzny zdradzał głębokie wzruszenie.
- Rzeczywiście. Przyzwyczaiłeś się już do tego widoku,
mając go na co dzień?
112
Anula & Irena
Scandalous
- Nie. Krajobraz wyspy zmienia się z dnia na dzień.
A mimo to jest w nim coś uniwersalnego.
Zachwyt w głosie Corda odciągnął uwagę Randee od
widoków za oknem. Spojrzała na niego i miała wrażenie,
że po raz pierwszy jest w stanie odczytać jego myśli. Zro
biło to na niej większe wrażenie niż przepiękny krajobraz
wyspy. Uścisnęła mu dłoń.
- Dziękuję, że mi to pokazałeś.
v
- Jest jeszcze wiele do zobaczenia. - Uśmiechnął się do
niej. - Ale nie zapominajmy o obowiązkach, wspólniczko.
- Zawrócił w głąb wyspy. - Wracamy do pracy.
Kiedy zwiększyli pułap lotu, zauważyli, że pogoda za
czyna się pogarszać. Niebo pociemniało i Randee wyczu
ła, że temperatura na zewnątrz gwałtownie spadła.
- Daleko jeszcze? - Nie udało jej się ukryć zdenerwo
wania.
- Spokojnie, jesteśmy prawie na miejscu. Lecimy wła
śnie nad ranczem Parkera.
Randee spojrzała w dół na ogromną zieloną przestrzeń,
stanowiącą zaledwie niewielką część posiadłości Parkera.
Cord mówił, że ranczo Kiawe, na które lecieli, to nic w po
równaniu z tym pod nimi. Właściciel Kiawe, J. D. Perry,
wzbogacił się na wydobyciu ropy naftowej w Teksasie.
Dzielił swój czas między Hawaje i interesy na kontynen
[ Pobierz całość w formacie PDF ]