[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzającym stan jego ducha. To Bonnie była moją
matką. Ojciec był z nią tylko raz. Wcale nie była jego
kochanką. A przez wszystkie te lata...
Przez wszystkie te lata potępiałem go. I potępiałem
Bonnie, cudowną, ciepłą Bonnie z szerokim
S
R
uśmiechem, zawsze gotową mnie przytulić i pocieszyć,
kiedy się przewróciłem, albo dodać otuchy po niepowo-
dzeniu w szkole. Kiedy byłem mały, kochałem ją, a
potem zacząłem uważać za kochankę ojca i odtrąciłem.
Nigdy nie miałem okazji powiedzieć jej, jak wiele dla
mnie znaczyła. Nawet nie zostałem na jej pogrzebie!
A ona była moją matką!
Ból rozdzierał mu serce.
Nie wiedział. Nigdy nie podejrzewał. A teraz, niestety,
jest już za pózno!
Kilka tygodni przed terminem porodu Maree i Bonnie
pojechały do wioski, z której pochodzę - czytał dalej. -
Miejscowa położna, moja kuzynka, pomogła Ci się uro-
dzić. Nie było problemu z zarejestrowaniem ciebie jako
syna Maree.
Tego dnia wyzbyłem się wszelkich wątpliwości, jakie
jeszcze miałem co do tego całego przedsięwzięcia. Speł-
niło się marzenie Maree. A ja miałem syna!
Kupiłem Bonnie dom w pobliżu naszego. Wzbraniała
się, nie chciała żadnej zapłaty, zrobiła to z miłości do
Maree, lecz my nalegaliśmy. Dorastałeś więc otoczony
miłością obu kobiet, Bonnie i Maree, które teraz stały
się sobie jeszcze bliższe. Pewnego dnia przyrzekłem
sobie, że kiedyś powiem Ci prawdę. Ale Maree była tak
szczęśliwa, że nie mogłem jej tego zrobić. Musiałem
poczekać, aż i ona będzie gotowa uczynić takie wyzna-
nie. Była tak dumna, że jest matką, a Ty jej synem.
A Ty i tak przecież kochałeś Bonnie. Wydawało mi
S
R
się, że to nie ma znaczenia, że nie możesz jeszcze bar-
dziej jej kochać, nawet gdybyś wiedział, że jest Twoją
matką. Ale to miało znaczenie. Kiedy obie zginęły, zro-
zumiałem, że zwlekałem za długo i że nie ma sensu w
ogóle niczego Ci mówić. Znienawidziłbyś mnie za to, że
Ci nie powiedziałem, że Cię oszukałem, że pozbawiłem
Cię szansy poznania Bonnie jako kobiety, która cię uro-
dziła, i kochania jej jako matki. A Ty i tak mnie zniena-
widziłeś. Wówczas byłem na Ciebie zły, wściekły, jak
bez wątpienia pamiętasz, lecz w końcu to bez znaczenia,
że złościłeś się na mnie z niewłaściwego powodu. Zasłu-
żyłem na Twoją wściekłość. Odsunąłeś się od Bonnie, a
ja przyjąłem Twoją pogardę za karę. W jakimś sensie
straciłem Ciebie, kiedy straciłem i miłość mojego życia,
i matkę mojego syna. Ale zawsze, zawsze byłem z Ciebie
ogromnie dumny.
Przez zamglone Izami oczy Zane dokończył czytać list,
odłożył go na bok i z ciężkim westchnieniem odchylił
się na oparcie kanapy.
- Zane? - Uniósł powieki: Ruby pochylała się nad nim
piękna jak anioł. - Przyszykowałam ci coś ciepłego do
wypicia. Pomyślałam, że dobrze ci zrobi.
Nawet nie słyszał, jak wychodziła z pokoju, po to, żeby
się zatroszczyć o jego potrzeby. Już miał jej powiedzieć,
że ją kocha, lecz zrezygnował. Nie chciał ryzykować, że
ją znowu rozgniewa. Nie chciał jej przygnębić, już i tak
miał wiele powodów, żeby ją przepraszać, a po ostat-
nich rewelacjach było ich jeszcze więcej.
S
R
Dziękuję - szepnął i wypił łyk kawy doprawionej bran-
dy. Ciepły płyn przyjemnie rozlał się po jego ciele. I
nagle przyszło mu do głowy, że mógłby powiedzieć coś
więcej, coś, w co nigdy nie wierzył, lecz co dzisiaj od-
krył. - Ojciec był dobrym człowiekiem. %7łałuję, że
wcześniej sobie tego nie uświadomiłem.
Och, Zane - westchnęła Ruby. W oczach miała łzy
wzruszenia. - Był dobry.
Chcę przeczytać resztę listów - stwierdził. - Poczekasz?
Potem odwiozę cię do domu. I chcę, żebyś ty przeczyta-
ła list Laurence'a, bo to ty sama odkryłaś prawdę. Może
dostrzeżesz w nim coś, co ja przeoczyłem?
Ruby umościła się na kanapie naprzeciwko niego.
-Oczywiście, że poczekam - obiecała.
Podał jej niebieskie kartki, a sam sięgnął do skrzyneczki
poławiacza pereł.
Wszystkie listy były do siebie podobne, lecz teraz czytał
je nie jako sprawozdanie z tego, co robił, lecz jako
opowieść o wakacjach spisaną przez kobietę, która go
wychowywała, dla kobiety, która go urodziła. Każde
słowo świadczyło o niesamowitej więzi, jaka je łączyła.
Już myślał, że w skrzynce nic więcej nie ma, kiedy na
samym dnie znalazł pocztówkę, której wcześniej nie
zauważył. Wyjął ją, spojrzał na zdjęcie: Disneyland,
Los Angeles. Pamiętał tamte wakacje. Miał osiem lat.
Odwrócił widokówkę i doznał wstrząsu, rozpoznając
własne pismo.
S
R
Kochana ciociu Bonnie,
Disneyland jest super, ale mnie strasznie Ciebie braku-
je.
Kocham Cię bardzo, bardzo.
Zane.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]