[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pierwsza niespodzianka wszakże nie należała do żadnej z tych dwóch
grup, była tylko miła, drobna i dla nikogo nieważna.
Druga niespodzianka: do pokoju wchodzi gęsiego czworo ludzi;
pozdrawiają po czesku pilnujących cywilów i mnie, siadają za stołem,
rozkładają akta, zapalają papierosy, powoli, całkiem powoli, jak gdyby byli
tutejszymi urzędnikami. Ale przecież ich znam, przynajmniej troje z nich
znam, przecież to niemożliwe, aby byli na służbie Gestapo, czy może
jednak? I oni także? Przecież to jest R., dawny sekretarz partii i związków
zawodowych, trochę" narwany, ale wierny nie, niemożliwe. A to jest
Anka Witkowa, wciąż jednako prosta i piękna, choć już całkiem osiwiała,
bojowniczka pewna i nieugięta nie, niemożliwe. A to jest Waszek, murarz
z północno-czeskiej kopalni, a potem obwodowy sekretarz partii, jakże
mógłbym go nie poznać? Jakież boje przeżywaliśmy razem na północy;
czyżby i jemu mogli złamać kręgosłup? Nie, niemożliwe. Ale czegóż tu
chcą? Cóż więc tu robią?
Jeszcze nie znalazłem odpowiedzi na te pytania, a już się gromadzą
nowe. Przyprowadzają Mirka i małżonków Jelinków, i małżonków Friedów
tak, to wiem, ci zostali, niestety, aresztowani razem ze mną. Ale dlaczego
jest tu także Paweł Kropaczek, historyk sztuki, który pomagał Mirkowi w
pracy wśród inteligencji? Kto o nim wiedział oprócz mnie i Mirka? I
dlaczego mi ten wysoki młodzieniec o poranionej "twarzy daje znak, że się
nie znamy? Przecież ja go naprawdę nie znam. Kto to jest właściwie?
Sztych? Doktor Sztych? Zdeniek? Ale, Boże, to oznacza grupę lekarzy! A
któż o nich wiedział oprócz mnie i Mirka? I dlaczego przy śledztwie w celi
pytali mnie o czeską inteligencję? Skąd przyszło im na myśl, aby mnie
łączyć z pracą wśród inteligencji? Kto o tym wiedział oprócz mnie i Mirka?
Nie trudno było dać odpowiedz, ale była ona ciężka, była okrutna:
54
Mirek zawiódł. Mirek sypał. Jeszcze przez chwilę mogłem mieć nadzieję,
że może chociaż nie powiedział wszystkiego. Ale potem przyprowadzili na
górę nową grupę więzniów a ja patrzyłem:
Oto Władysław Wanczura, prof. Felber i jego syn, Bedrzych Wacławek,
ucharakteryzowany nie do poznania. Bożena Pulpanowa, Jindrzych Elbl,
rzezbiarz Dworzak, wszyscy, którzy tworzyli albo mieli tworzyć Narodowy
Komitet Rewolucyjny czeskiej inteligencji, wszyscy są tutaj. O pracy
wśród inteligencji powiedział Mirek wszystko.
Pierwsze dni w Petschkowym Pałacu nie były dla mnie bynajmniej
lekkie. Ale to był najcięższy cios, jaki mi zadano. Spodziewałem się
śmierci, ale nie zdrady. I choć chciałem to osądzić jak najspokojniej, choć
przypominałem sobie wszystko, czego Mirek nie powiedział, mimo to nie
mogłem znalezć innego słowa; to była zdrada. Nie zwykłe zachwianie się,
nie słabość, nie załamanie się człowieka męczonego na śmierć i
szukającego ulgi w gorączce, nic, co by się dało usprawiedliwić. Teraz
zrozumiałem, skąd się tu wzięła Aniczka Jirasko-wa, u której spotykaliśmy
się kilkakrotnie z Mirkiem. Teraz zrozumiałem, dlaczego jest tu Kropaczek
i dr Sztych.
Niemal codziennie potem chodziłem na Czterechsetkę" i codziennie
dowiadywałem się nowych szczegółów. Było to smutne i przerażające.
Pomyśleć, że był to człowiek o mocnym charakterze, który nie krył się
przed kulami, walcząc na froncie hiszpańskim, i nie ugiął się przechodząc
okrutne doświadczenia obozu koncentracyjnego we Francji. Teraz blednie
przed trzcinką w ręku gestapowca i sypie w obawie, aby mu nie wybito
zęba. Jak powierzchowna była ta jego dzielność, skoro nie wytrzymała
kilku uderzeń. Tak powierzchowna jak jego przekonania. Był silny w
gromadzie, otoczony kolegami o tym samym sposobie myślenia. Był silny
dlatego, ponieważ myślał o nich. Teraz, izolowany, samotny, otoczony
przez napierającego nieprzyjaciela, stracił siłę całkowicie. Stracił wszystko,
bo zaczął myśleć o sobie. Aby ocalić własną skórę, poświęcił kolegów.
Stchórzył i z tchórzostwa zdradził.
Nie powiedział sobie, że lepiej jest umrzeć niż rozszyfrować materiał,
który u niego znalezli. Rozszyfrował go. Wydał nazwiska. Wydał adres
nielegalnego mieszkania. Przyprowadził agentów Gestapo na spotkanie ze
Sztychem. Posłał ich do mieszkania Dworzaka na spotkanie z Wacławkiem
i Kropaczkiem. Wydał Aniczkę. Wydał nawet Lidę, dziewczę pewne i
55
odważne, które go kochało. Wystarczyło niewielu uderzeń, aby powiedział
połowę tego wszystkiego. A gdy już był przekonany, że ja nie żyję i że już
nie będzie musiał przed nikim odpowiadać, dośpiewał resztę.
Nie zaszkodził tym mnie. Byłem już w rękach Gestapo, cóż mi jeszcze
mogło zaszkodzić? Przeciwnie. Zeznania jego były czymś konkretnym, na
czym oparło się całe śledztwo, niby początek łańcucha, którego dalsze
ogniwa ja miałem w ręku i które by z chęcią poznali; tylko dlatego
przeżyłem potem stan wyjątkowy, a ze mną i większa część naszej
grupy.'Ale nie byłoby żadnej grupy, gdyby spełnił swój obowiązek. Dawno
zamordowano by nas obu; ale żyliby inni i pracowaliby po naszej śmierci.
Tchórz przegrywa więcej niż własne życie. Przegrał. Zdezerterował ze
sławnej armii i naraził się na wzgardę najpodlejszego nawet z
nieprzyjaciół. I choć jeszcze żywy, nie żył już; wyłączył się bowiem z
kolektywu. Usiłował potem coś niecoś naprawiać, ale już nigdy nie został
przyjęty z powrotem, co jest straszniejsze w więzieniu niż gdziekolwiek
indziej.
Więzień i samotność te dwa pojęcia zwykle zlewają się razem. A jest
to wielka pomyłka. Więzień nie jest samotny, więzienie jest wielkim
kolektywem i nawet najściślejsza izolacja nie może z niego nikogo
wyrwać, o ile się sam nie wyłączy. Braterstwo uwięzionych jest tu poddane
ciśnieniu, które je koncentruje, hartuje i czyni tym wrażliwszym. Przenika
poprzez ściany, które żyją, mówią lub wystukują sygnały. Obejmuje cele
[ Pobierz całość w formacie PDF ]